Ostatnie odpowiedzi na forum
...Dziewczyny moja mama też bez woreczka... i to chyb tak nas zgubiło... wszystkie jej wzdęcia, niestrawności i bóle brzucha były wiązane właśnie z usunięciem tego nieszczęsnego woreczka w zeszłym roku... tułała się po lekarzach, usg, badaniach... a nikt nie podejrzewał gada... to były w zasadzie jedyne objawy! no cóż... walczymy, właśnie trwa operacja... boję się...
A co do kapusty to jak już wyszła przyczyna tych wzdęć, złagodziliśmy dietę i kapuch zagościła znów na stole. A moja mama robi ją wybitnie! Kwaszoną lekko podgotowuje, dodaje kminku i troszeńkę zasmażki i.. jest pyyyyyszna!
Słodycze teraz poszły całkowicie w odstawkę z maleńkim odstępstwem dla tortu lodowego Grycana (POLECAM) i gorzkiej czekolady z solą albo z chili z manufaktury czekolady .
Pozdrawiam Was ciepło.
Gracia, u moją Mamuś wspomagamy BioMarine (takie dostałyśmy zalecenie od lekarza) . Oprócz tego dużo soków, robiłyśmy same ale w końcu jej zbrzydły i teraz kupuję Marwitu. Marchewka albo burak-jabłko, albo jabłko-pigwa, wymuszamy w nią z siostrą po 2-3 dziennie ?. Pierwsze dwa tyg. jest bardzo słabo... a pod koniec trzeciego następuje duży skok. Tylko tego BioMarine lekarz kazał brać spore dawki, jeśli będzie potrzeba to sprawdzę ale nie wiem kiedy mi się to uda, bo jutro z rana zabierają Mamę na operację. Aaa i jeszcze w zaleceniach miałyśmy dużo herbaty z imbirem (nie słodzimy cukrem z racji różnorakich opini na jego temat w chorobie nowotworowej). Długo myślałam, że ten imbir to z racji zapobiegania nudnościom i odporności ale wyczytałam gdzieś niedawno, że ma też działanie pobudzające organizm do działania z białymi.
Trzymam kciuki!!!
Czarownica - wspaniałe wieści! Bardzo się cieszę, że będziecie mieć spokojne święta! Wogóle widzę, że w naszej sytuacji inaczej postrzega się pewne rzeczy...
Milka - ale macie fajnie z tymi warsztatami! Ja chyba też w niedzielę zabiorę moją córcię na kiermasz, niech odetchnie od naszych ciągłych zmartwień... Myślałam nawet żeby Mamusię tam zaciągnąć bo dużo lepiej się poczuła ale jak w środę mamy ruszyć do walki, to odpuszczam, bo muszę na nią chuchać i dmuchać, żeby było ok! ;)
Carmen - teraz będzie już tylko lepiej! Jakie to szczęście, że święta spędzisz już bez tego cholernego lokatora! Cudowna świadomość!
Kucja, a jak zmiany skórne? Pokonane? Mam nadzieję, że udało się je już opanować!
Lilith - dziękuję za te wszystkie ciepłe słowa i Twoją obecność na forum!
Powtórzę, się ale jesteście ogromnym wsparciem! W zasadzie nikt nie potrafi rozmawiać tak jak Wy! Wiele rzeczy widzi się inaczej, kiedy samemu się ich "dotknęło"... Dobrze, że tu jesteście!
Dziewczyny pamiętam o Was wszystkich w modlitwie.
Gracia - bardzo Ci dziękuję za wiadomości o tej witaminie! Szkoda, że lekarze podchodzą tak sceptycznie do tego tematu... Wciąż nurtuje mnie pytanie czy mogło to zaburzyć przebieg i skuteczność chemii? Teoretycznie wg. opisów powinno wręcz pomóc... Jeden znajomy lekarz z Niemiec podpowiedział mi, że fajnie byłoby podawać ją przez kilka dni zaraz po, więc po drugiej od razu podaliśmy... Jak marker wzrósł, to przy trzeciej byliśmy już ostrożni i odczekaliśmy tydzień... Strach zwyciężył i podaliśmy tylko raz... Mimo to marker dalej szybował w górę... Przed wczorajszą konsultacją lekarską, znów trzeba było go zbadać i wiecie co - stała się dla mnie rzecz cudowna! Zaczął gwałtownie spadać!!!! Aż się popłakałam ze szczęścia, kiedy usłszałam, że przez tydzień z tych 630 zleciał na 418!!! Odebrałam też wynik ct, jak na ten stan, nie jest źle! Proces jest rozsiany ale "tylko" po otrzewnej, bez zmian na głównych narządach, a płyny się wchłonęły!!! Mamuś została zakwalifikowana do zabiegu!!! Operacja w przyszłym tyg. więć błagam trzymajcie kciuki i pamiętajcie o nas w modlitwie! Tym razem Wasze wsparcie bardzo nam pomogło! ?
