Rak pęcherza moczowego
Walczę z nim już 8 lat,po pięciu latach walki okazało się, że są nacieki i jedyne wyjście to usunięcie pęcherza i wszystkiego co jest w pobliżu. Decyzja musiała być podjęta błyskawicznie. Oczywiście zdecydowałam się na tak skomplikowaną operację. Od trzech lat mam pęcherz zrobiony z jelita, początki były trudne, ale już jest ok. Myślę, że przerzutów nie będzie, wierzę w to bardzo mocno.
Pozdrawiam wszystkich chorych i zdrowych, życzę wytrwałości i wiary w siebie:))
-
Aniu,myśl pozytywnie. Twój mąż walczy z chorobą i niech wygra. Jesteś dzielna kochana i tak trzyymaj. MÓj mąż zmarl w czerwcu ubiegłego roku a teraz 7 kwietnia moja 47 letnia córka. Poważnie chorowała tylko 3 m-ce.Ponieważ mieszkała na obczyznie od 26 lat i tutaj ma rodzinę została tutaj pochowana. Ja wezmę do kraju garść ziemi z jej grobu. Łez juś nie mam
-
Dziękujemy, ale chyba pogoda tam też nie rozpieszcza Heniu? :D :) ;)
-
To skandal jak pielęgniarka potraktowała was na sorze! Ja bym napisał skargę do dyrekcji szpitala ale rozumiem Cię że nie masz czasu ani energii na takie wojenki. Trzymajcie się!
-
Anna dobrze że pojechaliście na sor, ale kup w sklepie medycznym takie cewniki jakie używa mąż i jadąc na sor zabieraj ze sobą to jeśli nie ma urologa to chirurg powinien mu wymienić, te co ja używam kosztują w sklepie 1 zł, ostatnio dwa razy zatkały mi się w nocy to sama sobie wymieniłam bo w naszym szpitalu powiatowym nie ma urologi i nie chcą przyjąć,a na sor z urologiem muszę jechać ponad 60 km,sama sobie jakoś radzę ale jestem już przyzwyczajona bo w lipcu będzie 5 lat po operacji i mam już wprawę, dobrze by było by mąż pił dużo wody nie gazowanej, ja piję ok 3 l dziennie wszystkich płynów a zatyka się cewnik bo robi mi się piasek ,nie zawsze i nie wiem od czego,pozdrawiam serdecznie i z czasem u was też się wszystko unormuje
-
Anna nie może nie być moczu w woreczku przez dwie godziny, na pewno zatkany jest cewnik, gorączka może być od zapchanego cewnika ,albo wymień cewnik jeśli potrafisz albo jedź na pogotowie bo może stracić nerkę albo dostać urosepse ,jeśli pije to nerka produkuje mocz a on musi się wylać do woreczka, nie czekaj do rana, jeśli chodzi o chemię to nic nie wiem bo nie miałam, pozdrawiam
-
Heniek
Myślę, że integracja osób które zmagają się z chorobą i tymi którzy wyszli zwycięsko z "walki" jest fantastycznym pomysłem.
Z tego co czytałam, to następne spotkanie w jesieni, może namowie męża jeżeli wszystko będzie ok.
My z dziećmi i wnukami na majówkę wyjeżdżamy w Bieszczady, tylko trzy dni, ale nie mogę się doczekać. Pobedziemy razem i to się liczy,bo codzienne życie goni jak szalone i mamy dla siebie niewiele czasu.
-
Woow! A gdzie to spotkanie się odbyło? Jest jakiś link z informacją i relacją?
-
Witam <3
Bogda, kiedy mąż zachorował i usłyszałam, że najgorsze co nas może spotkać to usunięcie pęcherza, byłam przerażona.
Mimo, że pęcherz został bo rak był już niestety nieoperacyjny, to i tak mąż ma dwa worki. Ale to uratowało mu prawidłowe funkcjonowanie nerek.
I mimo agresywnego leczenia chemio i radioterapii, mąż b.dobrze funkcjonuje. Jest optymistycznie nastawiony do leczenia, pracuje i ma dużo sił witalnych. Są oczywiście gorsze momenty, ale to nie znaczy, że choroba zdominowała jego podejście do życia.
Kiedy znajomi pytają jak" daje radę "?odpowiadam po prostu, normalnie! Bo przecież dla mnie jest cały czas tym samym mężczyzną.Ludzie mają większe ułomności i potrafią żyć pełnią życia, dlaczego więc stomie miałyby być przyczyną dramatu?
Bogda, masz więc rację, utrata pęcherza w zamian za wyleczenie to nie koniec świata :-)
Heniek, nie pochwaliles się nam, że byłeś na spotkaniu forumowym. Widziałam fotkę ze spotkania i Twoją kolekcję motorów -imponująca.
Jesteś najlepszym przykładem, że choroba nie ogranicza, pozwala normalnie funkcjonować i rozwijać pasje.
Pozdrawiam serdecznie
<3 <3
-
Witajcie mili.
Czytam Was na bieżąco i miło sie robi, ze jakoś sie wszystko Wam układa. Tez mam taką pozytywną informacje. Wczoraj w rozmowie z p. profesor od wlewek usłyszałam, ze była tam pacjentka po usunięciu pecherza. Podobno, kiedy dowiedziała sie, ze musi go usunąć wpadła wręcz w histerie, a teraz jest bardzo zadowolona. Realizuje swoje pasje, czuje sie swietnie. Wniosek z tego taki, ze da sie bez pecherza żyć, tylko jeszcze mieć determinację, by walczyć z chorobą i nie załamywać sie.
Pozdrawiam wszystkich <3
-
Mam nadzieję
Ja do Brzozowa jechałam zupełnie załamana. Mąż był po operacji, stwierdzono, że rak jest nieoperacyjny. Profesor w Lublinie zasugerował dalsze leczenie właśnie tam ze względu na odległość ale i dobrą opinię jeżeli chodzi o leczenie.
Trafiłam na bardzo dobrego onkologa, który poważnie potraktował chorobę męża i wraz z lekarzem radioterapii ustalili plan leczenia.
W czasie chemioterapii(b.agresywnej)mąż dwa razy miał spadki parametrów krwi na tyle poważnie, że leczony był w oddziale. Widziałam wtedy zaangażowanie lekarza i całego personelu, naprawdę czułam, że mąż trafił pod dobrą opiekę.
Tym bardziej zdumiona jestem w jaki sposób ta p.doktor potraktowała tatę.
Widać, że dużo zależy na kogo się trafi... echhh
Gliwice mają renomę jednego z najlepszych ośrodków, będzie dobrze :-)