Właśnie Heńku:(.Jak bardzo cieszyłyby te wynik iw innej sytuacji:(.Gdyby mogła wrócić ,bo przecież raka już nie ma...
Z drugiej strony widać,jak ogromną szansą jest jednak ta operacja,że mimo tak mocno zajętego pęcherza i tak zaawansowanej choroby-daje się go skutecznie pozbyć.
Tośka życzę z calego serca,by wyniki Twego męża były takie same,bo chyba lada dzień powinniście otrzymać?
pozdrawiam wszystkich
Dzień dobry
Mąż właśnie zaczął drugą turę chemioterapii. Do tej pory były tylko niewielkie dolegliwości gastryczne. Niepokoi mnie podwyższone ciśnienie , pobudzenie. Przepisano tylko leki na nudności a z tym nie robią nic. Wprawdzie mąż przyjmuje Indapen lek na nadciśnienie ale to jest najniższa dawka. Jutro pójdziemy z tym do lekarza rodzinnego. Jeszcze jedno zauważyłam ,że bardzo puchnie najbardziej na twarzy. Jest śpiący a przecież ma się ruszać .
Czy ktoś miał podobne objawy?
Dzień dobry,
Aisogg myślę, że wszystko ogarniesz, bo jak nie my to kto :) Jeżeli chodzi o zaświadczenie o stopniu niepełnosprawności to my to ogarnęliśmy jeszcze przy końcówce chemioterapii. Mąż poszedł do MOPS-u, zabrał wszystkie wnioski, lekarka onkolog wypisała nam dokumenty, pozostałe wnioski sami i potem dostał wezwanie na komisję, która bez żadnego problemu przyznała Mu znaczny stopień niepełnosprawności. Trwało to u nas około miesiąca i teraz już wpływa nam 182 zł. Kończy nam się tez już L4 i jestem na etapie załatwiania dokumentów do ZUS na świadczenie rehabilitacyjne ale to już nie jest takie proste :( Miałam problem u urologa z poradni żeby to wypisał i trochę problemów w firmie, że wypisali taki dokument "wywiad zawodowy" ale już widać zielone światło.
Joasiu rzeczywiście w Waszej sytuacji ciężko patrzy się na taki wynik, kiedy widać, że Mama miała takie szanse. Ale niestety życie bywa takie okrutne. Myślę o Tobie ciepło.
A u nas znowu armagedon... w czwartek odebrałam męża ze szpitala a już w środę znowu tam wylądował. Mega wysoka gorączka (nawet miał 40 stopni). Okazało się, że tym razem sondy założone w stomii są niedrożne i trzeba coś z tym robić. Zaraz w środę Mu to robili tzn. sondę z lewej nerki wyjęli a prawą włożyli nową. Niestety lewa strona nie podjęła pracy i musieli jednak założyć a prawa znów się zatkała. Dzisiaj z rana znów był na bloku i robili tę prawą stronę. Zobaczymy co będzie.
Czuł sie źle juz od wtorku i zawiozłam go na Izbe Przyjęc ale tylko zbadali, zrobili badania, CRP miał 60, przepisali antybiotyki i do domu. Popołudniu niczym nie mogłam zbić gorączki, nawet mrożonkami go okładałam. A w środę mielismy te wizytę poszpitalną u urologa (notabene szefa poradni urologicznej w Chorzowie) i jak on go zobaczył to natychmiast skierowanie na oddział. Jeżeli chodzi o wyniki to powiedział, że gad był tylko w tym jednym miejscu, reszta jest ok i "będzie Pan żył". Niestety nie mogłam pogadać z tym urologiem nic więcej bo to mega wstrętny, bezczelny typ i nawet doprowadził mnie do łez. W tym samym dniu mieliśmy też wizytę u Pani onkolog ale niestety nie udało sie dotrzeć ze względu na pilny szpital i tak naprawdę dopiero jak do niej pójdziemy to mam nadzieję, że wytłumaczy mi ten cały opis histopatu. Nie czuję jeszcze jakieś mega ulgi po tej informacji bo po prostu nie wierzę temu doktorowi. A opis mamy całkiem inny niż Joasia.
Wyobraźcie sobie, że poprosiłam go o wypisanie zlecenia na sprzęt i wypisane zaświadczenia do ZUS na to świadczenie rehabilitacyjne i kategorycznie mi odmówił bo nie ma czasu. Mówię Mu, że za chwile nie będziemy mieli za co żyć, bo kończy się L4 i go o to proszę. On nic. Potem prosze go jeszcze o poprawienie recepty, którą dzień wcześniej na izbie wypisali mi na 100% (gdzie były antybiotyki refundowane) a on tak się zacietrzewił, że powiedział do mnie: "proszę Pani w dzisiejszych czasach to trzeba mieć pieniądze żeby się leczyć". Po tej informacji pękłam i zaczęłam tak szlochać w gabinecie, że się zlitował i receptę wypisał. Normalnie muszę to napisać: takiego skurwysyna dawno nie spotkałam na swojej drodze. Słowa empatia to chyba nigdy w życiu nie słyszał. Mam nadzieję, że karma kiedyś do niego wróci. Chodzimy tam z mężem oczywiście do gabinetów prywatnych ale do innego lekarza. Niestety do poradni też trzeba chodzić żeby dostawać te wszystkie skierowania i wyniki. I tym oto sposobem nie jestem na razie w stanie cieszyć się z wyniku.
