Absolutnie sie zgadzam z AgaAga, kazda z nas tu na forum, zyje z wyrokiem liczonym w latach, bo statystyki sa takie jakie sa.... Ale pomimo to kazda walczy, na swoj sposob, zyje dalej, ma chwile zalamania, chwile radosci, ale jednak trzyma sie mysli ze zrobi wszystko zeby zyc jak najdluzej. Kiedy u mnie wykryto "rozsiany proces nowotworowy z punktem wyjscia z lewego jajnika", moje Ca 125 wynosilo 1370. Zanim podano chemie i zaczelam leczenie bylo juz ponad 8000. Moglabym sie zalamac, ale moj, wtedy 6 miesieczny synek skutecznie absorbowal mysli i stawial do pionu. Mysl byla tylko jedna- musze zyc!!!!! I zadne kure....stwo mnie nie powali. Mam trojke dzieci, 37 lat, walcze z menopauza, jestem juz po 6stej chemii i rak, patrzac na markery, poki co zostal wykurzony, kocham zycie i nie zamierzam sie poddawac, pomimo iz wiem ze choroba prawdopodobnie wroci...tylko nie wiem kiedy. Wcielam w zycie rozne altermnatywne metody zapobiegania nawrotowi, bo zrac cukier, biala make, i generalnie nie dbajac o diete zapraszam z otwartymi ramionami gada. Boje sie cholernie, ale wiem ze zycie czasami moze zaskoczyc. I ze cuda sie zdarzaja.
Annamaria - rozumiem twoje zalamanie. Musisz sie trzymac, bo poki co nie masz diagnozy czarno na bialym, i uwierz, zaden dobry onkolog nie powie pacjentce ile jej zostalo zycia. Oczywiscie, moze sie podeprzec statystykami, ale to sa tylko liczby, a cialo ludzkie jest tajemnica niezbadana do konca, a sila umyslu i psychiki jest potezna sila. Dlatego tak bardzo wazne jest to co mamy w glowie, nie mozemy sie poddawac, bo inaczej choroba nas pokona. Zycze ci duzo sil, masz dla kogo zyc :)