mmmagda_lena,

od 2015-11-16

ilość postów: 35

Ostatnie odpowiedzi na forum

Rak jajnika

9 lat temu
Baaardzo się cieszę!!! Trzymam kciuki i odezwij się jutro co i jak! :*

Rak jajnika

9 lat temu
Carmen, dokładnie :). A nr telefonu do prywatnego gabinetu już wysłałam smsem :). Teraz zostaje trzymać kciuki za Makro i wspierać ją z całych sił! Ps. A u mojej Mamy dzisiaj mocno słabszy dzień... Ale to 4 dzień po chemii, więc nic dziwnego... A jeszcze ta pogoda... Słabo...

Rak jajnika

9 lat temu
...

Rak jajnika

9 lat temu
... Pokasowałam, bo mi się kilka razy post powtórzył... Przepraszam... ;)

Rak jajnika

9 lat temu
Makro, napisałam Ci wiadomość na telefon. Ale przypomniało mi się jeszcze, że szukając ratunku dla mojej Mamy, znalazłyśmy też prof. Jastrzębskiego z Gdańska, nie jest ginekologiem, a chirurgiem ale był w stanie podjąć się operacji. Ztego co kojarzę on też robił Hipeca.

Rak jajnika

9 lat temu
...

Rak jajnika

9 lat temu
Dziewczyny, powiem tak, trudno komuś doradzać i podpowiadać, kierunek leczenia. Jest to ogromna odpowiedzialność i ogromne ryzyko! Na każdego działa co innego i jednego wspomogą zioła, innego vitamina c, medycyna tybetańska, a innemu nic z tych rzeczy... Pewnie nikt nie chciałby brać na siebie takiej odpowiedzialności, stwierdzając co powinno się stosować, dlatego bardzo ostrożnie podchodzę do tych spraw. Bardzo dużo czytam, rozmawiam na te tematy również z osobami, które walczyły z nowotworami i im się udało. Uważam, że decyzja o wspomaganiu leczenia powinna być podjęta przez chorego. Ja z tego co znalazłam, przedstawiłam mojej Mamie kilka wariantów i wróciłyśmy do sprawdzonej już kiedyś medycyny tybetańskiej. Jednak tym razem nowotwór był zbyt zaawansowany i nie zrezygnowaliśmy z leczenia standardowego. W normalnym trybie mama dostaje chemioterapię, przeszła operację i teraz ma dalsze chemie, a dodatkowo wspomagamy ją preparatami od mnicha. Na razie, pomimo różnych perypeti, udaje nam się ogarniać wszystko w terminach! Wiem, że wiele osób może być bardzo przeciwnych takiemu postępowaniu ale cóż mamy do stracenia? Sytuacja jest poważna, stopień 3c, każda z nas wie, że to nie jest lekko (chociażby skutki po chemii), więc jeśli ta metoda może pomóc, może dać też więcej wiary wyzdrowienie i wspomóc walkę z chorobą - nie mamy nic do stracenia! A mama zdecydowała się na to co już zna. Jakieś ok. 10 lat temu ten człowiek (mnich buddyjski z tybetu, taki najprawdziwszy, który wcześniej był osobistym lekarzem i ochraniał Dalajlamę, nie hochsztapler), uratował moją mamę z bardzo trudnej sytuacji, wiec teraz mamy również ogromną wiarę w to, że damy radę! Chociaż czasem są momenty potężnego załamania i zwątpienia, o czym pisałam już wcześniej w jednym ze swoich wątków... Ale udaje nam się podnieść i znów stawać do walki!

