Rak pęcherza moczowego
Walczę z nim już 8 lat,po pięciu latach walki okazało się, że są nacieki i jedyne wyjście to usunięcie pęcherza i wszystkiego co jest w pobliżu. Decyzja musiała być podjęta błyskawicznie. Oczywiście zdecydowałam się na tak skomplikowaną operację. Od trzech lat mam pęcherz zrobiony z jelita, początki były trudne, ale już jest ok. Myślę, że przerzutów nie będzie, wierzę w to bardzo mocno.
Pozdrawiam wszystkich chorych i zdrowych, życzę wytrwałości i wiary w siebie:))
-
Rokowania są zawsze viola2406, ja miałam 3 duże guzy. Teraz jest wszystko ok. W lutym będzie 5 lat od usunięcia pęcherza, a wcześniej przez 5 lat miałam usuwane guzy kilkanaście razy. Nigdy nie zwątpiłam w to, że bedę zdrowa. Fakt, że rakowcy nawet po "wyleczeniu" muszą co roku chodzić na kontrolę, ale uważam, że jestem zdrowa:)). Pozdrawiam
-
Viola 2406 ja wiem jak to jest czekać na wynik dla mnie to też był koszmar nie umiałam nic zrobić, byłam załamana wszystko widziałam w czarnych barwach nabawiłam się też nerwicy (zresztą zmagam się z nią już dużo lat) ale powiem ci że był to najgorszy okres a potem jak już dostaliśmy wynik to zaczęliśmy inaczej myśleć nie dajemy się nawet tata jest już czasami uśmiechnięty i zaczyna myśleć inaczej , dasz radę uwierz mi to minie a nie wiadomo czy wynik będzie zły może nie było nacieków a to jest ważne u mojego taty już niestety były nacieki więc nie możesz myśleć że na pewno będzie źle bo tego nie wiesz, a widzisz sama ile ludzi z tym się zmaga i jacy są pogodni i szczęśliwi więc ja wieże że u naszych ojców też tak będzie , szkoda że czarownica mieszkasz w Warszawie Ty masz tyle w sobie szczęścia że na pewno trochę spadłoby i na nas ale to daleko, wiem że jak by były takie spotkania to też dla rodzin byłoby lżej (wiem to po sobie jak mogę z wami porozmawiać)teraz nawet jak widzę tatę uśmiechniętego to też mi lepiej chociaż nachodzą różne myśli ale staram się je zdusić w zarodku i zaczynam wierzyć DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA ROZMOWY one tak dużo dają, wiem że tak ciągle dziękuję ale jestem bardzo wdzięczna. Viola2406 a może Ty mieszkasz gdzieś w pobliżu Katowic razem zawsze łatwiej to wszystko znieść pozdrawiam wszystkich
-
Witaj Kogo 2406, niestety mieszkam w Łodzi, więc to trochę daleko. Dobrze , że Twój tata lepiej się czuje. Kiedy ma operację? Mój tata jest bardzo silny psychicznie. Nie wierzy, że spotka go coś złego. On daje nam wszystkim siłę. Natomiast problemem jest moja mama, która dobija nas wszystkich. W tej chwili, do wyjścia taty jest u mnie, a ja nie mogę się doczekac kiedy pojedzie. To straszne, prawda? Ale już nie mogę, ona swoją rozpaczą i biernością zaraża wszystkich. Ja wiem, że muszę działać i to daje mi siłę. Nie cierpię siedzieć i płakać, a ona to robi. Wiem, że cierpi, ale dobija wszystkich.
