od 2013-12-13
ilość postów: 277
Dlatego, że oni mają większe doświadczenie w badaniach raka tarczycy i potrafią dokładniej ocenić jaki to rodzaj, jaka terapia będzie najwłaściwsza konkretnie dla Ciebie.
Anabel
nie ma tutaj reguły. Wszystko zależy od wielu czynników. Pewnie od ośrodka w którym się leczymy, indywidualnych wskazań,itd. Kontrole praktycznie będą pewnie do końca. Tu trzeba trzymać rękę na pulsie. Jeżdżąc do Gliwic spotykam osoby, które tam bywają od np. dwudziestu lat. Jedni jeżdżą rzadziej, inni częściej. Niektórzy mają tylko kontrole ambulatoryjne , w tym badanie krwi i USG, inni co jakiś czas jod. Nie ma jednej zasady.
Lejdilejdi
nie miej wyrzutów. Jak napisałam, każdy jest inny, każdy inaczej radzi sobie ze stresem. Dla mnie to był w pierwszej chwili szok totalny, ale dość szybko się pozbierałam. Podeszłam do tego zadaniowo - jest problem, trzeba się z nim zmierzyć, poza tym wiele się działo poza tym, więc nie bardzo miałam czas rozmyślać. Dobrze fizycznie się czułam więc szybko wróciłam do pracy. Na pierwszą konsultację czekałam trzy miesiące, w przypadku tego raka naprawdę nie ma to aż takiego znaczenia.Od konsultacji do wizyty i leczenia jodem kolejny miesiąc.
Co do Gliwic, ja jestem zadowolona. To moloch, ale wg mnie jednocześnie dobrze działająca machina. Jednak trzeba się odpowiednio nastawić, tam obowiązują dwa słowa kluczowe : cierpliwość i czekanie. Jednak wg mnie warto. Jak pisałam już wyżej nie zostawią cię bez opieki i nikt nie powie Ci radź sobie sama, idź tam, zarejestruj, załatw sobie, umów się gdzieś na wizytę, itp. Mają tam specjalistów, ogromne doświadczenie, zaplecze, dobry sprzęt.
To dobrze, że nie musisz brać wapnia. To zawsze dodatkowy problem. A w pierwszym etapie każdy z nas tutaj był zdenerwowany, niepewny, pełen obaw. To naturalne. Ja trzymałam się od początku tego, że każdy mi tłumaczył, iż rak brodawkowaty, to szczęście w nieszczęściu. Stres jest bardzo niszczący. Dla mnie to było totalne zaskoczenie, bo zafiksowałam się na wyniku z biopsji sprzed operacji, wg. niego miał to być zwykły guzek. Nie przeszło mi przez myśl,że może być inaczej. Jednak nie było tak. Pierwszą operację miałam pod koniec 2013 roku. Pierwszy jod leczniczy w kwietniu 2014. W związku z niewłaściwym wynikiem pierwszej biopsji zostawiono mi kikuty po tarczycy i nie wycięto żadnych węzłów, w rezultacie po czterech latach była konieczna druga operacja. Po niej ponowny jod leczniczy. Cały czas czuję się dobrze. Oprócz euthyroxu nic nie biorę. Miałam początkowo 125, teraz na zmianę z setką, bo mam dużo za niskie TSH.
Wiem, że trudno Ci teraz w to uwierzyć, ale będzie dobrze. Ufam, że po konsultacji i po jodzie odnajdziesz spokój. W Gliwicach spotkałam wiele osób, także takich bardzo, bardzo zdenerwowanych. Każdy z nas inaczej radzi sobie ze stresem. Ponadto u każdego może nico inaczej przebiegać leczenie, czasami towarzyszą inne dolegliwości. Jednak zdecydowana większość po jodowaniu jeździ już tylko na kontrole. Bywa,że niektórzy martwili się, gdy lekarz zalecał dodatkowy przyjazd na pogłębioną diagnostykę, np. tomograf. Ja wszystkim w takiej sytuacji tłumaczę, że trzeba szukać tych dobrych stron. To przykre, gdy ktoś słyszy, że coś się dzieje, coś budzi niepokój, ale przecież to dobrze, że lekarze chcą leczyć, że są takie możliwości. Tam nikt nie powie "Pani wróci do domu, pójdzie do swojej przychodni..." , albo "Pani się zarejestruje tu czy tam..." , tylko wychodzisz z kompletem badań, albo już z wyznaczonymi terminami kolejnych wizyt czy dodatkowych badań. Mam nadzieję, że poczujesz się po konsultacji dobrze zaopiekowania i będziesz bardziej spokojna. Życzę dużo spokoju, optymizmu i pomyślnych wieści. Mam nadzieję, że nie będziesz musiała długo czekać na konsultację i jod, czekanie wykańcza.
Lejdilejdi
bywa, bywa :) Zaglądamy , czytamy. Dobrze, że jesteś już po operacji. Niestety mimo coraz lepszej aparatury, diagnostyki, itp. bez operacji trudno czasami powiedzieć co rzeczywiście jest w środku. Dobrze, że wszystko wycieli, teraz jod dokończy dzieła. Opanujesz to z całą pewnością. Wiadomo, że teraz już trzeba być pod kontrolą i trzymać rękę na pulsie. Nie napisałaś jak czujesz się po operacji, tak fizycznie?
Lejdilejdi pewnie, że można żyć jak jak dotychczas. Wiadomo, każdy jest inny, inaczej radzi sobie z emocjami, ze stresem, ale można i trzeba żyć , cieszyć się, że to tylko taki rodzaj nam się przytrafił. Po krótkotrwałych zwolnieniach (miałam po czterech latach drugą operację, to przez te kikuty, nieusunięte te najbliższe węzły przy pierwszej operacji, itd. ale to też nie jest norma u wszystkich- spokojnie :) ) wracałam do pracy, jestem tak samo aktywna. Największa zmiana, to taka, że zaraz po obudzeniu muszę pamiętać o tabletce no i teraz jestem spokojniejsza, cieszę się bardziej ze wszystkiego, nieco inaczej pochodzę do obowiązków - są ważne, ale trzeba zachować odpowiednie proporcje. Jod jest ok, najgorsza jest taka niepewność i brak wiedzy. Lęk przed nieznanym. Piszcie, pytajcie, odpowiemy na Wasze pytania, wesprzemy , przytulimy.
Moja pierwsza biopsja spokojnie, pewnie ze dwa ukłucia. Biopsja miała być raczej formalnością, standardowym działaniem. Zmiana miała być łagodna.taki też był pierwszy wynik. Wycięto i tak całą tarczycę, bo guz był w cieśni, ale zostawiono kikuty.
Niestety w materiale wysłanym do badania po wycięciu tarczycy okazało się , że to rak brodawkowaty.
Druga biopsja była już w Gliwicach na dobrym sprzęcie, pod kontrolą porządnego sprzętu i w obecności drugiego lekarza, wtedy wiedziano, gdzie dokładnie kłuć więc znowu tylko dwa kłucia, ale prawda jest taka, że guz może być duży a komórki tylko w niewielkim miejscu, więc trudno czasami w nie trafić. Więc pewnie chciano mieć pewność