Rak pęcherza moczowego
Walczę z nim już 8 lat,po pięciu latach walki okazało się, że są nacieki i jedyne wyjście to usunięcie pęcherza i wszystkiego co jest w pobliżu. Decyzja musiała być podjęta błyskawicznie. Oczywiście zdecydowałam się na tak skomplikowaną operację. Od trzech lat mam pęcherz zrobiony z jelita, początki były trudne, ale już jest ok. Myślę, że przerzutów nie będzie, wierzę w to bardzo mocno.
Pozdrawiam wszystkich chorych i zdrowych, życzę wytrwałości i wiary w siebie:))
-
Moni12, tak, mam na myśli, że może to być wynik fałszywie ujemny. Tzn. że nie trafili w to miejsce gdzie są komórki rakowe, a w tym skąd je pobrali akurat ich nie było. Tak się niestety zdarza. Warto to zweryfikować choćby takim prostym i tanim badaniem, jakim jest cytologia osadu moczu. Ale może i ono nic nie pokazać, jeżeli jest regresja. Problem w tym, że progresji na początku nie widać, ani nie czuć.
Dobrze, że zmieniliście ośrodek. Powinno to dać pozytywne efekty, tak jak piszesz.
-
Witaj moni12
To jest grubo nie tak z tym lekarzem zaden lekarz nie robi ci łaski że da skierowanie na TK tak wynik może być dobry chema robi swoje Tu dużo ma do powiedzenia onkolog a onkologa ja i urologa możesz sobie zmieniać do onkologa jest bez skierowania
Ja mam naprawdę bardzo dobrych doktorów i to im nie wieże tylko szukam u innych potwierdzenia na wizyty to ja sam wybiera termin idę kiedy mi coś dokucza czy wynik jest podejrzany ja miałem terminy co 6 mies bywałem częściej to pacyjent wybiera termin
Pozdrawiam
-
eliee
Mąż od samego początku zachowuje się tak jakby nie był chory. On nie potrafi usiedzieć w miejscu. Zawsze wstaje o 5 rano i pracuje w naszym ogródku bo to uwielbia. Zajmuje się naszymi córkami, zwierzętami. Cały czas coś robi. Jakiś czas temu zapytałam go jak on to robi, że w ogóle nie martwi się chorobą, powiedział a co mam płakać, położyć się i czekać na śmierć? żyję tu i teraz i liczy się dziś a nie jutro.
Myślę, że jego nastawienie psychiczne ma duży wpływ na poprawę.
Gaja
Masz rację, że "leczenie" mojego męża jest dziwne o ile można to nazwać leczeniem. Właśnie dlatego zmieniliśmy lekarza i szpital.
Wizyty u onkologa mąż miał średnio co 3 miesiące bo tak kazał lekarz. Wizyta zawsze trwała 3 minuty. Mąż mówił, że miał krwiomocz np przez trzy dni to lekarz mówił " w pana stanie to normalne jeśli krwiomocz będzie trwał dłużej niż 2 tygodnie to zapiszemy się na wypalanko" gdy prosiłam o jakieś badania np tk to mówił, że nie ma takiej potrzeby.
w 2014 mąż miał krwiomocz tylko raz przez dwa dni więc według lekarza nie było potrzeby wykonania turbt.
Jutro będzie konsylium i mam nadzieję, że w końcu mąż jest w rękach dobrych lekarzy, jeśli zdecydują się na radykalną to oczywiście się na to zgodzimy. A co masz na myśli, że dziwnie to wygląda jeśli chodzi o ten ostatni dobry wynik? myślisz, że może to być pomyłka?
-
Witam. Gaja, sądzę podobnie,kazde krwawienie,czy widoczne gołym okiem ,czy wykryte w laboratorium, to sygnał alarmowy.Nawet jednorazowe pojawienie się erytrocytów , wymaga wyjaśnienia. Pisalam,że męża siostra ma także guza w pęcherzu.Gdy z nia się widziałam opowiadała o kilku miesięcznym krwawieniu z pęcherzai leczeniu przez rodzinnego Biseptolem. Widziałam jej wyniki po zabiegu i tam była wzmianka o braku mięsniówki w preparatach. Powiedziałam , że musi koniecznie zapytać urologa co dalej.Otóż okazało sie ,że lekarz na wizycie prywatnej powiedział na jej zapytanie o ta mięśniówke,że on widział podczas zabiegu,że mięśniówka jest niezaatakowana przez raka ,dlatego ograniczył sie do pobrania podścielisa. Czy możliwe jest stwierdzenie na oko, czy w mięśniówce sa komórki raka? U nas w takiej samej sytuacji,zaraz przy odbiorze wyników lekarz powiedział,że jest problem i trzeba zabieg powtórzyc. Oni chca iść ze skargą do dyrektora poradni ,że przez błąd lekarza rodzinnego stracili kilka miesięcy. leczenia.
-
Jesli jest taka watpliwosc co do wynikow ( a nie powinno byc w ogole takiego zjawiska , albowiem na bazie wynikow podejmuje sie bardzo wazne decyzje dotyczace zdrowia pacjenta) to ja postapilabym np tak -> biorac oba wyniki udalabym sie zarowno do pierwszego onkologa , jak i do tego nowego , ponownie zażądalabym badan ( w obu miejscach ) i wyjasnienia rozbieznosci.Pozdrawiam
-
Moni, cuda się zdarzają oczywiście, może jest tak, że choroba się cofnęła. Ale krwiomocz...!? I nic z tym nie robiliście, mówiliście lekarzowi? Przecież to guzy najczęśćiej krwawią.... :( Jakoś to u Was dziwnie wszystko wygląda, zwłaszcza patrząc na ten ostatni dobry wynik. Może warto powtórzyć TURT, cystoskopię? Lepiej jest zdecydować się na radykalną, jeżeli jest teraz możliwa, bo.. przerzutów do całego organizmu nie da się wyleczyć. Dziwi mnie szczerze mówiąc, sposób w jaki leczony jest Twój mąż - takie stadium, chemia, i potem przez rok nie robiono NIC?? Jak to możliwe? Ja bym chyba rozniosła szpital i przychodnię w takiej sytuacji....
