Ostatnie odpowiedzi na forum
urwał mi się wątek i pojawiła się chcochlik
Miało być:
TERAZ WSZYSTKO BĘDZIE INNE
Uśmiech, pozytywne myślenie i bycie sobą, a więc otwarcie na ludzi.
Zamykanie sie w czterech ścianach i użalanie nad sobą nie ma sensu. Zawsze uważałam, że rzynosi to zbyt wiele szkody. W trudnych chwilach nigdy nie wierzyłam, że problem z jaki przyszło mi sie zmierzyć nie dotyczy mnie samej, a sama diagnoza to jakaś pomyłka.
To mi bardzo pomagało. Pomagała mi tez myśl, że wkrótce wyzdrowieję i pojade nad morze by poleniuchować. Nie wiem skąd mi sie towzięło, bo zawsze lubiłam wyjeżdżać w góry.
Byłam nad morzem i to niedawno. Kolejne marzenie zostało zrealizowane.
Tak, ważne jest mieć wsparcie bliskich. Przez zycie (niestety :-() idę sama. W chorobie okazało się ilu i jakich mam przyjaciół. Przyjaciółmi okazali się Ci, których tak nie postrzegałam. Poznałam wielu ciekawych ludzi podczas choroby. Sama wspieram do dzisiaj innych.
Ludzie czasem dziwnie reaguja na wiadomość o raku. Oto przykład z życia:
Moja (była już niestety) przyjaciółka postawiła na mnie krzyżyk, bo oprócz odwiedzin w szpitalu tuż po operacji w sierpniu ub. roku i 3 czy 4 telefonów jakoś nie znalazła czasu by zapytać o moje zdrowie czy samopoczucie. Dodam, żę mieszkamy w sąsiednich blokach, a po zakończeniu radioterapi długo przebywałam w domu więc okazji do odwiedzin nie brakowało.
Człowiek przechodzący leczenie i ekonwalescencję potrzebuje zainteresowania innych i zwykłej ludziej zyczliwości. Szkoda, że wielu o tym zapomina.
Teraz stanęłam na nogi. Mam nadzieję i wierzę, że co najgorsze za mną. Cieszę się zyciem, małymi krokami realizuję swoje marzenia: dorobiłam się lustrzanki i zaczęłam fotografować. Uczę się obróbki zdjęć w kompie. Sprawia mi to wiele przyjemności.
Chodzę dużo na spacery z kijkami i ...aparatem w plecaku. Wracam do czynnego życia, a od następnego miesiąca wracam do pracy zawodowej.
To co złe chcę zapomnieć. Tak samo nie chcę pamiętać o rzekomych przyjaciołach, a nazywać ich tylko znajomymi i przelotnie na ulicy powiedzieć dzień dobry. Teraz Ważne jest zyć normalnie, ale nic już nie będzie takie jak przed chorobą.
TERAZ WSZYSTKO BĘDZIE - co nie znaczy, że gorsze. Wręcz przeciwnie, zmieniło sie moje spojrzenie na wiele spraw. Zweryfikowałam swoje spojrzenie na wiele spraw i nie przejmuję sie drobiazgami.
Chce mi się żyć i teraz jeszcze bardziej niż kiedyś uśmiechać się do ludzi i mieć do czynienia z samymi uśmiechami.
- pozdrawiam wszystkich.
pomysł świetny, ale jak to zorganaizowac w praktyce.
Policzeni tak lecz nie wiem skąd najwięcej jest osób. Założenie stowarzyszenia to nie jest problem, ale prowadzenie statutowej działalności to całkiem inna sprawa.
- pozdrawiam
Witaj.
Trudno jest mi Tobie cokolwiek radzić w sprawie opuchlizny. Jedno co moge ZTobie poradzić byś byś na skurcze brałam preparaty z nagnezem. Do kupienia w aptece bez recepty. Mnie pomagały kiedy po radioterapii wróciłam do domu to nie spałam całe noce, a nawet jak usnęłam to budziłam się z powodu potwornego bólu. Łapały mnie potwornie silne skurcze. Doskonale pamiętam ten ból. Gdy mijał to zaczynały dawac się we znaki mięśnie. Dosłownie wyłam z bólu.
Do tej pory mam opuchniete nogi, ale lekarz rodzinny twierdzi, że to kłopoty z krążeniem. Przepisał mi leki i faktycznie teraz opuchlizna sie zmniejszyła.