Ale sie Wam wyżaliłam, bardzo tego potrzebowałam. Zastanawiam sie tylko czy go wymieniac z nazwiska ale trochę sie boję w dzisiejszych czasach. Tylko z drugiej strony nie opisuje tu żadnej nieprawdy tylko stan faktyczny.
Pozdrawiam wszystkich zza biurka, bo ja dziś w pracy
Tośka masz racje. Kto jak nie my!!! Tata zaczyna chemie za tydzień a ciekawe jak będzie ją znosił.
Co do lekarzy...to straszne. Oni potrafią być okrutni I nie mają granic. W swoim życiu nie jednego takiego spotkałam I prywatnie I zawodowo. Ty możesz coś napisać na znanylekarz.pl może na tam konto.
Mojemu tacie ostatnio rodzinny nie chciał L4 wypisać. Bo stwierdził że nie ma podstaw. Przeciez nie wie czy tata na pewno pójdzie na chemioterapię I czy się leczy ;-) pomijam fakt, że to on wypisywał karte DILO...ahhh szkoda gadać. Trzymam za was kciuki, oby mąż szybko wrócił do formy. Czekam na sukces I dobre wieści od onkologa.
Pozdrawiam cieplutko wszystkich!!!
Joanno trudne te wyniki ale i dające nadzieję innym, że trzeba walczyć, że gad nie zawsze jest strasznie rozsiany. Rozumiem Twój ból i zal ale dziękuję że napisałaś, że zamiescilas te wyniki jako nadzieję, dowód bo może nie jednej osobie pomogą podjąć decyzję o walce, dadzą siłę że warto podjąć walkę mimo złych wyników histopatu.
Tosiu brak mi słów na zachowanie tego lekarza, nie rozumiem jak tak można. Przecież poprawienie tej recepty to nie jakiś mega skomplikowany wyczyn tylko chwilka. Aj gdzie empatia, gdzie prawo do poszanowania godności, prawo do rzetelnej informacji dla pacjenta ? Trzymajcie się, trzymam kciuki by udało się załatwić te wszystkie dokumenty do świadczenia rehabilitacyjnego i by mąż doszedł do siebie.
Niedawno widzialem taki "humor" rysunkowy w stylu Mleczki: czerstwe polskie twarze, zaplute i siermiezne, no wiecie. Facet lezy na szpitalnym lozku i zwija sie z bolu. Obok stoi jego zona a nieco dalej PAN DOKTOR - wyraznie zly, sprawdza zawartosc koperty. Zona do meza: Marian, przestan sie drzec, Pan Doktor zaraz przeliczy i sie toba zajmie.
To,jak została potraktowana przez lekarza Tośka i Jej mąż..Koszmar,nie powinno tak być..Jak widać-empatyczni lekarze to są w serialiku o Leśnej Górze,w życiu,to już niekoniecznie.Mam nadzieję,że nie będziecie mieli już z tym panem więcej okazji do spotkania.
Tata chodził ostatnio do lekarki rodzinnej w swojej sprawie,a przy okazji opowiedziało mamie,bo też była jej pacjentką.I lekarka,mimo,iż to koleżanka z branży od razu stwierdziła,że nie miało prawa do tego dojść,że przecież widzieli od razu stan jelit,że wiedzieli ,że po operacji były niedrożne,robili usg,tomografie,rtg i dlaczego czekali tak długo ,aż pękły.Po rozmowie z lekarką -tata znowu non stop płacze,że lekarze zabili mu żonę,że poszła do szpitala sprawna ,energiczna,wesoła osoba i już nie wróciła.Nie wiem czy kiedykolwiek się z tym pogodzimy,tata już z pewnością nie.
Tak myślę o mężu Marysi.Przecież to młody,silny mężczyzna,bez żadnych dodatkowych obciążeń.Dlaczego u niego doszło do tak poważnych komplikacji?Jak tu tłumaczyć?
Pozdrawiam wszystkich ciepło
Masz rację w 100 % Heniek i najsmutniejsze jest to,że mówiłeś mi to od samego początku,a ja naiwnie dałam się przekonać siostrze,że jeśli ma być dobrze,to nieważne gdzie mama będzie operowana.Niestety ...ma to ogromne znaczenie,ja już czasu nie cofnę,ale mam nadzieję,że jeśli ktokolwiek stoi przed dylematem ,gdzie udać się na operację-to na podstawie naszych doświadczeń dokona właściwego wyboru.Lekarz,który operował mamę ,może i był miły i empatyczny,ale jeszcze dwa,trzy lata temu nie wiedział jaką specjalizację lekarską wybierze.Pewnie chciał dobrze,pewnie się starał,pewnie mu zależało,ale prawda jest taka ,że zabrakło rutyny,doświadczenia i przypadek mamy był dla niego kolejnym krokiem w nabywaniu tego doświadczenia.