Ostatnie odpowiedzi na forum
Aniu, proszę Cię, nie zalamuj się teraz, przecież walka jeszcze się nie kończy. Mój mąż ma raka "w całości"ale chemia zatrzymała rozwój choroby.
Lekarze swoje a życie swoje -czekając godzinami w poczekalni przed wizytą u onkologa nasluchalam się dużo historii. Osoby którym dawno 2-3 miesiące życia, leczą się kilka lat,nadal funkcjonują i walczą.
Myślami, całym sercem jestem z Tobą.
Wspieraj męża jak do tej pory i pamiętaj, że chemia to kolejny etap leczenia. I tego się trzymaj!
Aniu, najważniejsze, że chirurg stwierdził drozne jelita. Głodówka to jedyna metoda żeby je odciążyć . Fakt, że przestał wymiotowac świadczy o droznosci przewodu pokarmowego.
Kroplowki muszą uzupełniać bilans płynów, więc normalnie, że leci jedna za drugą.
Jak jelita zaczną znowu prawidłowo pracować, mąż wróci do naświetlania i będzie dobrze
:-)
Aniu, jesteś dzielna, dasz radę. To przejściowe objawy niepożądane, zdarzają się, ale nie kończą leczenia.
Pamiętasz? Nam przecież też kiedyś zaswieci słońce.. A wiosna tuż, tuż..
Agnieszko, doskonale wiem o co Ci chodzi. Ja swoje emocje staram się ukrywać przed mężem, ale przecież zna mnie na wylot i widzi co się ze mną dzieje. Trudne to wszystko...
My na operację czekaliśmy dwa miesiące, więc trzy tygodnie to naprawdę... tylko.
Mam nadzieję, masz doskonałe podejście do sytuacji, ma być dobrze i będzie! Wczesne stadium choroby daje duże szanse, a pozytywnie nastawieni to połowa sukcesu.
Trzymam kciuki :-)
Aniu, jak mąż dzisiaj? Ustąpiły dolegliwości? Zaczęlyśmy walkę z chorobą prawie w tym samym czasie, nie była to droga jaką przechodzi tu większość. W waszym przypadku komplikacje związane z leczeniem płuc, u nas brak możliwości radykalnej, ale mocno wierzę, że dalsze leczenie przyniesie upragniony finał i choroba w końcu odpuści. Nie może być inaczej...
Trzymaj się,
<3
Agnieszko, wiem co przeżywa Twoja mama. Dzieci troszczą się o rodziców, przeżywają bardzo choroby ale współmałżonkowie to inna "bajka". Wy macie już swoje rodziny, swoje dzieci a my tylko siebie. To koszmarne uczucie kiedy przychodzi świadomość zagrożenia, że można zostać samą . Nie chcę przez to powiedzieć, że dzieci cierpią mniej, ale Inaczej.
Przez pół roku choroby męża rozsypalam się zupełnie. Fakt, staram się udawać, że jest ok, ale moja córka też często słyszy, że "nie mam już siły..." teraz widzę, że niepotrzebnie, bo pewnie jak Ty zamartwia się o nas oboje.
Mój mąż to "twardziel", zawsze wszelkie kłopoty starał się rozwiązywać sam, dawał i daje w dalszym ciągu poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Nic dziwnego że wraz z jego chorobą dosłownie runął mój "mały świat".
Hmm... czasem warto popatrzeć na to "z boku",dziękuję Agnieszko
<3
Ja też nie mogę sobie darować, że odpuścilam umówiona wizytę w Otwocku.
Nalegalam na męża żeby skonsultować leczenie w tym ośrodku, ale stwierdził, że jak ma być dobrze, to będzie i w Lublinie.
Z reguły jestem bardzo uparta, ale tym razem dałam sobie spokój.
Zawsze będzie mnie prześladowac myśl, co by było, gdyby...
Moni, wiem, że zawsze mamy niedosyt podejmowanych decyzji. Robiłaś to, co w danej chwili uważałas za słuszne. Nie możesz sobie nic wyrzucać.
Ale jeżeli prawnik widzi tu ewidentny błąd lekarzy, może warto to udowodnić. Dla własnego spokoju i być może jakiegoś zadośćuczynienia.
Warto spróbować.
Moni, jak to możliwe żeby w trakcie radioterapii powstał przerzut?
Myślałam, że naświetlania zabiją komórki rakowe,tak bardzo się boję. Przecież u męża rak został w całości.
Co prawda czuje się dobrze, jest aktywny, codziennie dojeżdża tyle kilometrów, na nic się nie skarży.
Cała moja nadzieja to ta radioterapia...
Aniu, zaparcia to normalne przy naświetlaniach, tym bardziej, że wykluczony jest w diecie błonnik.
Mąż jest pod dobrą opieką, robią badania i coś zaradza.
Nie zamartwiaj się na zapas, musi być dobrze:-)
Kup mu siemię lniane, niech sobie zaparza, dobra jest też Lactuloza.
Ja też bacznie obserwuję męża, bo niechętnie mówi o swoim samopoczuciu.Niby wszystko jest w porządku, ale czytając Twoje wpisy coraz bardziej się boję powikłań.
Aniu, nie myśl o najgorszym. Ból pośladków zaczął się zaraz po radykalnej, więc może to skutek operacji. Przecież mogły ulec uszkodzeniu jakieś zakonczenia nerwowe i stąd te dolegliwości. Sama piszesz, że mąż bierze takie leki.
Mój mąż też nie miał PET przed rozpoczęciem radioterapii, ani nie wspominał, że ma mieć TK po tygodniu leczenia. Może każdy ośrodek ma swoje procedury?
A mąż dostaje cały czas radio czy zrobili przerwę?
Szlag, dlaczego to wszystko jest takie trudne... :-(
Aniu, jak mąż? Ból ustąpił?
Poczytałam trochę na temat radioterapii, strach się bać. Chyba jednak lepiej nie wnikac, bo można zwariować z nerwów.
Jednym z powikłań jest popromienne zapalenie odbytu,ale objawy są raczej dużo później. Myślę, że jelitowka przez którą przeszedł Twój mąż przed naświetlaniem spowodowała podrażnienie i stąd ból.
Widzę że też szukasz w necie informacji jak pomóc mężowi przejść przez radioterapie, ale ja im więcej czytam tym większy mam mętlik w głowie.