Sławku wypowiedz się odnośnie tej odporności bo ty jesteś obczytany i masz sporo wiadomości.Jak to jest gdy minął już rok lub 2 po operacji oszczędzającej nerkę, przecież po takim czasie nabieramy chyba odporności a poza tym lekarz mówi ,że jesteśmy zdrowi to jak to jest?
Pełna racja, nasza odporność nie jest zaburzona, nie braliśmy chemii, a osłabienie po operacji już dawno minęło. Nie zauważyłem, żebym przez ten czas po operacji (3 lata) łatwiej łapał przeziębienia czy grypę. Na spadki naszej odporności wpływ głównie mają 3 czynniki: nieracjonalna dieta, przemęczenie (ciężkie wysiłki, zaburzenia snu), wychłodzenie organizmu. Przykładowo wirus opryszczki raz "złapany" zostaje z nami na zawsze i ujawnia się ponownie np. po wyziębieniu organizmu. Oczywiście nikt z nas nie zna swojego aktualnego poziomu odporności. Ja codziennie "zażywam" aktywności ruchowej :jazda rowerem, bieganie, siłownia własna , jest mi łatwo zachować bezpieczeństwo bo mieszkam na wsi i blisko lasu. Nie spotkałem jeszcze żywego ducha podczas tych przyjemności.
Dzięki Sławku, właśnie na taką odpowiedź liczyłam i zgadzam się z Tobą w 100%. Też zamierzam się wybrać na siłownię bo ostatnio przybyło mi parę kg i jestem bardzo zdeterminowana, ale muszę przeczekać tą epidemię.Apropo tej odporności to ja też wogóle nie choruję od czasu operacji a minął 1 rok i 3 miesiące ,zajadam tylko wit C i kurkumę. Ale powiem wam, że jak doszły mi te kilogramy to zaczęły mnie pobolewać mięśnie w okolicy operacji a to już zły znak i trzeba szybko się ich pozbyć ,pozdrawiam wszystkich
Hej,hej! Odezwała się do mnie Monika, która prosiła, abym odezwała się na forum. Nie pomyślałam, że dla was moja historia może dużo dać/znaczyć.
Otóż 24 marca minęło 10 lat!!!!!
Rak jasnokomórkowy, do 3cm, G3, operacja oszczędzając nerkę
Jestem pod stałą kontrolą Urologa!, tak Urologa, nie Onkologa?! Dziwne, prawda? Nigdy nie miałam " swojego" onkologa i nie żal mi z tego powodu ;) bo lekarze urolodzy ze Szczecina dobrze się mną opiekują ( co 2 lata TK lub RM) sama robię sobotę co 1,5 roku RTG Płuc, krew co kilka miesięcy.
Choć nie jest aż tak kolorowo: RZS, Helicobacter pyroli, "przekoszony" kręgosłup depresja, bóle brzucha, ale w porównaniu do Raka to Pikuś.
Co dziennie coś pobolewa, sprzyja, ale da się z tym żyć. Mam 38 lat, a czuje się na 20 :)
Jeśli lekarz mi coś "wyszukuje", pytam tylko:
" Rakowe"? Nie? Etam...!! :)
Dbam o siebie, chociaż jeśli chodzi o sport to jestem leniwa. Ubieram się ladnie
( to taka moja maska) i idę przez Świat. Gdybym 10 lat temu :położyła się w trumnie " i czekała to bym się nie doczekała ;)
Cieszę się, że są tu na forum "stare" nereczki, a smucę się, że jest sporo nowych. I to dla Was kochani niech moja historia będzie wiarą i nadzieją na ten trudny czas.
Dbajcie o Siebie i swoich bliskich.
Doceniajcie to co macie, czyli ŻYCIE!!