Dzien dobry,
Przez chwile zastanawialem sie czy Wam o tym Pisac, ale mysle, ze potrzebujemy mowic o roznych rzeczach.
Dzis o 10 ranem zmarla jedna z moich kolezanek, stalo sie to nagle, nie cierpiala – tak po prostu w niedziele zaczela tracic koncentracje, w poniedzialek pojawily sie wizje, zastosowano wiec anestezje i dzis nad ranem umarla walczac do samego konca, mimo iz juz rok temu powiedziano jej, ze nie ma dla niej zadnej nadziei.
Mysle, ze warto poznac jej historie, bo to dosonaly przyklad na godnosc w chorobie. Pozno zdiagnozowana, operacja radykalna, remisja… Nawrot po zaledwie miesiacu, operacja - nic nie mozna bylo zrobic. W sierpniu zeszlego roku po 2 operacji wlasnie powiedziano jej, ze powinna isc do domu i spokojnie czekac na koniec, ona jednak z Nasza pomoca szukala nowych drog, rozwiazan, eksperymentow i tak o to za posrednictwem kliniki w Huston, a dokladniej jej oddzialu w Madrycie podjela sie eksperymentalnego leczenia, nie tylko z nadzieja na poprawe, ale i majac na uwadze fakt, ze jej przypadek moze pomoc innym i miejmy nadzieje, ze tak wlasnie bedzie. Od sierpnia 2012 az do dzis Czerwiec 2013 – walczyla dzien po dniu zmagajac sie z nowymi trudnosciami, ale i malymi sukcesami – czesciowe remisje, poprawa jakosci zycia, etc. Wiele bylo kryzysow po drodze, ale ona zawsze podchodzila do nich ze spokojem, jako natrulany etap leczenia. Zawsze usmiechnieta, dzielna i silna – nawet slaniajac sie ze slabosci na nogach. Zartowala ze wszystkich rurek ktore miala do siebie podlaczone, czy z tego jak obsikiwala szpitalne korytarze po tym jak to ta czy inna rurka dzialala nie tak jak trzeba. Zawsze mialem wrazenie jakby to nie ona byla chora. Wiedziala, ze predzej czy pozniej karty moga sie odwrocic i przestanie oszukiwac czas – ale nie dala sie temu podporzadkowac. Zyla po swojemu, jakby nic sie nie zmienilo, nie starala sie nadrobic “straconego” czasu, przezyc rzeczy nie przezytych. Po prostu sobie zyla nie tracac ani przez chwile nic ze swej majestatycznej godnosci. Bede mial po niej wiele wspomnien, mnostwo anegdot, ale o czym na pewno nigdy nie zapomne to wlasnie o jej postawie w stosunku do choroby. Choroba to nie dramat. Choroba to czesc nas i naszej historii, nie mozna dac sie jej podporzadowac – trzeba z nia walczyc ale nie tracac przy tym samych siebie. Nie wiem czy to dobre porownanie, ale to tak jakbysmy mieli jutro zginac w wypadku. Tego nie da sie przewidziec, wiec nie zmieniamy nic w naszym postepowaniu. Niech z rakiem bedzie podobnie.
Zegnaj Charo. Dziekuje za wszystko.