-
Moni, wydaje mi sie , ze jednak aktualne wyniki sa prawdziwe.Wyglada na to , ze chemioterapia byla skuteczna. A jakie podejscie do choroby mial Twoj maz -optymistyczne , czy podlamywal sie ? Mysle, ze spokoj i wiara w wyzdrowienie tez czasami czynia cuda ...moim skromnym zdaniem organizm ma duze mozliwosci naprawcze , pod warunkiem , ze stan psychiczny chorego jest dobry , a on sam wierzy , ze bedzie dobrze. Wasz przypadek promieniuje optymizmem .Zycze wszystkiego dobrego Moni.
-
eliee
Wszystko dobrze zrozumiałaś. W 2014 roku mąż nie miał nic robione. Mąż od samego początku czuje się dobrze. Jedyna dolegliwość to krwiomocz co jakiś czas. W trakcie chemioterapii dostawał karboplatynę i gemcytabine.
Sama już nie wiem co o tym wszystkim myśleć.Cieszę się, że jest dobrze ale boję się, że znów wszystko zmieni się o 180 stopni i okaże się, że jednak wcześniejsze wyniki były wiarygodne. Chociaż z drugiej strony wydaje mi się, że gdyby były przerzuty to mąż czuł by się źle i na tk by wyszło, że się powiększyły. Im więcej o tym myślę tym gorzej. Pozdrawiam
-
Dona-ten moment kiedy mu jasno powiem jakie sa zasady, ze nie jedno zdrowie kosztem drugiego nieuchronnie sie zbliza. Ja po prostu po raz pierwszy mam do czynienia z taka sytuacja , ze osoba nie za bardzo mila i uprzejma ( chamidlo po prostu) ...nagle potrzebuje mojej pomocy. I nie jest to zabawa bo chodzi o zycie. On jest bezradny jak dziecko w tematyce szpitale, leczenie , prawa pacjenta , wiedza o chorobie....ale w jego oczach widac strach i szok .Caly czas grzecznie mowie aby byl mily dla mojej mamy i dobry dla naszego syna ....ale zauwazylam , ze on zapomina, albo wypiera sie ...pozniej patrzy w okno ze smutna twarza. Poza tym trzesa mu sie rece -sam nawet powiedzial , ze jakby tak wszystkie choroby swiata nagle go dopadly to juz nie wyrobi /mysli , ze to Parkinson ale on co prawda jest 12 lat ode mnie starszy , ale i tak jest mlody.Zrobie tak jak radzisz dona.
Wiktoria-Masz racje , wiele razy dawalam " druga " szanse i to juz przestalo dzialac. Moj maz chce abym mu pomagala , ale nigdy nie powie slowa dziekuje -przeciwnie , to jest dla niego przykre , rani jego ambicje ...ze stal sie nagle z dnia na dzien slaby ( a to zreszta jest jego interpretacja -bo dla mnie slaby facet to slaba osobowosc i lichy mozg/intelekt)...dlatego moze tak walczy z wiatrakami. Ale z kolei znajmy psychiatra zapytal sie mnie czy wyobrazam sobie jakbym czula sie na jego miescu ? Chyba nie bardzo komfortowo.Ale biorac pod uwage to , ze mamy tez zaprzyjaznionego onkologa, a syn przyjazni sie z jego synem , ktory tez pracuje na Ursynowie w centrum onkologi i jest naukowcem ( szuka lekarstwa na raka ) to juz wszyscy w rodzinie uwazamy majac nieco wieksza wiedze niz statystyczny Polak , ze wczesniej czy pozniej tez mozemy z duzym prawdopodobienstwem na to zachorowac, lecz cale szczescie RAK TO NIE WYROK jak wszyscy mowia . Pozdrawiam Was i bardzo dziekuje za wsparcie w kazdym temacie. <3 <3
-
Eliee przepraszam jeśli cię uraziłam ale tak nie można żyć na dłuższą metę,syn już jest dorosły i zostaliście oboje więc powinniście się wspierać nawzajem, ty jego w chorobie a on ciebie w sprawach zawodowych i domowych a nie tak że ty walczysz o utrzymanie, o pracę ,dom,z jego chorobą a on jeszcze się wyżywa na tobie i to mnie wkurzyło, mój mąż całe życie pracował ale i pił dużo, miał kochanki i znęcał się nade mną i moją córka ale też nie zostawiłam go w chorobie, pomagam mu, jeżdżę do lekarzy na badania i wspieram ale nie pozwolę by mną pomiatał, całe życie walczyłam ze wszystkim i z wszystkimi i o wszystko sama, może dlatego jestem uczulona na krzywdę dobrych kobiet mających mężów tyranów,nie lituj się nad nim bo choroba jaką jest rak nie mija tak jak grypa tylko może ciągnąć się latami a czy ty to wytrzymasz? jeżeli go równo o....isz to nie będzie od tego chorszy tylko się nad tym może zastanowi i wystraszy że może zostać sam ze wszystkimi problemami i chorobą, spróbuj, niczym nie ryzykujesz a możesz zyskać,nie jestem psychologiem to może nie powinnam się wypowiadać ale trochę znam życie i myślę że nie obrazisz się za to co napisałam ,pozdrawiam - lew jest waleczny więc walcz o siebie