Ostatnie odpowiedzi na forum
U nas też śnieg, zimno i wiatr... A kupiliśmy już bratki na balkon...
Użytkownik @kucja15 napisał:
Witam.Jestem po konsultacji w Instytucie Onkologii.Zrobiono mi badania krwi.Są dobre, ale marker ca 125 z 891 skoczył na prawie 1500. Boli mnie dół brzucha,czuję jakby był oparzony mam wrażenie, że zbiera się woda.Pani ordynator po przeanalizowaniu badań wyznaczyła mi 8 kwietnia jako dzień rozpoczęcia leczenia.Mam zrobić tomografię brzucha i miednicy.Jestem zniesmaczona,że tak długo trzeba czekać na leczenie.Zabieg operacyjny miałam 7 lutego. Napiszcie co o tym sądzicie.POZDRAWIAM CIEPLUTKO.
U mojej mamy również doszło do wzrostu markera między operacją a chemią. Zbierała się także woda. Czekała na chemię nieco...długo, ale z powodu rany. Teraz póki co mamy spokój. Aaa... operację miała w lutym, chemia była pod koniec marca, początek kwietnia.
A tak w ogóle, miłego poniedziałku. Już niedługo Święta :))))
Upiekę pasztet, zasieję rzeżuchę, upieczemy baby i mazurka. Ehhh :))
Tylko, gdzie ta wiosna???
Ja ostatnio uczę się jednej rzeczy - żyć tu i teraz. Nie kłócić się, nie szarpać. Życie jest tylko jedno. A choroba Mamy nauczyła mnie cieszyć się z wszystkiego. Nawet z porannej kawy wypitej nad chałką.
I jak nigdy dotąd jestem świadoma swojej ulotności. Mój Dziadek zmarł na moich rękach, chorował na raka. Miałam wtedy 17 lat. Czułam wtedy, że wszyscy umrzemy, ale choroba Mamy dotknęła mnie bardziej. Oczywiście, że myślę o Jej odejściu... z łzami w oczach, bólem w sercu i "pustką". Ale dopóki jest to to jest NASZ CZAS. Poza tym, Ona zawsze będzie przy mnie. A gdy ja umrę, będziemy znów razem. I będę do niej zmierzać każdego dnia. Z każdym dniem moje spotkanie z Mamą będzie bardziej realne. I ta myśl napawa mnie nadzieją...
Odejścia faktycznego nigdy nie ma. W miłości, życiu nie ma pustki, nie ma braku. Zawsze jest pełnia.
U mnie jest tak, że Mama kupuje ubranka dla moich przyszłych dzieci. Mówi, że jak nie dożyje, to przynajmniej będę mieć coś dla wnuka/wnuczki. Bieganie za śpiochami sprawia Jej moc przyjemności. Na początku wszyscy się krzywili, co to za gadanie, że wywiera na mnie presję, ale z drugiej strony... może zawsze coś się stać i to niekoniecznie związanego z nowotworem. Zresztą moja Mama od dawna chomikowała różne rzeczy dla mnie, w wieku 20 lat miałam całą wyprawkę pościelowo-ręcznikowo-talerzowo-garnkową. Do mieszkania nic nie musiałam kupować :)
A tak poza tym, dzisiaj też nie pojechałyśmy na chemię. Mama ma opryszczkę, jęczmień pod okiem i znów korzonki... Troszkę lepiej się poczuła, wyszła na zakupy i znów się przypałętało.
A ile u nas śnieeegu... Bydgoszcz zasypana!
Mnie osobiście wkurza ludzka ciekawość... Nie mam kontaktu z jakąś osobą przez pół roku, kilka dłuugich miesięcy, a taka... ni stąd, ni zowąd pisze "Hej, co słychać? Jak Mama??"
Eeeh, Elbe... Koleżanka na pewno nie chciała źle. Bardzo często nie myślimy o tym, co piszemy. A słowa ranią. Głowa do góry!!
Kucja15, moja Mama miała rok temu taki sam opis (różnica jedynie taka, że był to rak jajnika lewego). Otrzewna, zatoka Douglasa, pęcherz, jelito w litym nacieku. Odebrała już sporo chemii, łącznie już 19. 1 lutego minął rok od operacji. Ostatnie badania MR pokazały, iż zmiany z otrzewnej, jelita i zatoki zniknęły. Teraz kończymy chemię podtrzymującą efekty leczenia i jakoś się kulamy. W kwietniu kolejne MR miednicy i jamy brzusznej. Będzie dobrze!!!
PS Ból korzonków minął, dzięki Bogu są plastry :)
Co do wyjazdu, weekend majowy poświęcam Mężowi. Mamy w tym roku co świętować :))
Cześć wszystkim.
U nas nieco gorszy tydzień. Miałyśmy jechać na wlew taksolu, ale Mama zaczęła gorączkować po odstawieniu sterydów. Telefon do CO, Pani Dr kazała zacząć brać Dexamet. i odczekać tydzień. Więc czekamy... Po drodze Mamie siadły korzonki... strasznie narzeka na ból. Mam nadzieję, że nie jest to przerzut raka na kości...
A co do dowcipu... Uśmiałam się!
Pani Krystyno, pozdrawiam!!