Wodobrzusze postępuje każdego dnia, zastanawiam się czy nie warto spuścic trochę tego plynu jeszcze przed operacją 12.05. Tylko czy w miejscowym szpitalu się tego podejmą skoro operacja będzie w innym mieście. Jak bardzo musi być mama odwodniona skoro tak się jej to zbiera :(
Hej dziewczyny. Siedząc na oddziale onkologii już tyle lat (Bo nie jestem przyjmowana w przychodni tylko na oddziale) spotkałam się z kobietami z markerami po 10,11 tysięcy więc markery naprawdę mogą skakać pod niebiosa. Co do mamy to w poprzednich postach napisane że rak piersi nie był złośliwy? Nikt nie odejmuje piersi przy zmianach łagodnych. Szkoda natomiast, że nie wykonano badań genetycznych. Natomiast 10 lat temu było też nieco inne podejście do wycinania jajników profilaktycznie i nie wiadomo czy mama i tak by coś wskórała w tym temacie w tych latach. Jeśli chodzi o usg, to narazie nie ma co się zastanawiać co tam jest, gdyż usg często przekłamuje i może to nie być związane z nowotworem.nie samej zafundowali w nowe w usg kilka miesięcy temu, okazało się że nic tam nie było, tylko siwych włosów na głowie po przybywało. Poczekajcie z mamą do operacji, może wtedy będzie coś wiadomo. Najważniejsze żeby ulżyli na ten czas w wodobrzuszu. Operacja i chemia powinny pomóc mamie bo męczarnia okrutna.
Dziewczyny, z tymi hormonami to prawda. Kiedyś lekarz mnie spytał jak mi się żyje po menopauzie i naszła mnie wtedy taka refleksja, że życie bez ciągłej huśtawki emocjonalnej to super życie. Ja osobiście bardzo ciężko przechodziłam czas od miesiączki do miesiączki - albo w nieokiełznanej euforii albo zdołowana, zapłakana, że nie wspomnę o furii jaka potrafiła mnie ogarnąć w czasie tzw napięcia przedmiesiączkowego
lipko ja również, 2 dni temu odchodziłam od zmysłów myśląc o chorobach mamy. Płakałam po katach, wypisywałam na grupach na fejsbuku szukając informacji na temat dializ połączonych z chemioterapia( pomimo, ze na ta chwile nie ma takiej potrzeby), wszystko wydawało mi się najgorsze i beznadziejne...aż w końcu przyszła miesiączka i pomimo ze zmartwienia nadal sa to mogę je trzymać w „ryzach”, ale hormony naprawdę robią mi w głowie sieczkę..to jest szok ze coś może tak wpływać na nasze samopoczucie😳
Kasia.erka rozumiem Cię doskonale, jak mama mi zachorowała to mieliśmy zaplanowany urlop, oczywiście nigdzie nie pojechałam za to mój chłopak zostawił mnie z tym sama..chciałam być dla mamy ogromnym wsparciem, starałam się coś tam gotowac(jestem beztalenciem), być przy niej po operacji i pomagać jak mogę ale ryczalam non stop..chciałam żeby tego nie widziała ale i tak moja twarz mówiła sama za siebie. Mam jeszcze siostrę ale wówczas tylko ja mieszkałam z rodzicami, tata się izolował, nie wiedział co robić. Schudłam okropnie, a i tak mam niedowagę i normalnie ciezko mi przytyć. Rozumiem Twój stres, każdy z nas to przeżywał..i nie wykluczone ze może się to powtórzyć, niestety taka ta choroba...dobrze ze wspierasz się czymś uspokajającym, ja pamietam w końcu kupiłam tylko waleriane która pomogła mi spać spokojnie.
Jak przyszedł nawrot to tez byłam z mama na odleglosc, przyjechałam dopiero 3tyg po drugiej operacji..ale wydaje mi się ze jeśli o mnie chodzi to znosiłam to gorzej na odleglosc..wolałabym mimo wszystko być z nia. Wiec chciałabym bardzo w tym roku zjechać do Polski już na stale.
Moja mama po pierwszej operacji dostała chemię po 3tyg, po drugiej były to chyba 4 tyg z tego co pamietam.