Tak czasami bywa niestety że choroba wygrywa Ale jeśli nie podejmie się walki to na pewno się nie wygra Trzymaj się Monya
kochana, Monya, moja mama tez przegrala kiedys walke z rakiem pecgerza...
Sle Tobie i Twojej rodzinie najszczersze wyrazy wspolczucia
Witam wszystkich, mój tatuś przegrał walke z rakiem....zmarł wczoraj o 22.20 siostra była z nim do końca trzymając go za rękę. Życze wszystkim dużo zdrówka i zwycięstwa tej okropnej choroby..pozdrawiam i żegnam.
kago12 - jak dobrze, że dałaś znać! Bądźcie dobrej myśli i wspierajcie Tatę z całych sił, myślę, że pierwsze koty za płoty! Trzeba mocno wierzyć, że poradzicie sobie, taty zdrowie się unormuje - w końcu chemia ma pomóc, no nie?:)
Mój Tato też ma chemię, wyobraź sobie, że jeżdzi na wlewki raz w tygodniu 4 godziny w jedną i 4 godziny w drugą stronę, ale jakoś daje radę, bo wszyscy widzimy w tym potrzebę i sens. Trzymajcie się!
kago12 dziękuje i życzę Twojemu tacie jak najszybszego wylecznia tego węzła, szkoda, że go nie usunęli:(. Na pewno będzie dobrze:). Pozdrawiam serdecznie Ciebie i tatę:)
Witam wszystkich dawno nie pisałam ale czytam wszystko co piszecie i strasznie się cieszę że czarownica 44 jest zdrowa i wyniki są dobre aż miło to jest czytać, życzę Ci aby już zawsze tak było a zresztą BĘDZIE , szkoda mi jak czytałam wypowiedź monya, ale w końcu może chemia zadziała, oby jak najszybciej , musi być dobrze trzeba wierzyć, mój tata po operacji już doszedł do siebie, ma woreczek ale już sam sobie radzi, jeździ samochodem , wyjeżdża na róże spotkania, czasami tylko załamuje się niestety, 23 idzie do szpitala na chemię już ma dawki ustalone, wynik tomografu wykazał że niby wszystko jest w porządku ale jeden węzeł jakiś okołookrężnicowy(może przekręciłam) jest powiększony no i trzeba chemię, rodzice zapytali dlaczego nie został usunięty ale lekarka coś kręciła najpierw mówiła że jego ni widać a potem jeszcze coś, coś nie dowierzam ale mnie tam nie było i nie mogę nic powiedzieć, chemia jest konieczna, mój tata jakby znowu podupadł a już było tak fajnie, boi się strasznie, ale jak się czymś zajmuję to jest lepiej viola2406 będę czekała na wiadomości od ciebie, piszesz że operacja 7 marca? To ju niedługo, ja mogę teraz powiedzieć że jakby nie ta chemia u mojego taty to było dobrze, z wszystkim można się nauczyć żyć, jest to trochę trudno, ale woreczki już sobie dobrał takie cieniutki, nie odklejają się i nauczył się z tym funkcjonować chociaż czasami naprawdę nie jest lekko pozdrawiam WSZYSTKICH bardzo serdecznie
Agatek dziękuję bardzo i niech wszyscy podchodzą do tej choroby jak ja:). Wtedy na pewno bedzie dobrze:)
Pozdrawiam.
czarownico44 - Twoja historia napawa optymizmem, powinna być tu opisana grubymi literami żeby każdy, kto przeżywa chwile zwątpienia, mógł nabrać z niej jak ze studni. Życzę Ci niesłabnących sił i pięknego długiego życia - aż do zmęczenia:)
monya tu wszyscy piszą per Ty:), nie masz za co przepraszac:). Przez pierwsze 5 lat miałam sporo operacji, bo często mimo wlewek odnawiał się. Po pierwszych pieciu latach jak miałam zakończyc leczenie zrobiły się nacieki i usunęli pęcherz. Nie było to najgorsze stadium bo nie było przerzutów. Jak dałam radę? to proste, potrzktowałam raka jak grypę. Dzisiaj jest 5 lat po usunięciu pęcherza, a razem 10 lat jak się leczę. Oczywiście jestem nadal pod opieką onkologa i tak już do końca życia:).
Pozdrawiam.