Jestem z tym sama
Ja dopiero zaczynam walke , mam raka piersi , jestem po biopsji i przed mastektomia , boje sie bardzo , zwlaszcza , ze nie mam na kogo liczyc , nie mam wsparcia , jak ja mam to wszystko przezyc , dziewczyny pomocy!!!!!!!!!!
-
Moze i dziala to w dwie strony ale ja mam swoj kierunek , zawiodlam sie na mezu i jest mi przykro, ot co . A tak wogole to mam dzis dola , moja przyjaciolka bardzo mnie wspiera , ale dzis puscily jej nerwy i zaczela plakac i jeczyc , zebym jej nie zostawiala i gdzie ja bede , no i teraz czujecie , jak ja sie poczulam , wyryczalam sie i jak ja mam na to spojrzec, przeciez mi samej brak sil!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-
Oj, jak mnie to wkurzalo, ze to ja musialam pocieszac znajomych!!!
Ale ja to taka tolerancyjna raczej jestem, sama chyba sie nie wykazywalam swego czasu, nie jest latwo byc przyjaciolka osoby chorej. To choroba sprawia ze stajemy sie madrzejsi w tych sprawach.
Moja przyjaciolka tez miala raka, na szczescie 5 lat minelo i jest ok, Nie wiem czy sie sprawdzilam, ale ona teraz rest rewelacyjna!!
-
I takich przyjaciol jak najwiecej, bo moja cos stchurzyla, cos w niej peklo , najgorzej , ze przez swoje zachowanie , nadala mi strachu.
Ale zdalam sobie sprawe z tego , ze takich scen bedzie coraz wiecej , a ja musze na to patrzec z przymruzeniem oka , tylko po to aby sie nie rozkleic.
Pewnie sie do tego przyzwyczaja , a moze i uciekna co niektorzy.
-
Najgorsza w tym wszystkim jest panika nie nasza a osób,które gdzieś są obok nas.
Ja spotykam się czasami z takimi pytaniami ,że ręce opadają.
A jak powiem ,ze czasami biorę "czarodziejską tabletkę" (tak nazywam morfinę) to patrzą na mnie jakbym za chwilkę miała umrzeć.
-
No i o to chodzi , ciezko im wszystkim tlumaczyc , ze to choroba jak kazda inna i czlowiek sie leczy , oni sie powolutko wykruszaja , ci nasi przyjaciele , robia plany juz bez nas , ja tak mam to nie do zniesienia .
-
Ale z drugiej strony to tez denerwuje mnie postawa niektorych, ze nic sie zupelnie nie dzieje, ja tu po chemii ledwo zipie a ktos bliski nie zapyta nawet jak sie czuje myslac, ze to nic takiego.
Ech, nie dogodzisz...
;)
-
Nie przejmuj się mnie swego czasu już pochowali.
Jak "wynurzyłam " się z domu po kilku miesiącach to jakby ducha zobaczyli.
Do dziś mam takie "zabawne" spotkania.
Mojemu mężowi kondolencje składani.
Jak wrócił do domu to nie mógł się uspokoić.
Nitroglicerynę brał bo Mu serducho się rozdygotało.Koszmar jak niektórzy żyją sensacją.
Pozdrawiam Was Miłe.
-
Dzieki agasia , to wazne , aby wiedziec , ze inni tez przezywaja takie problemy i sobie z tym radza , teraz juz bede madrzejsza , nie bede skupiala sie na slowach tych ludzi , ktorzy niby dobrze mi zycza , ale jakos nie daja tego odczuc , przestane juz sluchac miedzy wierszami , musze sobie wbic do swojej lepetyny , ze mam sile i musze im wszystkim to pokazac , wtedy nie beda sie na de mna uzalali, chociaz tyle , na pewno jeszcze nie raz uslysze cos czego bym nie chciala , wiec musze sie na to przygotowac. Buziaki.
-
Ja mam obok siebie cały czas bliską osobę,serdeczną przyjaciółkę.
Jak zachorowałam ,ona nie mogła zrozumieć że ja nie mogę jeść,obrażała się na mnie że jak mi coś przyniosła to ja nawet nie tknęłam.
Wręcz nie raz mówiła ,że nie chcę wyzdrowieć.Lekarze mówili,że nie można mnie do niczego zmuszać ,a Ona swoje ,że ja nie chcę i koniec.
Sprzeczała się z pielęgniarkami,nie dawała się przekonać.
Pech chciał,że zachorowała niby miało to być coś niewinnego ,okazało się nowotworem.
Wtedy zrozumiała co ja czułam.Dlatego ktoś kogo bezpośrednio nie złapie za "nogi "choróbsko nigdy tego nie zrozumie.Teraz nie raz mówi jak ja byłam głupia nie słuchając co mówisz.
Ot samo życie.
-
Zgadzam sie bardzo z toba Agasiu, dopoki czlowieka to bezposrednio nie dotknie, to nie umie postawic sie w miejsce osoby chorej.
To my juz teraz bedziemy specjalistkami :)