Rak jajnika

9 lat temu
Dziewczyny, Carmen, Kucja, bardzo Wam dziękuję za te słowa!!! Kucja to co napisałaś jest dla mnie lekiem na moje ostatnie lęki! Wogóle jak "patrzę" na Was odzyskuję wiarę w tą trudną i nierówną walkę. Carmen, my dajemy Mamie dużo herbaty z imbirem, podobno działa również przeciw wymiotnie. Miała też Atossę ale tylko przy pierwszej chemi ją brała. Jej lekarka poradziła nam też lokomotiw i u nas się sprawdza! A poza tym, domowe lekkie jedzenie. Zamieniłyśmy się z siostrą w etatowe kucharki ;) i wciąż stoimy przy garach gotując dietetyczne, bogate w witaminy posiłki (dobrze, że mam wspaniałego i wyrozumiałego męża oraz super współpracowników i odciążyli mnie maksymalnie z pracą!!!). Sprowadzamy różne warzywka, kurczaki, itp. z prawdziwej wsi, mało chemiczne i "pędzimy" te nasze dawki zdrowia. Kucja, dajesz ogromną siłę i nadzieję! Jesteś wielką wojowniczką! Opowiadałam o Tobie mamie (wogóle o innych dziewczynach też), podziwiając Was. Niestety moja Mamuś ma chwile załamania... Wiem, że jest jej ciężko, że się boi ale nie mogę jej pozwolić się poddać... Przecież już zrobiła kawał dobrej roboty! Niestety ostatnio wyłapała nam dołek... Robiłyśmy co można, żeby ją wesprzeć (z pomocą przyszły jej przyjaciłki i zaprzyjaźniona z nami siostra zakonna), trochę udało się ją pozbierać. Na szczęście wyczuła to też nasza pani dr od chemii i na dzisiejszym wlewie, wzbogaciła Mamie dietę o dodatkowe leki, w tym antydepresant. I o dziwo - Mama nie protestowała!!! No i nie wiem czy powinnam tu o tym pisać, bo wiem, że na niektórych forach jest to zakazane, ale Mama wróciła do leczenia medycyną tybetańską! Bardzo mnie to cieszy, bo kilka lat temu mieliśmy już namacalny dowód na skuteczność tych preparatów, więc i tym razem mam wilką nadzieję na sukces!

Rak jajnika

9 lat temu
Czarownico, niestety nie zrobili tego markera zaraz po operacji... Zrobiliśmy dopiero teraz przed chemią... Mam mega stres... Ale mam też nadzieję, że to przez to crp, a teraz po chemii poleci w dół... Bo u nas z tymi markerami to od początku były cyrki... Spadały i rosły, a profesor po operacji stwierdził, że chemia pięknie zadziałała, bo to co widział za pierwszym razem zniknęło, zostały tylko te duże zmiany, które wyciął... Jezu... chwytam się tego z tak wielką nadzieją...

Rak jajnika

9 lat temu
Witajcie, wszystkiego dobrego w Nowym Roku, oby nie był gorszy od starego, a najlepiej jakby był lepszy ;)! Nie odzywałam się jakiś czas, bo walczyłyśmy ze stanem pooperacyjnym... Oj było bardzo słaaaabo... Niby operacja przebiegła ok, wycięto wszystkie widoczne zmiany, ale przeboje zaczęły się póniej... Mama po lekach, miała chwilowe stany utraty świadomości, potworne zawroty głowy, itp. Szczerze mówiąc przeżyliśmy koszmar... W między czasie miała tk głowy ( siedząc na szpitalnym łóżku straciła przytomność, spadła i baaardzo się potłukła...), Usg barku (również w konsekwencji upadku...na szczęście nie ma uszkodzeń mechanicznych jest jedna stan zapalny, ręka bardzo boli, lekarze obawiają się wprowadzić dodatkowe sterydy, więc zostałam nam rechabilitacja, która pomalutku przynosi efekty). Odebrałam też już wynik histopat i potwierdzono stopień IIIC, g1, czeka nas więc dalsza walka. Mija miesiąc od operacji i jutro mama jedzie na chemię. Mam nadzieję, że nie będzie bardzo źle, bo w dalszym ciągu trzyma ją ogromne osłabienie... Są dni, że nie ma siły wstać z łóżka... Wczoraj zrobiliśmy wszystkie badania potrzebne przy chemii i nie jest źle, wszystko wskazuje na to, że chemia będzie podana. Mam do Was tylko pytanie, jak powinien spadać marker Ca125? Przed operacją był 413, a teraz po jest ok. 370. Czy przez ten stan zapalny (podniesione crp), mógł spaść tak mało? Wiem, że powinnam poczekać do chemii ale bardzo się martwię...