- pozdrawiam i "uszy do góry"
do anny61
Zastanawiam sie dlaczego załozyłas ten wątek, a - jak sama piszesz - nie masz czasu tu zagladać. Nie bardzo rozumiem na czym ma polegac Twoja pomoc?
Wybacz szczerość, lecz muszę te słowa skierowac do Ciebie:
podajesz rady - byc może przydatne (tego nie wiem) , ale faktycznie nie dodałaś, że leczenie się za pomocą tych wszystkich suplementów bez żadnej konsultacji z lekarzem może poczynić wiecej szkody niż pożytku osobom, które to przeczytaja.
Przy chorobach nowotworowych ważna jest dieta, lecz przekazane informacje przez Ciebie nic szczególnego nie wniosą na zagladających tu forumowiczów .
W końcu co tak naprawdę powie przeciętnemu człowiekowi informacja:(cyt.) :
Dieta w nowotworach: Białka - 0,5 do 0,8 g/kg m.c , Tłuszcze - 2,5 do 3,5 g/kg m.c
Węglowodany - 0,8 g/kg m.c ?????
Z całym szacunkiem dla Twojego doświadczenia lecz te informacje są ogólnikowe.
Pozostaje mi jeszcze dodać, że np. badanie włosa robiłam swego czasu na własną rękę. Niestety ta wiedza niewiele wniosła. Kiedy otrzymałam wynik z tego badania to przestudiowałam go dokładnie. Pokazywałam te wyniki kilku lekarzom, ale oni sami twierdzili, ze maja zaufanie tylko do wyników robionych tradycyjną metodą i dostawałam kolejne skierowanie do labolatorium na tradycyjne testy.
Wiesz doskonale, że zawsze i wszędzie trzeba zachować rozsądek, a jeśli juz decydujemy się na nietypowe leczenie to trzeba być do tego przekonanym. To co pomaga jednemu innym może zaszkodzić.
serdecznie pozdrawiam
Szukając czegoś w internecie weszłam na stronę Akademii Walki z Rakiem i za jej pośrednictwej trafiłam na coć co może w jakis sposób Cie zainteresować. Może warto?
Poniżej przesyłam link. http://www.simonton.pl/node/124
- pozdrawiam
do liduni57
wiesz, nie można tak całkiem stracic wiary. Nawet jesli zdarzy się, że rzeczywiście walka z rakiem jest przegrana to czy można to wiedzieć na 100 %? - nie sądzę.
Uważam, że własnie dlatego, że nie wiadomo jak to wszystko sie dalej potoczy trzeba przynajmniej staać się żyć pełnia zycia i realizować marzenia. Dla jednych będa to malutkie marzenia co nie znaczy by były nieważne od tych planów realizowanych przez wielu z wielka pompą.. Chodzi mi o to, że nie warto marnować czasu, bo nikt z nas nie wie co dalej.
Chce Cie wyprowadzić z błędu:mieszkam w mieście 50-tysięcznym połozonym ok 60 km od Łodzi. Na kontrole i konsultacje dojeżrzam do Łodzi. W mojej miejscowości nie słyszałam o Akademii Walki z Rakiem. Sama muszę sobie radzić. Znajomych mam wielu, ale niewielu z nich tak naprawde mogłabym nazwać Przyjaciółmi. Zadziwiające, że w potrzebie na duchu podtrzymywały mnie osoby na które wcale bym nie liczyła. Moja serdeczna koleżanka, jeszcze ze średniej szkoły (mieszka tuz obok mnie) przez te wszystkie miesiące zdobyła się na jakieś 4 czy 5 telefonów z kurtuazyjnym zapytaniem: jak sie czujesz? I cóż miałam odpowiedzieć? - odpowiadałam : w porządku, bo jak można szczerze odpowiedzieć na zadane w tych okolicznościach pytanie. O czym rozmawiać z człowiekiem, który zielonego pojęcia nie ma, że w tym momencie znowu dopadły mnie kłopoty jelitowe, na dodatek z bólu rozrywa mi kości, czuję wszystkie mięśnie, a padam ze zmeczenia, bo kolejną noc nie mogła zasnąć?. Jak to wytłumaczyć komuś kto nie zna skutków ubocznych radioterapii i na dodatek twierdzi, że przecież brałas TYLKO lampy i bez chemii.
Niestety, bliskie nam osoby nie zawsze chcą o tym wszyskim wiedzieć, a wiem z opowieści, że i niekiedy pewne dolegliwości zganiaja na kadr marudzenia chorego i rozczulania się nad sobą.