Oczywiście ten nagły i niespodziewany spadek, pozwolił na zachowanie dalej tego schematu chemioterapii i włączony ma być avastin! Będziemy iść dalej przetartym szlakiem, oby skutecznie!
Lilith.p - dzięki za wsparcie! Na szczęście mama podróż do Wawy, zniosła dobrze. Wogóle wygląda tak fajnie, że tylko łysinka i osłabienie są oznakami choroby! I znów powtórzę swoją mantrę: żeby tylko nie te cholerne markery... :/ Tomograf zrobiony w czwartek wyniki. Chyba nigdy sie tak nie bałam! Mam takie bóle brzucha i zakwasy, jakbym znów zaczęła ostro ćwiczyć, a to tylko życie mnie ćwiczy... (Wogóle to z nerw coś mi organizm od września wariuje... ale to najmniejszy problem ).
Gracia - o tej klinice w Bydgoszczy wyczytałam tu na forum. Chodzi o badanie chemiowrażliwości z próbek pobranych podczas operacji zwiadowczej, które powinny być przetrzymywane w szpitalu. Adres znalazłam chyba na str. 519, http://molgendia.com/
Miałam nadzieję, że któraś z Was Wie coś bliżej na ten temat?
A co do vit C, czytałam genialne recenzje. Moja przyjaciłka, która jest chirurgiem, wyszukała mi opracowań medycznych na ten temat (wszystkie na medycznych portalach zagranicznych...) i twierdzi, że to jest naprawdę super! Tylko... No właśnie... po tym wzroście markera zaczęłam się bać, czy to nie ma złego wpływu na chemię.. Pomimo, że piszą, że podobno wręcz wspomaga... Wiesz zaczęłam fiksować... I teraz na razie odstawiłyśmy ze strachu, żeby nie zaszkodzić... Ale korci mnie dalej bardzo bo skoro chemia nie pomaga to może to pomoże? Zobaczę jakie będą markery za kilka dni i wtedy mama zdecyduje czy dalej chce brać te wlewy.
Jeśli możesz napisać mi, jakie masz podawane dawki tej witaminy? Jak często? Bo u nas najpierw była 7,5g, potem kilka dni 25g i potem naprzemiennie.
Kucja, moja mama po chemiach miała potworne swędzenie rąk i stóp, takie niemalże nie do zniesienia... dostawała na to hydrocotizonium i jakoś dawała radę (szkoda tylko, że marker nie reaguje na tą chemię...).
Jutro jedziemy na tomograf, błagam módlcie sie za nas i trzymajcie kciuki, bo od tego zależy decyzja i operacji... Jeśli się nie uda to mam nadzieję, że dobiorą nową chemię, która ruszy coś wreszcie...
Przeczytałam w dwa dni Wasze forum! Jestescie wspaniałe!!! Wszystkie! Dzielne, cudowne, pomocne, szczere - to rzadkość w dzisiejszych czasach! Dziękuję dałyście mi siłę! Po piątkowym "dole" ( a był naprawdę wieeelki), mam taki power do walki! Dzięki Wam znalazłam też ten instytut w Bydgoszczy, w którym można zbadać, co podziała na dziada! Pilnie planuję skorzystać z tej możliwości. Wcześniej myślałam o Berlinie ale mama była już po zwiadowczej, a tam trzeba mieć "świerze" próbki i profesor, który nas tam kierował musiałby zrobić kolejny zabieg... Ze względu na bardzo złe samopoczucie Mamci, po pierwszym i kolejną operację w perspektywie, nie zdecydowaliśmy sie na to. Myślałam, że to już nic z tego... A tu dzięki Wam takie wieści! Czy, któraś z Was próbowała tej metody?
I jeszcze jedno pytanie odnośnie dożylnej vit. C. Czy któraś z Was miała z tym styczność?
Przepraszam jestem nowa i wciąż cis mi się wkleja podwójnie...
Ufff... Troszkę lepiej mi już dzięki Wam! Jakoś tak nabieram sił do walki!
Dziewczyny, dziękuję, że jesteście!!! Dziękuję też za słowa otuchy! W zasadzie to nie mam z kim pogadać o moich dylematach... W poniedziałek mamy tomograf, a 07.12 wizytę i ew. decyzje czy chemia (jeśli tak to 08.12) czy 09.12 operacja...
Lilith.p mama leczy się u prof. Bidzińskiego, a na chemię jeździmy karową do dr. Anny Dańskiej-Bidzińskiej. Wspaniali lekarze, mili, kompetentni, wiem, że będą robić wszystko, żeby ratować moją Mamusię.... Ale ja i tak bardzo się boję!!!