Ostatnie odpowiedzi na forum
Ale czyje wymogi? Ich jako oddziału? Może niech pokażą Ci jakiś dokument, który świadczy o obowiązku założenia portu... może faktycznie coś takiego weszło w życie, ale nie sądzę...
Mojej mamie powiedzieli, że to dla jej i dla ich wygody. Może ta "ich" wygoda jest tutaj na miejscu pierwszym. Musisz przemyśleć czy chcesz port i ewentualnie interweniować, nie sądzę, żeby istniał jakiś przepis nakazujący Ci wszczepienie portu.
No i wiem, że robią rtg, żeby sprawdzić czy wszystko ok założone.
Hmmm... nie wiem, u mojej mamy choroba jest bardzo zaawansowana, więc wiadomo, że nastawienie jest na dłuższą walkę (mam nadzieję), ale port miały także Panie z niższym. Zapytaj lekarza czy to konieczne. Pisałaś coś, że takie są aktualne wymogi. Moja mama miała zakładany port jakieś 1,5 miesiąca temu i lekarz mówił, że to jej osobista decyzja czy chce.
Moja mama po założeniu mówiła, że to takie uczucie obcego ciała w sobie, ale szybko się przyzwyczaiła, no i swędziało jak każda rana szyta przy gojeniu.
Nini86 moja mama też ma port, od razu przy przyjęciu do szpitala zaproponowali to rozwiązanie i na oddziale gdzie mama zaczynała leczenie prawie wszystkie panie mają, niektóre odmówiły.
Mama zdecydowała się na to, bo zawsze ciężko było jej się wkłuć w żyły, no i pamiętała poparzone żyły mojego dziadka po podawaniu chemii "do ręki".
Takie przykłady jak tatmag i mama lilith.p są nam teraz bardzo potrzebne. Jest nam bardzo ciężko, bo właśnie po 2 latach zmagań z chorobą nowotworową umiera mój dziadek, ojciec mamy.
Wiem, że z mamą może być różnie, ale dajecie siłę !
tatmag... moja mama ma podobne rozpoznanie... każdy przypadek i organizm jest w większym lub mniejszym stopniu inny, ale Twój daje mi nadzieję...
Kotka u mojej mamy było to samo po drugiej chemii okropne bóle kości, najsilniejsze jakoś 3-5 dzień po wlewie, teraz jest już tydzień przed 3 wlewem i bóle ustąpiły.
Madzia38 Co do znajomych... no właśnie ludzie równie reagują, ale takie sytuacje świetnie weryfikuje "przyjaźnie". Mama ma wspaniałe przyjaciółki, które sprawdzają się teraz na medal, ale przekonała się też, że nie na wszystkich można liczyć, chociaż przecież taka weryfikacja jest na plus, człowiek wie, kto naprawdę jest przyjacielem. To samo tyczy się osób wspierających... z własnych obserwacji, mam koło siebie osoby, które nie zrażają się tym, że znowu będę pewnie opowiadać o mojej mamie i raku, ale ta sytuacja pozwoliła mi rozpoznać także takie, co do których już wiem, że mogę co najwyżej iść z nimi na imprezę jak jest dobrze, bo wsparcia u nich darmo szukać :) O ile jeszcze kiedykolwiek będę chciała.
ania_walczę_o_mamę wstydziłam się o tym napisać... też mam ten problem. Mama obiecała mi, że jak zacznie brać chemię przestanie palić. Fakt, pali mniej, właściwie zaciągnie się dwa razy i zgasi, ale... bardzo mnie to martwi. Kupiłam jej nawet takie coś co reklamują do psikania w buzię... nie używa...Z jednej strony... sama palę i się nie dziwię, że przy takim stresie, diagnozie-wyroku jaki usłyszała od lekarza nie może się powstrzymać... z drugiej wiem jakie to złe, ale jest dorosłą osobą, nie wiem czy mogę coś więcej zrobić.
Lupus dzięki, u mamy faktycznie po kilku dniach te bóle kości trochę odpuściły, senność też, jak mówi "znów jest do życia".
A teraz z innej beczki... Czy markery macie robione przed podaniem każdej chemii? Nie mogłam porozmawiać z lekarzem przy ostatnim pobycie mamy i myślałam, że informacje o markerze znajdę w badaniach na wypisie, ale nic nie ma...
juststaystrong moja mama dostała chemie około 6 tygodni po operacji... czekaliśmy aż się didmery ustabilizują, żeby mogła się zakwalifikować do podania chemii z avastinem lekiem który stosuje się w zaawansowanym raku jajnika, ale wiem, że dostaje się chemię też wcześniej