W przypadku niektórych nowotworów narządów miednicy mniejszej, w tym nawrotów, stosuje się operację wytrzewienia miedniczego. Piszą o tym np tutaj
www.dziennikzachodni.pl/artykul/3495617,kiedy-rak-powraca-potrzebne-jest-radykalne-rozwiazanie,id,t.html
w artykule o raku pęcherza także znajdujemy o tym wzmianki
www.przeglad-urologiczny.pl/artykul.php?2575
Wytrzewienie miedniczne (pelvic exenteration)
Wytrzewienie miedniczne zaproponowane w literaturze przez Brunschwiga w 1948 roku uchodzi nadal za „najbardziej radykalne, jak dotąd, postępowanie chirurgiczne w raku zlokalizowanym w miednicy mniejszej” [30, 31]. Według współczesnych danych wskaźniki śmiertelności pooperacyjnej wynoszą od 3% do 5%, a poważne powikłania dotyczą 30-44% operowanych [32-34]. Jednak całkowite 5-letnie przeżycie chorych, którzy przebyli takie leczenie, sięga od 20% do nawet 60%. Wszelkie nowotwory złośliwe zlokalizowane w tej okolicy, a więc rak odbytnicy, pęcherza moczowego czy narządu rodnego, są leczone wielodyscyplinarnie różnymi metodami, m.in. z zastosowaniem radioterapii. W razie niepowodzenia, jako leczenie ostatniej szansy, oferuje się chirurgiczne usunięcie wszystkich narządów miednicy mniejszej w jednym preparacie. Opisywano tzw. odjęcie przednie (pęcherz i narząd rodny), tylne (odbytnica i narząd rodny) lub całkowite (pęcherz, narząd rodny i odbytnica) (ryc. 5) [30].
W pewnych warunkach jedyną możliwością wyleczenia jest całkowite wycięcie zajętych narządów razem z ogniskiem nowotworu. Pozyskanie jednoznacznie dodatniego wyniku biopsji ma zasadnicze znaczenie przed podjęciem leczenia chirurgicznego. Warto stosować tę metodę u chorych, którzy kwalifikują się do tak rozległego zabiegu, a ten może przynieść szansę na wyleczenie. W wyjątkowych sytuacjach wytrzewienie może mieć z założenia charakter operacji paliatywnej, np. w przypadkach raka wywołującego mnogie przetoki pomiędzy przewodem pokarmowym, drogami moczowymi i narządem rodnym (klinicznie tzw. zespół kloaki). Za przeciwwskazania bezwzględne do wytrzewienia miednicznego uznaje się przerzuty do jamy otrzewnej, jelit oraz obecność przerzutów odległych, np. obustronnych przerzutów do płuc.
Nie wiem Anno czy to jakakolwiek wartociowa informacja, ale tylko to udało mi się znaleźć nawiązując do tej trudnej dla Was sytuacji.
Aż mnie zatrzeslo ze złości! Ciekawe czy jeżeli sytuacja dotyczyła by kogoś bliskiego tego lekarza, też proponowałby zaprzestanie leczenia i hospicjum?
Chory system służby zdrowia sprawia, że w walce z chorobą często zostawieni zostajemy sami sobie.
Jak to możliwe?...
Aniu
Szlag mnie trafia, kiedy czytam to co piszesz.
Lekarz nie robi żadnej łaski, że musi pomóc Twojemu mężowi, to jego obowiązek. I nie jemu decydować o tym czy mąż będzie leczony w domu czy w szpitalu,czy skorzysta z hospicjum domowego czy stacjonarnego. To Wy decydujecie!
Masz rację, to podlosc, że lekarz u którego szukamy ratunku i wsparcia, chce mieć problem z głowy.
Nie daj się zbyć byle czym jakiemuś gburowi.
Koniecznie skonsultuj się z proktologiem, widzę, że Agnieszka wysłała Ci namiary. Proszę, nie licz na łaskę jakiegoś bezdusznego lekarza,niech ktoś mądry oceni sytuację.
Trzymaj się <3
Mam nadziej kciuki zacisniete:)
-agnete- wiesz juz dlaczego odwolali operacje?to jest jak jakis horror,tyle czasu czeka sie za pozbyciem gada i taki cios!
Aniu wspolczuje Wam,az strach pomyslec ze moja mame moze czeka to sama:( Duzo sily Wam zycze,oby lekarze pokonali te bole
Mam nadzieję trzymam kciuki...
U nas operację odwołali w ostatniej chwili...
Nic nie wiem i czekam na lekarzy...
Zalamalam się po prostu.
Aniu, bardzo mi przykro ze tak ciężkie chwile Was dotykają. Masz jakieś wsparcie w opiece nad dziećmi? Finansowe?
Tate zabrali przed chwila na blok. Strasznie sie boje nerwy mi puszczaja i placze przed blokie. Urolog wczoraj mowil ze anestezjolog zadecyduje o operacji i na szczescie nie mial przeciwwskazan. Teraz wszystko w rekach Boga i lekarzy. Tlumacze sobie ze jest w dobrych rekach i gdyby mieli watpliwosci to operacja zostalaby przelozona. Ale jak widze ze ktos wychodzi z bloku to mnie odrazu podnosi z krzesla. Musze wziac leki uspokajajace bo nie daje rady. Za dlugo sie trzymalam a teraz jest apogeum moich mozliwosci....Boze spraw zeby wszystko sie udalo.
Aniu, a może mąż skorzysta z wizyty u proktologa? Urolodzy zrobili swoje, może specjalista w tym zakresie zaproponuje swoje leczenie?
Agnieszko, trzymam mocno kciuki!
Przeżywałam tą samą sytuację 7 listopada, czas kiedy mąż był na zabiegu spędziłam w szpitalnej kaplicy. Niestety, u nas operacja się nie skończyła pomyślne, jednak uratowanie zostały nerki i została perspektywa dalszego leczenia chemią i radioterapia.
Zaawansowanie choroby męża było większe, niż można by się spodziewać.
Czytając forum doszłam do wniosku, że jesteśmy jednym z nielicznych przypadków, kiedy tak potoczyły się sprawy.
Dlatego, myślę, że u Was operacja przebiegnie planowo i z dobrym efektem. Życzę Ci tego szczerze <3
Mój powrót do pracy chyba najbardziej ucieszył męża, twierdził,, że nie męczy go tak jego choroba, jak moja nadopiekunczosc.
Ale wdzięcznosc... :-P
Aniu, mąż już w domu?
Leki podane w szpitalu pomogły?
Nie zalamuj się, jeszcze trochę i mąż zacznie chemię, naciek się cofnie i nie będzie taki bolesny.
Trzymaj się, chociaż wiem jakie to trudne. <3