Witam się. Mam na imię Marta.
Jestem tu nowa i chciałabym podzielić się z Wami historią z moją tarczycą.
W 2012 roku zaraz po ślubie udałam się do endokrynologa ponieważ leciały mi włosy garściami. Zrobiłam konieczne badania tarczycowe. Pomimo, że były w normie dr stwierdziła, że mam zapalenie tarczycy i mam przyjmować euthyrox 25. Potem dawki zwiększała i skończyło się w 2014 roku na dawce 25/50.
Przez dwa ostatnie miesiące czułam się fatalnie , osłabiona , bez energii, bez apetytu. Postanowiłam zrobić badania i iść do innego endokrynologa. Przedtem zrobiłam pakiet tarczycowy, wyniki w normie TSH 0,5, a w między czasie okazało się, że zamiast dawki 25/50 przyjmowałam 50/75 - stąd tłumaczyłam sobie mój stan. Endokrynolog nowy zajrzał we wszystkie dotychczasowe wyniki i stwierdził, że skoro nie mam podwyższony anyciał, to nie mam Hashimoto, więc on nie widzi zasadności leczenia, biorąc pod uwagę wynik, z którym pierwszy raz poszłam do endo, gdzie tsh wynosiło 1,49.
Zrobił mi nadzieję, że będę odstawiać już powoli leki. Później przeszedł do badania manualnego i USG.
I zaraz jak przyłożył sondę do prawego płata powiedział, że mam guza 5x4mm. Uspokoił, że to najpewniej cysta lub torbiel. Później zrobił Color Doppler i już przestało być zabawnie, jak okazało się, że guz jest dość bogato unaczyniony. Nie chciał mnie oszukiwać, że to nic takiego i kazał zjawić się na biopsji 29 kwietnia.
Teraz siedzę załamana, przeglądam internet, szukam podobnych historii, które zakończyły się szczęśliwi (bez raka), ale im więcej przeglądam, tym bardziej świruję i przekonuje się, że szczęśliwe zakończenie (diagnoza - łagodna zmiana) mnie nie dotyczy.
A teraz sedno. Wiem, że wszystkie tutaj jesteście zdiagnozowane w przeciwieństwie do mnie, jednak czytanie waszych postów mnie uspokaja i pozwala już na zapas się pogodzić z tym, co mnie czeka.
Czy wasze guzy też były unaczynione?