Ostatnie odpowiedzi na forum
ania_walczę_o_mamę Ja jestem z Rzeszowa, mama mieszka 50 km od Rzeszowa. Tutaj się leczy. Tak w sumie wyszło, od razu z ginekologii przenieśli ją na onkologię ginekologiczną. Na Podkarpaciu mamy jeszcze jedno większe centrum onkologii w Brzozowie, w sumie to się zastanawiam czy może tam byłoby lepiej, ale ilu ludzi tyle opinii. W Rzeszowie ma mnie pod ręką.
marysia90 oj udziela się. Zadbaj o siebie. Ja przez chorobę mamy nabawiłam się silnej nerwicy, potwierdzonej dzisiaj przez lekarza. Często jest też tak, że chore mamy bardziej przejmują się tym jak radzą sobie z sytuacją najbliższe osoby. Ja staram się być silna przy mamie, żeby dodatkowo nie obwiniała się za moje kiepskie samopoczucie, lęk, ale bardzo wiele mnie to kosztuje. U nas dochodzą jeszcze inne problemy rodzinne, niezałatwione kwestie od lat. Chodzę po pomoc do psychologa.
Margareta gratulacje :)!!!
Ja mam pytanie... czy Wy po chemii miałyście duży apetyt? Moja mama nie nadąża z robieniem sobie posiłków :) od chemii non stop chodzi głodna... wypróżnia się normalnie. Nie wiem czy to kwestia sterydów, a może tego, że z odkryciem choroby rzuciła palenie.
I jeszcze jedno... jak było u Was po operacji? Czy miałyście wzdęty brzuch? Mama jest 1,5 miesiąca po. Wzdęcia były bardzo silne do 3 tygodni po, problemy z wypróżnianiem. Teraz nadal ma wzdęty brzuch jak coś zje, mówi, że nie boli, ale czuje jakby był taki "nieswój". Rano brzuch jest normalny, po posiłku się napina. Moja pierwsza myśl... wodobrzusze. Jednak w szpitalu zapewniali, że wodobrzusza nie ma, nawet przy tak zaawansowanym procesie nowotworowym nie było go też przed operacją... nie wiem już w sumie co myśleć... jak było z Waszymi brzuchami?
Pozdrawiam
Robaczek90 moja mama też tak powtarza. Właściwie już całkiem doszła do siebie po ciężkiej operacji (po niej były też komplikacje) i mówi, że gdyby nie to że wie, że siedzi w niej to dziadostwo to wszystko jest normalnie. Mój dziadziu jest teraz już w ostatniej fazie choroby nowotworowej, nie tak dawno maszerowałyśmy z mamą do niego na oddział onkologii. Kiedy pielęgniarki po kilku miesiącach zobaczyły mnie znowu na korytarzu a moją mamę w piżamie były w szoku. Wszystko dzieje się tak szybko, że ciężko uwierzyć.
lilith.p czytałam wasz wątek na forum DUM SPIRO-SPERO podziwiam Ciebie i Twoją mamę :)
Dziękuję dziewczyny :) Chyba zaczęłam trochę zmieniać swoje nastawienie. Na początku wiadomo szok, oswajanie się z tematem, szukanie informacji, rozmowy z lekarzami, czekanie na kolejne, niestety złe informacje. Okropny stres, w nocy nie chciałam zasypiać bo wiedziałam, że przyjdzie kolejny dzień a z przebudzeniem pytanie "Czego nowego się dzisiaj dowiem? O jakim kolejnym powikłaniu, kolejnym przerzucie? Teraz jest trochę ulga, że leczenie się wreszcie zaczęło. Walczyć będziemy ile się da, ale tak jak pisze Margareta trzeba docenić codzienność i starać się z niej korzystać jak najlepiej. Oby nasze życie nie płynęło tylko rytmem do kolejnej wizyty w szpitalu i wyników. Dramatyczna ta lekcja od życia, ale trzeba ją przyjąć. Co do lekarzy są różni, ale nawet ten który wyłożył mi kawę na ławę powiedział, że z medycznego punktu widzenia szans na wyleczenie nie ma, ale to się zdarza i wie to z własnego doświadczenia, a nie z bajek. Staram się korzystać z tego co jest teraz. Mama czuję się dobrze, na dzień dzisiejszy to liczy się najbardziej.
Witam serdecznie :) Śledzę Was już od jakiegoś czasu. Dziś postanowiłam się ujawnić, ponieważ widzę jak bardzo się wspieracie, jak dzielnie walczycie. Problem raka jajnika nie dotyczy mnie, ale najbliższej mi osoby - mojej mamy. Diagnoza była dla nas szokiem. Tak jak napisała założycielka tego forum profilaktyka raka jajnika w naszym kraju jest właściwie żadna. Mama chodziła do lekarzy regularnie, mammografia, cytologia, no właśnie standard. Teraz dopiero wiemy, że od jakiegoś czasu miała objawy charakterystyczne dla tej gadziny - ciągła zgaga, niestrawność, wzdęcia. Niestety, lekarz rodzinny przepisywał ranigast. Mama była operowana w styczniu. Prowadzona przez najlepszego ginekologa w naszym regionie, ginekologa chirurga ze specjalizacją onkologiczną. Była operowana celowo na duże mięśniaki. Dopiero podczas operacji okazało się, że mięśniak był jeden i to malutki. ...Reszta to ogromny guz obu jajników, przerzuty do sieci, na otrzewną, wycięte wszystko co bylo widoczne podczas operacji.. Lekarz tłumaczył nierozpoznanie tym, że nie było wodobrzusza...Stopień złośliwości G3, zaawansowanie FIGO wstępnie określone jako IIIC, po dodatkowych badaniach już na onkologii FIGO IV. Niestety jest dużo przerzutów w węzłach chłonnych, najdalej nadobojczykowych, niewielka ilość płynu w opłucnej... Mama jest po pierwszej chemii karboplatyna+taxol+avastin, o który walczyliśmy z krzepliwością. Zniosła ją bardzo dobrze. Właściwie jak do tej pory brak wyraźnych skutków ubocznych (obecnie 5 dzień po I wlewie). Od lekarza usłyszałam, że rokowania są bardzo złe, że nie ma nadziei na wyleczenie. Od innego, że oczywiście można to zaleczyć, przedłużać życia, bo mama jest jeszcze młoda i silna. To jest taki okropny strach, niepewność. Na pytanie ile? Odpowiedział - nie wiem. I tu człowiek od razu wyobraża sobie, czyli jak to, czy zostało nam 3 miesiące, pół roku, rok... Wasze forum trochę dodaje mi wiary, że są osoby w podobnej sytuacji, z podobnym rozpoznaniem, które walczą dłuższy czas. Dziękuję za to wszystkim, którzy się tutaj udzielają, za świadectwo walki. Właściwie nie wiem czego się spodziewam. Może właśnie zrozumienia od osób w podobnej sytuacji. Kiedy jestem u mamy zapominamy trochę o tej chorobie. Jest aktywna, krząta się, gotuje. Chciałabym wierzyć, że taki stan może się jeszcze utrzymywać. Moja mama w tym roku skończy 53 lata. Ja 27. Pozdrawiam wszystkie walczące i wspierających. Jesteście bardzo dzielni.