Aniu, poczytałam o tym Iscadorze. Jakiś wyciąg z jemioły z rtęcią, który podtruwając człowieka ma uaktywnić jego system immunologiczny, że tak powiem w uproszczeniu. Powoduje podwyższenie temperatury. Nie znalazłam nic by był stosowany przy nowotworze jajnika a w ogóle nawet nie wiem czy to faktycznie lek. Nie czytałam o żadnym pozytywnym wyniku choć info o Iscadorze pojawia się juz w 2007 roku. Licho wie. Co do ściągania płynu z opłucnej... Zaliczyłam je kilkakrotnie, bo było tego płynu dużo. Nie było to przyjemne ale do przeżycia. Najważniejsze żeby dzięki chemii płyn już nie nawracał. Tak było u mnie, czego i Twojej mamie życzę. U mnie płyn nie pojawił się już trzy i pół roku.
tatmag, dzięki, że zainteresowałaś się sprawą. Ja też wertuje różne polskie i zagraniczne informacje o tym specyfiku, ale póki co nic konkretnego nie ma.
Dzisiaj byłyśmy na tym ściągnięciu płynu, było aż 1,7 litra. Mama dała radę bez problemu. Ja za to jak czekałam pod gabinetem to się poryczałam ze strachu, ale ogarnęłam się w porę:-) Piątego lutego startujemy z chemia żeby wypędzić robala. Musi się udać!!!!!
A jak u Was Dziewczyny?😍
Agniesiak, z tą niedrożnością różnie bywa. Czasem trzeba operować a czasem udaje się ją pokonać bez tego. Wodobrzusze też bywa, że ustępuje po chemioterapii. Widzę, że to tk marne ale póki żyjemy, trzeba mieć nadzieję. Fakt, życie jest niesprawiedliwe ale na to niewiele możemy poradzić. Jak diagnozowano mnie w lipcu 2014, nikt nie dawał mi szans- zmiany w płucach, naciek na pęcherz, guz na jajniku, torbiele na wątrobie, płuca zalane. A jednak od zakończenia leczenia 31.12.2014 roku jakoś się trzymam bez wznowy. Szansa jest zawsze. Tego trzeba się trzymać. Rozumiem Cię i współczuję. Żadna z nas nie wie co będzie dalej ale trzeba mieć nadzieję 😊
U mnie dziewczyny kolejna piąta rocznica -tym razem drugiej operacji.Żyję bez wznowy od zdiagnozowania guza od grudnia 1012.....Wyszlam ze szpitala w Wigilie nieświadoma co mnie czeka .....drugą operacje miałam chyba 28 stycznia....To dla pokrzepienia wszystkich przerażonych serc...
czarownica11 gratuluję! Takie wpisy pozwalają mi nie tracić do końca wiary.
Dziewczyny mam jeszcze pytanie na temat markera ca125. w badaniu na koniec listopada mial on u mamy wartosc 75. 4 stycznia operacja radykalnego usunięcia narządu różnego, a dziś - tydzień przed chemią 98,6. Czy to bardzo źle? Czy po każdym wlewie będzie on kontrolowany?
Mojej Mamie nie zawsze badano marker. U nas marker pomimo tego, że był przed operacją wysoki (prawie 3000) okazał się nie miarodajny. Jest cały czas w normie a pet pokazuje wznowe.
Po chemioterapii powinien spadać. Napewno zrobią Twojej Mamie, żeby ocenić czy chemia działa. Nie martwcie się na zapas i zbierajcie siły na chemię. Musi być dobrze. Pozdrawiam
Midi- Mama mówi, że bolało trochę znieczulenie, a później to pikuś, nic nie czuła. Dzisiaj nie ma praktycznie śladu na plecach. Czuje trochę, że coś tam się wczoraj w środku działo, ale ogólnie czuje ulgę przy oddychaniu i sto razy lepiej spała przy lepszym oddechu. Miałam nadzieję, ze trochę się przestraszy i rzuci albo ograniczy palenie, ale nic z tego. To jest załamujące:-( no ale cóż, świata nie zmienię.
Pozdrawiam Was i gdybym mogła coś podpowiedzieć to śmiało piszcie, choć moja wiedza nie jest tak szeroka, jak Kobietek, które walczą dłużej i na własnej skórze przeżywają to choróbsko. Ściskam Was z całej siły i dziękuję ,że jesteście. PS. Midi zrobiło mi się bardzo miło, że zapytałaś o moją Mamę-dziękuję.