Tośka,dobrze,że napisałaś,razem łatwiej,poza tym są tu osoby będące niestety wręcz kopalnią wiedzy w dziedzinie tej choroby i chętnie nam tu wszystkim pomagają.Głęboko wierzę,że uda się przekonać Twego męża do operacji,że to chwilowy kryzys.Mocno trzymam kciuki by te najbliższe rozmowy z onkologiem i urologiem przyniosły pozytywny efekt..Termin operacji tuż ,tuż i jak pisał Jacek,to pora by wzmacniać organizm i psychicznie i fizycznie.
My wczoraj dowiedzieliśmy się ,że mama została już zabrana z intensywnej na swoja stara salę.Ulga ogromna.Czuje sie dobrze,zadowolona,cały czas uśmiechnieta i szczęśliwa.Lekarze póki co nie są tacy optymistyczni,nie chcą nic mówić.Jedynie,że to wciąż daleka droga do wyzdrowienia.O te drugą stomie nawet na razie nie pytamy.Ważne by wszystko zrosło i goiło sie jak należy.Wierzę,że tak będzie.Mój tata mówi,że gdyby był na miejscu mamy wolałby nie życ,że nie rozumie jej chęci do życia.Jak widać,tacy są mężczyźni;)
Pozdrowienia dla wszystkich i do później.
Tośka oby lekarzom udało się przekonac męża że operacja to jedyne dobre wyjście, trzymam kciuki.
Joanno fajnie się czyta kolejne dobre wieści o Twojej mamie, oby tak dalej. Bardzo się cieszę jej pozytywnym nastawieniem, bo to bardzo ważne i teraz i na przyszłość.
Nasz maj coraz bliżej, a ja już czuję ścisk w żołądku, aj to oczekiwanie.
Ado,nasza kochana,cały czas mam przeczucie,że w przypadku Twego taty sprawa okaże się tylko do kontrolowania i mam nadzieję,że te moje przeczucie się sprawdzi...
Ja odczuwam już zmęczenie i fizyczne i psychiczne.Cały czas w biegu,między pracą,domem a szpitalem.Ten strajk szkolny to dla mnie jak zbawienie,bo przynajmniej odrabianie lekcji odpadło.Padłabym chyba zupełnie.Niepokój o mamę wciąż ogromny.Wystarczy ,ze nie zadzwoniła dziś rano a ja już w pracy nie mogłam o niczym innym myśleć,szalałam z nerwów.Jutro niby maja zmieniać opatrunki ,tylko dlaczego do tego potrzebna była konsultacja anestezjologa i kardiologa?Mama mówi,że to będzie w znieczuleniu,a przy jej słabym sercu są bardzo ostrożni.mam nadzieję,że to prawda,że mama czegoś przed nami nie ukrywa,bo lekarza oczywiście nie sposób złapać.Marzę o chwili by można już było odetchnąć spokojniej..
Tosiu,jak sytuacja z nastawieniem męża ?coś się zmieniło?
Lena,co u Taty?
Iwa,a co u Was?dawno się nie odzywałaś...
Marysiu,czekamy na dobre wieści...
Pozdrowienia dla wszystkich
Joanno mam nadzieję, że chwila na spokojniejszy oddech pojawi się już wkrótce, tego z całego serca Ci życzę i mocni trzymam kciuki za mamę. Jak tak czytam Twoje opisy to mega silna kobieta.
Ada to oczekiwanie na wszystko jest wykańczające, ale cóż, jest to niestety wpisane w chorowanie. Chciałabym żeby u Was poukładało się wszystko, żeby tata i cała Wasza rodzina mogła odetchnąć, tego bardzo Wam życzę.
U nas niestety nie jest dobrze, zaangażowałam wszystkich bliskich i znajomych co do których wiem, że choć trochę liczy się z ich zdaniem ale z tego co widzę nic z tego nie będzie. Mąż nie przyjmuje ŻADNYCH logicznych argumentów, próbowałam też na litość ale on ma straszny charakter i jak sobie coś postanowi to nigdy nie zmienia zdania. Czy ktoś z Was jest mi w stanie powiedzieć co sie dzieje z pacjentem, który odmawia operacji? Czy ma on prawo do jakiegoś leczenia, czy urolog będzie go chciał przyjmować w ogóle na jakieś konsultacje czy zrobić usg? Ma ktoś jakieś doświadczenia w tym temacie.
Miałam jeszcze nadzieję, że Ci lekarze coś pomogą ale dziś stwierdził, że oni nic nowego nie wniosą, przecież i tak karzą usunąć. Gdyby Mu ktoś dał pewność, że rak się nie przerzuci to dał by sobie usunąć pęcherz, a tak rak się nie powieksza to po co się okaleczać :(
Marysiu co u Was, przerażająca jakaś ta cisza...
Tosia może wytłumacz mężowi że prędzej czy później i tak ten pęcherz mu usuną. Pytanie czy to później nie będzie za późno ?. Mój ojciec miał raka pęcherza i był w pierwszej fazie leczony wlewkami. Wydawało się że sytuacja zażegnana ale to było chwilowe. Kolejnym krokiem była operacja usunięcia pęcherza. Niestety zbyt późno bo rak przegryzł się przez pęcherz i były już przeżuty. Zmarł po roku. Niedługo po jego śmierci okazało się że ja mam raka pęcherza. Szok miałam wtedy 46 lat. Zdecydowałam się na usunięcie chociaż była to ogromnie trudna decyzja i nie przyszła mi łatwo pomimo doświadczeń z ojcem. Nikt nie dawał mi gwarancji że będzie dobrze. Póki co minęło już 6,5 roku. Jestem aktywna zawodowo ,cieszę się życiem i wierzę mocno że tak już zostanie.
Pozdrawiam
Trzymam mocno kciuki Marysiu
U nas czekanie na następna chemię , która odbędzie się 6 maja .. oby tylko wyniki krwi były w normie
Siostra konsultowała sie z taty onkologiem odnośnie jego bardzo niskiej odpornosci , złych wyników i złego samopoczucia.. Powiedział, ze tak jest po chemii i żeby na siebie uważał. Co do zastrzyków na odporność,stwierdził ze nie ma żadnych odpowiedników bo wszystkie maja taki sam skład
Myślałam, ze przy takim spadku odpornosci zostawi tatę w szpitalu. A jednak nie, kazał dokończyć antybiotyki i czekać do maja
Joanno, co u mamy? A u Ciebie Jacku?
Pozdrawiam wszystkich
Majka6301 napisz proszę czy masz rekonstrukcję czy worki. Mój maż ma rekonstrukcję i będę wdzięczna za każdą informację o okresie pooperacyjnym.
Marysiu myślami jestem z Wami , trzymajcie się. Skoro robią operację to jest nadzieja na poprawę i tego się trzymajcie.
Pozdrawiam wszystkich.