-
viola szkoda że mieszkasz tak daleko ale nawet nie wiesz jak bardzo Cię rozumiem miałam dokładnie to samo z moją mamą jak z nią rozmawiałam to po rozmowie czułam się strasznie , bez nadziei i wiary ,moja mama jakby nie wierzyła w nic tylko kiwała głową ale dla niej to na pewno straszny cios ja tak sobie próbowałam wyjaśniać ale teraz widzę że się zmieniła ja myślę ze z Twoja mama będzie, teraz to jest duży cios dla niej , teraz to Ty musisz być silna za was dwie , staraj się nie rozmawiać z mamą na temat co by było gdyby ja tak robiłam po prostu unikałam tego typu rozmów ale wiem że czasami się nie da ja nawet się z nią pokłóciłam ale wszystko teraz minęło , nie jest lekko ale będzie dobrze , wynik na pewno jeszcze będzie przed świętami , ja sobie ciągle powtarzam że na reszcie ten rok się kończy i nadchodzi następny i ten będzie dobry, wygląda na to że jesteś bardzo młodą osoba ja jeszcze mam męża i on mi dawał dużą otuchę i jak się rozklejałam to on mnie z tego wyciągał a jak piszesz nie lubisz siedzieć i płakać a to już połowa sukcesu a to że Twój tata jest taki silny psychicznie to druga połowa sukcesu , dacie radę u mnie jak czytałaś był problem z tatą załamał się strasznie ale teraz jakoś się podniósł chyba mamy podobne problemy i wierze że damy sobie radę życie nie jest proste ale jest takie jakie sami go stworzymy a więc głowa do góry
-
jeszcze raz ja co do operacji to będzie w styczniu a kiedy dokładnie to nie wiemy dowiemy się wstępnie w czwartek a Twój tata już jest w domu czy jeszcze w szpitalu, jak wróci do domu to też wszystko będzie lepiej. Ja teraz dużo pracuję i to mi pomaga nie myśleć o różnych głupotach jak ja teraz to nazywam
-
Dziewczyny głowa do góry:) Musi byc dobrze i nie można myśleć inaczej. U Was jest odwrotnie jak było ze mną, u mnie to ja musiałam wszystkim mówić, że będzie dobrze, wszystkich pocieszać i jak ktoś by mnie zobaczył w szpitalu to nie uwierzył by, że jestem chora, oczywiście przed operacją:)), potem , wyglądało trochę inaczej:)). Jak do mnie przychodziła córka to żeśmy się smiały, opowiadałyśmy sobie o wszystkim, ale o chorobie nie, bo po co:). Na prawdę dużo zalezy od nas samych, wiara czyni cuda i tak jest:). Myślałam co prawda, że zakończę leczenie po 5 latach, wydłużyło się do 10, ale jest dobrze i mam kontrole w szpitalu już co roku:)) Zawsze byłam i jestem wesołą kobietką, lubię się śmiać i dowcipkować , a chwila przygnębienia trwała bardzo krótko i tylko dlatego, że nie wiedziałam jak powiedzieć o tym rodzinie. Potem było juz normalnie:)) Nie powiem, żeby się nie martwili, ale po co na zapas się zamartwiać:))
Pozdrawiam :))
-
Kago12 wcale nie jestem młoda, mam 44 lata i dwóch synów(10 i 14 lat) i to oni zawsze byli dla mnie najważniejsi. Mój mąż pełni teraz rolę matki i ojca, ponieważ ja bardzo dużo pracuję i organizuję leczenie taty. W ciągu dwóch dni zorganizowałam mu profesora urologii, konsultację i miejsce w szpitalu. Cieszę się, że tata jutro wychodzi. Może wszyscy wreszcie odżyjemy. Tak swoją drogą, to niezłe święta się nam szykują, prawda?Pozdrawiam wszystkich.Czarownica 44, dzięki, że jesteś z nami.
-
viola2406 na pewno wszytko bedzie dobrze i święta też będą udane:), w końcu będziedzie wszyscy razem:)). Tylko niech mama nie da po sobie poznać, że aż tak się martwi i nie przesadzajcie z nadopiekuńczością:). Traktujcie tatę normalnie oczywiście z pewnymi ulgami:).
Pozdrawiam :)
-
Przepraszam, że pytam, jaka była u Ciebie diagnoza, po pobraniu wycinka. Jezeli nie chcesz, nie odpowiadaj na to pytanie.
-
Witam was dziewczyny!!! czytam te forum i chce się z Wami podzielić historią mojego taty 62 lata... rozpoznanie 29 wrzesień guz prostaty 4=4w /g glesona. Zastosowano hormonoterapię (zastrzyk co 3 miesiace) za dwa tygodnie potężny krwotok z pęcherza -zrobili przpalanie i drugą biopsję ,tym razem z pęcherza .po tygodniu tato bardzo spuchł i miał zatrucie organizmu moczem -przekłuli nu nerkę i zalożyki cewnik na plecach z prawej strony. hemoglobina 6'2 podali 2jednostki krwi i wypisali do domu... 23 listopada wynik biopsji 3 grupa złośliwości Ema+ chromograninaA+ synaptofizyna+ iki67 50% . Byłam u lekarza a on mówi że mamy robić morfologię co 2 tyg. i podawać krew wrazae gdyby spadła. Leczenie się nie zmienia ,jest dalej takie jak przy raku prostaty. Nie wiem co mam o tym myśleć??? To wygląda na to że nie ma żadnego ratunku dla niego ??? moja mama i ja opiekujemy się nim cały czas... Tato nie trzyma moczu(bardzo się wstydzi) czesto chodzi do wc.,ma parcie na kiszkę stolcową,biegunkę . Tato ma wielkiego guza prostaty 10 cm na 8 cm.myślę że to parcie to przez guza... Dlaczego oni nie operują tego pęcherza ,tu piszecie że to się operuje i można żyć....Mój tato jest bardzo słaby ,mało je i jeszcze ta biegunka!! Napiszcie co o tym myślicie .Na nikogo nie mogę liczyć ,muszę wspierać moją mamę (Ma skłonności do depresji) nie mogę jej wszystkiego powiedzieć ....