MW, co do depresji to borykałam się z nią wiele lat. O dziwo w trakcie leczenia onkologicznego trzymałam sie całkiem nieźle. Jeżeli mama korzysta z pomocy poradni zdrowia psychicznego, to warto, żeby tam z nią zajrzeć. U mnie w tym miesiącu minie 3 lata od zakończenia leczenia i teraz dopiero czuję się gorzej psychicznie, więc wróciłam do antydepresantów. Psychika jest ważna i w razie załamania warto skorzystać z pomocy jak najprędzej, bo depresja długo nie leczona lubi przechodzić w stan przewlekły. Jak leżałam na onkologii to przychodziła na oddział pani psycholog i każda mogła z nią porozmawiać. Zapytaj jak to jest u Was. Ja nie czułam potrzeby takiej rozmowy, ale dziewczynom bardzo pomagała.
odpisałam:-)
z mamą nie jest dobrze. Lekarz powiedział ze choć wszystko wycięli radykalnie+sieć bo tam był duźy guz...to są jakieś zmiany widoczna w TK na wątrobie. O tym nawet nie mowilam mamie. Mama widziala sie z psychologiem w szpitalu. Wczoraj wyszlýśmy ze szpitala...za namową pani psycholog poszłysmy do psychiatry dziś....ale u mamy problem jest w tym ze jak jest w tej strasznej dziurze to nie je nic i w zasadzie nie pije...to mnie tak martwi. Na razie jestem z nią ale jak bedzie w następnym tygodniu....nie wiem. Musze wrócic do pracy...jesli ona nie dźwignie sie sama to jestem przerażona przyszłością. Jak nie będzie jadla a tylko bedzie wymìtować to jak przejdzie chemię?na razie olpikuję sie nią jak umoem najleliej...ale potem? Chociaz powtarza ze chce żyć dla mnie....tak mi jest wtedy smutno. Mam wyrzuty ze zalewan swoimi troskami Was, Was ktore też potrzebujecie optymizmu i pozytwnych informacji. Przepraszam.
MW po to jest to forum. Radość przeplata się tu ze smutkiem, nadzieja ze zwątpieniem. Tak właśnie jest w tej chorobie.
Czy te zmiany opisane są jako META? I co sądzi o tym lekarz, który operował? Musiał mieć ogląd narządów przy otwarciu. Powinno być to w protokole operacyjnym, jak lekarz ocenia stan okolicznych narządów.
Nawet jeśli mama ma przerzuty do wątroby, co oznaczać będzie IV najwyższy stopień zaawansowania choroby, to chemioterapia w niektórych przypadkach naprawdę może zdziałać wiele dobrego. Moja mama to FIGO IV, z tym, że nie miała zajętej wątroby, ale odległe węzły chłonne i guzki w płucach z podejrzeniem meta. Po chemii po tych guzkach nie pozostał ślad. Mama już od pół roku na samym Avastinie, a jak będzie dalej dowiemy się w piątek po kontrolnym TK. Głowa do góry. Z moją mamą leczyła się kobieta z zajętą wątrobą i zmiany się wycofały po chemii, jak na razie już blisko rok nie ma po nich śladu.
Dobrze, że zdecydowałyście się na pomoc psychiatry. Psychika bardzo ważna. Trzeba mieć siły do walki z tą chorobą. Pozdrawiam.
MW jeszcze jedno w jakim kontekście mówisz o wymiotach? Czy mama teraz wymiotuje? Jeśli obawiasz się, że mama będzie wymiotować po chemii (z takim skutkiem ubocznym chemia się zwykle kojarzy), to naprawdę nie musi tak być! Twoja mama na pewno dostanie standard czyli carboplatyne+politaxol. Moja mama nigdy nie wymiotowała w czasie tej chemii, nigdy nie miała mdłości, a wręcz przeciwnie ciągle chodziła głodna i jadła jak niemowlę co 3 godziny. Nie wiem jakie doświadczenia mają obecne tu dziewczyny, ale panie, które leczyły się równolegle z mamą też wymiotów nie miały.
Midi90 dziki za dobre słowa. Niestety depresja mojej mamy manifestuje się poprzez totalną apatię, brak łaknienia i wymioty....więc jak tu mówìć o chemii..?? Nie wiem co mam robić? Przecieź ona nie moźe sie zdehydrować...a ona juz od niedzieli jest w takim stanie....jeszcze w szpitalu podali jej kroplówki...ale tu w domu...nie wiem zupełnie co robić. Boję się ze ta wstrętna psychika ją wykończy i gdzie tu siły na walkę z bandziorem. Jej organizm tego nie wytrzyma. Modlę się i płaczę na zmianę. Jej psychika kompletnie się załamała. Jak mam zorganizować jej opiekę w domu? Bo nie chcę jej oddać do szpitala...zresztą to dla niej większy stres. Ale nie mogę doluścic do zagrożenia życia....tak mi ciężko bo moja mama nie dość ze cieepi fizycznie to jeszcze ma ból psychiczny.
midi90 lekarz powiedzial ze guzki na wątrobie są małe i mogą byc przerzutowe...ale to bylo widac w obrazie TK. Nie mogli tego usunąć bo guzki są wewnątrz wątroby. Ja wierzę że chemia mogłaby jej pomóc tylko jak w przypadku jej załamania psychicznego...traci cenne siły na ból psychiczny...a ja nie umiem jej pomóc.
mw napisze tak na szybko, wczytalam.sie w ostatni post. Jesli byla u psychiatry to pewnie juz ma wdrozone leki? Zazwyczaj po 2 tygodnoach dzialaja, niektore nawet wczesniej. Jesc i pić musi, zachecaj do wody z imbirem albo moze powonma zazywac megali.. w razie czego nutridrinki. A w sprawie opieki pamietaj ze mozesz wzoac L4 na Ppieke nad mamą.
Kotka dzieki. Moja Mama ma w depresji jadłowstręt...podaję jej tylo to, na co ma ochotę...staram sie rozmawiać, pytać, proponuję pomoc pielęgniarki, psychologa...ale nic nie chce. Dziś bylysmy na zdjeciu klamerek..19.12 wyniki histopato....ale boje się i o wynik, choć wiem ze to złośliwiec ale te guzki na wątrobie...chociaz pisałyście ze i to chemia moze zniwelować. Ona chyba nie chce po prostu walczyć...ciężko mi to oceniać bo ją bardzo kocham. O L4 wiem...teraz wzięlam 3 dni. Potem moze jeszcze następny tydzień...ale nie będą w pracy tolerowac dłuźszych nieobecności. Martwię się jak to będzie jak mnie nie będzie...no i perspektywa chemii się może oddalić...a mysle ze moze to by była dla niej szansa. tyle zgryzot i pytań bez odpowiedzi. Piszę tu to wszystko bo to moje ukojenie jak wyrzucę moje troski. Przykro mi ze psuję tym swoim biadoleniem klimat...