Sarnaś nawet nie wyobrażam sobie jak Ci ciężko, bo moi rodzice żyją. Mogę to sobie tylko wyobrazić. Mama odeszła bardzo dla Was wszystkich niespodziewanie i masz prawo do różnych dziwnych czasem sprzecznych myśli i zachowań. Żałobę trzeba przeżyć a to wymaga czasu zanim rany zasklepią się a pozostanie pamięć.... MAMA prosiła Cię żebyś się badała i musisz to robić i dla niej i dla siebie. Strach zawsze będzie Ci towarzyszył a każdy niepokojący sygnał będzie zapalał tę parszywą lampkę. Badając się będziesz miała większy spokój. Zobaczysz. Kiedy badania wchodzą w krew jest o niebo łatwiej niż robić je kiedy nagle coś zaczyna się dziać.
Do tego wszystkiego dochodzą różne refleksje.. ona była taka silna, naprawdę nie wiem skąd czerpała tyle sił, żeby znosić to wszystko.. i to jak wyglądały jej ostatnie dni.. najgorszy zwyrol nie zasługuje na taką smierć.. tak bardzo cierpiała..
a ja mam zaraz umówioną wizytę u ginekologa. Tak jak mama mam mutację BRCA1/2. I tak ze sobą walczę.. nie chcę iść.. nie chcę walczyć.. myślę sobie, że wolałabym nie wiedzieć do końca.. nie chciałabym żeby moj tata czy brat kiedykolwiek znów mieli przez to przechodzić.. tylko mama prosiła mnie żebym się badała.. wiem, ze wyolbrzymiam, ze wcale mnie to dopaść nie musi, ale mimo wszystko.. nic już nie wiem..
Dziękuję Wam za wszystkie słowa wsparcia.. jakoś nadal tu zaglądam, czuję się wtedy bliżej mamy..
Dzisiaj był pogrzeb.. było tak dużo ludzi.. na samej stypie było 150 osób, więc na pogrzebie musiało być co najmniej 250.. pomyślałam tylko jak wiele osób kochało mamę, dla jak wielu znaczyła tak dużo..
ja czuję się tak dziwnie.. nie płaczę już tak bardzo, ale to wszystko jest takie dziwne. Nie wiem co ze sobą zrobić, całe moje zycie przez ostatni rok toczyło się wokół choroby mamy, a teraz? Zaraz zaczynam semestr, ale już nic nie ma sensu.. otworzyłam właśnie nowy plan, żeby zobaczyć kiedy będzie następna przerwa żeby wrócić do domu.. tylko myśl o powrocie do domu już tak nie cieszy, nie gdy ona nie będzie już czekać.. nie wiem, nie wiem jak się czuję i jak powinnam się czuć.. momentami mam wrażenie, jakby mama po prostu gdzieś chwilowo wyjechała, jakby niedługo miała wrocic.. jest tak ciężko.. i jeszcze ciężej gdy pomyślę, ze mama była tak młoda, ze ja jestem tak młoda, i muszę przeżyć jeszcze tyle lat bez niej..
sarnaś, u mnie było podobnie. Mama słabła kilkanaście dni, ale przed śmiercią była poprawa. To co nas masakrowało to właśnie kaszel z wymiotami z szumowinami. Ja nie bylam przy mamie w chwili śmierci i do tej pory nie wiem czy podpięto ją do monitora, czy serce się poddało, czy się udusiła, czy udławiła tymi płwocinami - do dzis boje sie isc po ostatni wypis. Przez to się trochę obwiniam.
Rozumiem twoj bol, jak czytalam twoj post wrocily wspomnienia.
Kochana, trzymaj sie. Swiat dalej istnieje, a najgorsze jest to, że wciąż jest taki sam, tylko my po tym wszystkim nieco inni...
sarnaś-najszczersze wyrazy współczucia. Pokój duszy Twojej Mamusi. Ściskam Cię mocno. Ja też jestem osobą wspierającą Mamę.
Sarnaś przyjmij wyrazy współczucia... Z tego co piszesz mama odeszła tak nagle.... Niech spoczywa w pokoju...
Lena24 - chciałabym umieć odpowiedzieć na to pytanie.. 2 tyg temu podano chemię i mama bardzo źle to zniosła, przestała zupełnie jeść i pojawiły się wymioty z krwią dlatego trafiła na oddział. Po kilku dniach wypis do domu - stan nadal średni, ale wymiotów nie było, mama zaczęła powoli jeść. Od tygodnia dzielnie walczyła w domu, sił nadal nie było, ale powolutku jadła, obrzęki zmniejszyły się już prawie do zera. W sobotę miała najlepszy dzień ze wszystkich - dużo jadła, rozmawiała, śmiała się.. i nagle w nocy dopadł ją kaszel. Męczyła się z nim 24h, bez spania, jedzenia, picia. Miała dużo flegmy której po prostu nie miała siły odksztusic. O 17 wezwaliśmy lekarza - powiedział ze osluchowo jest całkowicie czysto i trzeba próbować odksztuszać. Z godziny na godziny było coraz gorzej - mama rzęziła tak, że było słychać w drugim pokoju. Zaczęła wymiotować tą flegmą. Wezwałam pogotowie z nadzieją, ze albo ją odśluzują albo wezmą do szpitala na rtg. W szpitalu usłyszałam tylko „jest w stanie agonalnym” i „podamy morfinę”. Więcej nie pamietam - miałam jakiś atak, trafiłam do ambulatorium. W nocy mama odeszła. Dlaczego? Nie wiem. Prawdopodobnie woda zebrala się już w płucach, stad ten kaszel. Lekarze nie chcieli nawet myśleć o punkcji. Dlatego nie lekceważcie. Niczego. Nawet zwykłego kaszlu. U nas poza nim było wszystko super, wręcz poprawiało się.