Ostatnie odpowiedzi na forum
Mnie kopa daje wolontariat w hospicjum... Tylko tam jest inne życie. Szczególnie przy dzieciach.
A co do słowa pisanego. W sieci jest inaczej... To prawda. Jednakże słowa to dalej słowa. Nie zmienia się ich semantyka, nadal mają taką a nie inną wartość emocjonalną.
Problem bardziej dotyczy tego, iż piszemy nieuważnie i emocjonalnie. I niezwykle często w swoich słowach jesteśmy egoistyczni.
Elbe. Takie osoby nie piszą na forach, bo nie chcą myśleć o chorobie. Sama mam znajomą, która walczy znacznie dłużej niż 5 lat. Wznowę dostała po 3 latach. Z tego powodu nie pisze też Gojka. Kiedyś nawet napisała, że pesymizm na forum źle na nią działa...
Każdy ma swój sposób walki z chorobą.
Myślę, że do prawdziwej mądrości wiele mi brakuje.
I naucz się wyciągać od lekarzy jak najwięcej informacji. Nie pozwól, by Mama stała się jedną z licznych pacjentek....
Ja wywalczyłam mega długą chemię. Wywalczyłam dzisiaj skierowanie na PET-a. (Nie dając żadnemu lekarzowi ani 1 złotówki!)
A prognozy lekarzy?
Szczerze? Olej!!
Mnie ginekolog - onkolog powiedział jedną ważną rzecz, dopóki nie ma chemii, nie ma mowy o żadnych statystykach. Rak może okazać się mega wrażliwy na leczenie. Do tego forma pacjentki, Jej podejście, odżywianie się. On leczy kilkanaście kobiet, które żyją z III stadium raka dłużej niż 8 lat. Z tego jedna miała wznowę dopiero po 3-4 latach.
Masz niezwykle łatwo na samym początku. I Twoja Mama jest silna :))
Chemią się nie martw... moja Mama pomimo swojej słabej psychiki wojowała z nami tak, że szok. Przychodziła z oddziału, mop w ręce i porządki. Latała po oddziale jeszcze z dziurą po larwach. Czuła się cudownie po chemii!
A gdy marker spadł po 4 wlewie do normy - do 10! Jaka radość. Wiara w sens tego leczenia.
Przez całą chemię ani razu nie wymiotowała. Czuła ból kości, ale...była w świetnej kondycji. Dzięki temu onkolog zalecił 15 wlewów taksolu co tydzień. I co? Żadnych wymiotów.
Chemię zaczęła w IV 2012 a skończyła w kwietniu 2013!
Ciesz się, że Mama jest.
Prawda jest taka, że im częściej będziesz myśleć o Jej odejściu, tym będzie gorzej.
Mama to wyczuje. Ona musi mieć w Tobie oparcie.
To teraz ja...
Jest styczeń 2012, Mama dzwoni, że była na USG. Ma wodobrzusze. Dzwonię do Teściowej - mówi to jajnik. Nie pada słowo rak... na szczęście.
A ja? Kończę II fakultet, mam w końcu super pracę. Od miesiąca mieszkamy w Bydgoszczy. Cud, arkadia. I nagle... rak. Rzucam pracę, rzucam studia. Zabieram Mamę do szpitala w Bydgoszczy, bo Inowrocław to po prostu kpina...
Operacja się udała. Mama straciła nieco krwi. Operator jest załamany rozsiewem nowotworu. Składa mi wyrazy współczucia. Mówi o miesiącach... Nie płaczę. Wyję i krzyczę na środku głównego korytarza w szpitalu. Nie mówimy Mamie o przerzutach... Leży załamana. Obolała. Nie chce z nikim rozmawiać. I tak przez tydzień. Mama nie wstaje sama... Nie pomaga psychiatra, psycholog. Nic!!!!!!!!
Waga?? Ze 100 kg zostaje 55. Mój Boże... Jak Ona wyglądała?????
Jedziemy do CO... Rana niezagojona. Ustawili chemię za 3 tyg. Jedziemy po tych 3 tygodniach. Nie będzie chemii, bo rana. Marker po operacji z 7000 spada na 3000. Wizyta za 2 tyg.
Jedziemy do szpitala, gdzie operowali Mamę. Z martwicą nic nie zrobią. Chirurg się boi, bo może sięgać wnętrzności jamy brzusznej. Mówi, że to kwestia czasu...
Wracamy z maścią. Dzwonię do CO, przesuwam chemię o tydzień.
Znów zbiera się woda... Mama puchnie. Brzuch, nogi, pupa. Masa wody. Potwór od pasa w dół gruba, powyżej same kości...
Jedziemy do CO, marker 7000, a był 3000... Lekarz po wyjściu Mamy mówi, że mam przygotować się na wszystko. Ustala wizytę w WIk. Piątek. Mama ma już umówiony opatrunek z larw.
W Wlk. Piątek dostaje chemię. Larwy śmierdzą. Trudno...
Po miesiącu rana się goi...
A nasz dom?
Mieszkamy tak: kawalerka: ja, mąż, Tata i Mama. Tata śpi na materacu w przedpokoju. Mama na łóżku. Ja z mężem na materacu w pokoju z Mamą. Tak od lutego do października.
Jestem sama - mąż pracuje, bo ja zrezygnowałam z pracy. Tata nie daje rady - nie ma nogi, nie pomoże mi. Brat w Anglii, a drugi... ma dzieci i bagatelizuje chorobę Matki, która tak wiele Mu dała.
Myślisz się, że ja się nie boję????????? Oczywiście, że tak. Boję się jednak w sobie.
I często myślę o tym, że Mama zawsze będzie przy mnie. Śmierć to tylko inna forma życia.
Pomyśl też, że są kobiety, które nie przeżywają takich operacji...
Naprawdę masz się z czego cieszyć. Tylko to dostrzeż.
Albo o tych, których otwarto i nic nie usunięto, bo nie było sensu.
I przypuszczam, że wiele zrozumiesz, gdy lekarz powie Ci, że bardzo Ci współczuje, ale medycyna niewiele Twojej Mamie pomoże. (Nie życzę Ci tego!!!!!!!!!!!!!)
A inny złoży praktycznie kondolencje...