Sądzę, że zbyt mało mówi sie o nowotworach, bo nadal górę bierze jakiś dziwny wstyd przed ta chorobą.
Może kiedys to sie zmieni, a to forum dołoży się choc troszkę do tego? Kto wie?
Do Evity.
Masz rację. Trzeba starac się dotrzeć do ludzi, którzy wygrali z chorobą.. Zdrowy człowiek zapewne bedzie uważał, że takie "rozszarpytanie ran" jest całkiem zbędne. Myli sie bardzo, bo właśnie relacje ludzi są bardzo budujące i pomagają całkiem inaczej spojrzeć na siebie samą.
Czasem lepiej podzielic sie własnymi odczuciami z całkiem obcą osobą. Bywa, że bliscy nie pojmują chorego i jego zachowań, a jeszcze bardziej przykre gdy nawet nie podejmuja prób zrozumienia go. Człowiek chory i niesprawny staje się niekiedy ciężarem i wcale nie dotyczy to tylko nowotworów. Z tego tez powodu nikt nie pomoże choremu jeśli on sam nie będzie tego sobie życzył. W końcu jaki sens ma robie czegos w brew woli zainteresowanego?
W szpitalu poznałam wielu ludzi. Lubie ob\serwowac innych i patrzeć na ich reakcje w różnych sytuacjach. Jestem pewna, że trzeba czasem robić dobrą minę do złej gry, ale jeśli człowiek zamyka się w swoich boleściach, nie daje sobie pomóc to jeszcze bardziej odcina się od otoczenia. Mimo choroby należy - czasem na siłę - uadac, że jest ok.. Biadolenie to nic innego jak tracenie energi, która powinna zostać skierowana na wyzdrowienie, Tracenie jej na użalanie sie na sobą to czysta rozrzutność. Chory nie może sobie na to pozwolić.
Tak, dzisiaj dzień matki. Wiesz, mysle, że powinniście trochę popracowac nad teściową i przekonać ją, by to Ona sama chciała chcieć wychodzic na spacer. W końcu zmiana otoczenia doskolane wpływa na samopoczucie, a to akurat jest potrzebne każdemu człowiekowi.
Mam nadzieje, że spacer był udany, bo dzisiaj jest wyjatkowo pogodny dzień.
- pozdrawiam
Oczko
PS. Wpadłam na pomysł, by wszyscy, którzy przeczytali mój egzemplarz książki podpisywali się na "skrzydełku" okładki. Z czasem lista będzie się zapewne powiekszała.
do izisii!
do Evity!
Trzymaj sie proszę, Jestem po zabiegu chirurgicznym w sierpniu ub. r. (nowotwór trzonu macicy) . Przeszłam radioterapię i brachterapię. Kiedy otrzymałałam wynik z badania histopatologicznego uznałam to za COŚ nierealnego. Ja i rak? - to przecież jakis żart. W rodznie nikt nie chorował, a tu jaka wiadomość. Przeszłam cały proces przygotowań do radioterapii. Prawie 6 tygodni bez przerwy przebywałam w Osrodku Onkologicznym w Łodzi. Wierz, że mam to za sobą, bo i czuje sie coraz lepiej.
Kiedy juz wyszłam ze szpitala dotarłamdo książki Kamila Durczoka "Wygrać zycie". Uważam, że ta niewielka książka powinna być przeczytana zarówno przez chorych, ale przede wszystkim przez rodziny.
Bez wątpienia autor bedąc znanym człowiekiem miał znacznie prostszy dostep do lekarza,ale sam proces leczenia nie był dla niego taki łatwy.
Uważam, że pozycja ta napisana jest jest bardzo dostępnie. Pewnie dlatego, że pisał to człowiek przekazujący własne odczucia.
Wierz mi , słowa z tej książki wiele znaczą i pomagają. Może uda się Tobie namówic męża do lektury? Książkę bez problemu mozna zamówić w księgarni albo kupić w księgarni internetowej.
Faktem jest, że wsparcie rodziny jest naprawdę ważne.
Tak sie składa, że jestem sama, ale w okresie gdy przebywałam w szpitalu miałam wielkie wsparcie moich krewnych, znajomych i kolegów z pracy.
Jeszcze nie wróciłam do pracy, bo brak mi na to sił. Sądziłam, że w pełni stanę na nogi w 2-3 miesiące, ale widac nie bez powodu dostałam świadczenie rehablilitacyjne na rok.
Wierzę, żę niedługo wróce do pracy i normalnego zycia.
"Uszy do góry"
- pozdrawiam