Ostatnie odpowiedzi na forum
Madziu, taki wynik to nie wyrok,spokojnie. Jeżeli rak jest nieinwazyjny, mąż ma szansę na wyleczenie. Nawet jeżeli w grę może wchodzić usunięcie pęcherza, to najważniejsze żeby pozbyć się gada. Ale jeżeli zmiana była powierzchowna i niewielka to leczenie może ograniczyć się do TURB i obserwacji. Każdy rak pęcherza (niestety) jest złośliwy,ale nie każdy przypadek kończy się usunięciem pęcherza. Nie zamartwiaj się na zapas, skonsultuj wyniki z dobrym specjalistą, urologiem i onkologiem. Pozdrawiam.
Morpheus, hmm zdaje się, że na temat raka pęcherza wiesz wszystko! Przyznaj się, jak to robisz? Stara "gwardia" rzadko tu zagląda, dla nowych jesteś nieoceniony. Twoje rzeczowe odpowiedzi są pomocne, wiem jak to jest ważne, kiedy spada na nas taka diagnoza,jaką jest choroba nowotworowa. Właśnie na forum znalazłam oparcie w pierwszych dniach choroby męża. Teraz też zaglądam tu na codzień i cieszę się, że mogę podzielić się swoimi problemami. Jakkolwiek to zabrzmi, raźniej mi z wami!
Witam. Aniu, doskonale zrobiłaś, że skonsultowalas leczenie. Masz teraz pełny obraz choroby i leczenia. W przypadku mojego męża, operacja była koniecznością, guz zatykal ujście moczowodu, prawa nerka z dużym wodonerczem,pojemność pęcherza b.mala. Gdyby czekał dłużej, stracilby nerke . A bieganie do toalety co 30-40 minut było nie do wytrzymania
Po trzecim cyklu (jeżeli pójdzie zgodnie z planem) ma mieć TK i decyzje co dalej. Moczowody są wyłonione, więc możliwa jest radioterapia, bez ryzyka ich "spalenia", co jest częstym powikłaniem.Lekarz nie wyklucza też powtórnej operacji, wszystko zależy od tego jak zareaguje na chemię. Węzły w obrazie USG ok.7mm,czyli w normie. W poniedziałek będzie wynik biopsji. Jak widzisz, nie jest "różowo", ale jest nadzieja, że leczenie przyniesie pozytywny efekt. Wyciszylam trochę emocje, staram się skupić na tym co teraz jest istotne, czyli życiem z chemioterapia. Pobyty z mężem na tym oddziale pomogły mi zrozumieć, że to nie koniec świata, tyłu ludzi leczy się latami, ale potrafią obok prowadzić w miarę zwyczajnie życie. Wiem, że losu nie oszukam, ale też nie mogę dać się zwariować i oszalec z rozpaczy,czego byłam bliska.
Moja siła ma być wsparciem dla męża, który bardzo dzielnie walczy z chorobą. Razem damy radę! Pozdrawiam serdecznie, trzymaj się ciepło!
Mój mąż jest w trakcie chemioterapii, pierwsze wlewy znosi b.dobrze, ale to normalne, bo dopiero kolejne cykle mogą być męczące. Czekamy na wyniki RTG płuc i wynik biopsji węzłów. ECHO serca ok.Szpital przyjazny dla pacjentów, chory ma swojego lekarza prowadzącego, pielęgniarki bardzo życzliwe, atmosfera na oddziale (mimo wszystko) dobra.Zostaje wierzyć, że wszystko potoczy się w dobrym kierunku. I tego się trzymam!
Aniu, nie rezygnuj z wizyty u specjalisty. Czas naprawdę gra dużą rolę, przekonałam się na przykładzie swojego męża. A jeżeli nawet nie przyspieszy terminu operacji, to jeszcze raz przeanalizuje wyniki męża i będziecie bardziej spokojnie czekać . Pozdrawiam serdecznie <3
Witam serdecznie <3Kasiu,jak to dobrze, że się odezwałaś. Myślałam jak tam u was i cieszę się, że masz pomyślne wiadomości. My czekamy w kolejce do chemioterapeuty, wszystko się okaże po wizycie. Mam nadzieję, że w końcu zacznie się leczenie. Mąż ma się dobrze, gorzej ze mną, ale damy radę. Pozdrawiam <3
Oj, Aniu, doskonale wiem co przeżywasz. Staramy się robić dobrą minę do złej gry, ale czasem coś pęknie i "rozkladamy" się. Masz prawo do chwil kiedy emocje biorą górę i nawet płacz nie pomaga. Ale życie takie jest, trzeba się "otrzepac" i iść dalej .
Mnie też czasem przerasta sytuacja, wydaje mi się że znalazłam się w jakimś złym śnie, ale niestety to rzeczywistość. Wczoraj byłam na chwilę w pracy, moje koleżanki dosłownie "siadly" na mnie, dostało mi się za moje podejście do choroby męża. Może mają rację, najpierw muszę zadbać o siebie, żeby mieć siłę wspierać męża. Hmm, nie zaglądam często do lusterka, ale widocznie wyglądam tragicznie,skoro taka była realizacja na mój widok.Wiec twarde postanowienie -zaczynam troszkę myśleć o sobie. Dla siebie i męża!
Leon, każdy inaczej reaguje na chorobę
Mój mąż nie chce o niej wcale rozmawiać, nawet rozmowy z lekarzem są dla niego trudne, więc wszędzie "wypycha" mnie.Jest zorientowany, nic przed nim nie ukrywam, godzi się na proponowane leczenie. Ale unika takich rozmów, na ile może.
Aniu, moje "gdybanie" co by było..., to tylko moje rozterki. Ty, nie patrz na odległość, tylko szukaj dobrych specjalistów. Takich do których będziesz mieć pełne zaufanie.