Uuu... jak drażliwy czas nastał na forum. To dobrze, że możemy wyrzucić złe emocje, których czasem nie ma gdzie. Borykamy się z podobnymi problemami, których inni nie mogą zrozumieć,choroba zmienia nasze życie, burzy spokój i sprawia, że żyjemy w nieustannym leku. To rodzi napięcie i konflikty. Ja też coraz częściej zaczynam się kłócić z mężem, mamy różne spojrzenie na chorobę. Ja jestem i byłam zawsze przewrazliwiona i nadopiekuncza, mąż to realista i twardy człowiek. Teraz "iskrzy", mąż chce żyć tak jak dawniej, pracować jak dotychczas, jakby nie rozumiał, że musi się oszczędzać. Tak samo z dietą, je co mu teraz przygotowuję, ale słyszałam jak rozmawiał ze znajomym, że żywie go "trawą" (to warzywa) i używam "oleju silnikowego" (to olej lniany albo kokosowy) i, że za chwilę zacznie "gdakac" bo je tylko drób. Fajnie, co?.. Myślę,że praca pozwala mu zapominać o chorobie, dlatego w nią ucieka.Ale przecież to nie zmienia faktu, że jest chory i musi przystopowac. Ja przy wymianie cewniczkow, poprosiłam o zostawienie ich dłuższych, łatwiej mi się wkłada do zastawek zwrotnych w woreczkach. Co do przeplukiwania, to trzeba to robić b.ostroznie i z wyczuciem, ja podaję 1ml soli fizjologicznej (do strzykawki 5ml nabieram 3-4 ml) powoli podaję i odciągam. Leon, nigdy nie myśl o chorobie w kategorii kary i winy. Czasem, naszym stylem życia "pomagamy"chorobie, ale przeważnie nie mamy wpływu na nasze geny i predyspozycje. Czujność, to nasz sprzymierzeniec. Niestety, w przypadku mojego męża zabrakło mi jej...:-(
.