Ostatnie odpowiedzi na forum
Cześć dziewczyny. Moja mama miała dziś pierwsza wizytę w poradni chemioterapii i jestem załamana:(. pierwszy wlew (ma się położyć na Oddzial na 2 dni) ma mieć dopiero 2 czerwca... Stwierdzili, że nie mają teraz miejsca i to najwcześniejszy możliwy termin a to przecież prawie cały miesiąc! Jak dalej tak będzie to to cholerstwo tak się rozrośnie, że szanse na przeżycie będą tylko spadać. Mam jeszcze pytanie do Was - mamie powiedzieli, że ze szpitala, w którym miała pierwszą operację, musi odebrać bloczki parafinowe (nie wiem, czy czegoś nie przekręciła w nazewnictwie) z patomorfologii. Co to takiego? Wiecie?
Cześć Kasia. Widzę, ze Wy tez walczycie w Olsztynie. U nas pierwsza operacja była w Miejskim, a teraz Poliklinika. Trzymam kciuki za przebieg operacji u mamy i również chętnie poczytam o sposobach wzmocnienia organizmu.
Czesc dziewczyny,
Mama już po wizycie. Było masę bałaganu bo okazało się, ze skierowanie, które miała było na ginekologię onkologiczna, a dziś dowiedziała się, ze skoro ma już zdiagnozowanego raka to powinna mieć już skierowanie bezpośrednio na chemioterapię. Dobrze, ze był z nią brat bo by się załamała ta bieganina po piętrach. W końcu przyjęła ja ginekolog onkologiczna i potwierdziła, ze powinna trafić już na Oddzial chemii. Udało się zapisać na poniedziałek, wiec znowu trzeba czekać:( Martwi mnie to strasznie:(. Powiem Wam, ze dopiero teraz zaczynam dostrzegać ten cały chaos i nie dziwię się, ze pacjenci musza czuć się osamotnieni i pozostawieni sami sobie :(.
Maria58, dziękuje Ci za opinię o Olsztynie, zawsze to jakiś pozytywny głos w sprawie. Teraz w mswia jest straszny chaos, ale to przez tego całego koronawirusa - braki w personelu, nerwy itp. Mam nadzieje, ze leczenie jednak będzie już na wysokim poziomie.
Awa, trzymam mocno kciuki, żeby mama poczuła się lepiej.
Dziekuje dziewczyny za wszystkie odpowiedzi. Wczoraj mama dodatkowo, prywatnie umówiła się do jednej pani profesor - chirurga onkologa, która zasiada w konsylium w tym szpitalu, w którym będzie poddawana chemioterapii. Lekarka, spojrzała tylko na wyniki, sprawdziła czy jest komplet i opisała cała procedurę, jak to będzie wyglądało. Na szczęście nie straszyła bo tego się obawiałam, ze mama wyjdzie z tej wizyty załamana wręcz, nawet pocieszyła wiec i ona i tata wyszli z gabinetu nawet troche podbudowani. Mój tata tez, niby twardy facet, ale od diagnozy mamy, rozkleja się jak dziecko. Tyle lat są razem i ciężko mu znieść ten strach i niepewność, co będzie dalej a przecież to on ma być dla niej wsparciem a nie ona dla niego... właściwą wizytę mama ma we wtorek i mam nadzieje, ze w końcu zacznie leczenie. Ja nie mogę z nią być niestety ale brat będzie - jest mlody, ogarnięty wiec myśle, ze będzie dla nie wsparciem, na pewno ogarnie więcej informacji niż ona. Bo mama jest strasznie zagubiona w tym wszystkim, boi się podstawowych rzeczy - czy znajdzie gabinet, czy będą ją odsyłać z jednego miejsca na drugie itp., troche jak małe dziecko:( odezwę się na pewno we wtorek i mam nadzieje, ze będę miała konkretne informacje co robimy dalej. Pozdrawiam Was wszystkie serdecznie, trzymajmy się wszystkie dzielnie.
a czy w obecnej sytuacji tego całego koronasyfu wpuszcza mnie z nią? U nas jest niestety ten problem, ze mama mieszka w Olsztynie a ja w Warszawie. Ja niestety pracuję wiec małe szanse, żebym mogła z nią być na wizycie:(
Dziewczyny dzięki śliczne za wszystkie odpowiedzi. Jak tu dzis do Was trafiłam, troche juz poczytałam waszych historii, to jest mi jakoś łatwiej to wszystko przyswoić i przygotować się na walkę wraz z mamą. Zostaję z Wami, będę się starała Was informować jak przebiega u nas leczenie a pytań na pewno będziemy miały mnóstwo, więc dziękuję za takie ciepłe przyjęcie mnie do Waszego grona:).
Moja mama leczy się w Olsztynie, tu mieszka całe życie wiec wybór był oczywisty - operację miała w Szpitalu Miejskim a skierowanie na chemię dostała do MSWiA, tam niby jest centrum onkologii. Niestety nie wiem jak z wiedzą i doświadczeniem lekarzy tutaj. Nigdy nie było konieczności takiej weryfikacji:(. Może są tu jakieś dziewczyny, które leczyły się w ośrodku w Olsztynie i mogą coś więcej powiedzieć?
Dziewczyny, mam jeszcze pytanie techniczne dotyczące rozpoczęcia leczenia - w przyszłym tygodniu mama ma pierwszą wizytę u onkologa na podstawie skierowania ze szpitala. Ma założoną kartę Dilo. Powiedzcie mi, czy to będzie taka „zwykła” konsultacja z informacją o tym, jakiego ma raka, jakie będzie leczenie itp. Czy mogą ją skierować od razu na chemię. I jak jest przy pierwszym cyklu chemii - zawsze zostaje się w szpitalu na kilka dni? I jeśli np. Ginekolog na skierowaniu napisze, ze mama mieć 3 cykle chemii, potem operacja, a następnie znów 3 cykle to taki onkolog się tego trzyma czy może zmienić sposób leczenia?
Lipka, dziękuję. Tego właśnie mi było potrzeba - historii, która daje nadzieję mimo cyferek i statystyk bo muszę być silna dla mamy, żeby wnieść jakiegoś pozytywnego ducha do tej trudnej walki. Mama póki co, w miarę dobrze się trzyma, jest silną babką. Mam nadzieję, że pokonamy tego dziada.
Witam Was drogie kobietki. Jestem tu nowa na forum a trafiłam tu ze względu na moją mamę i diagnozę, jaką usłyszała w zeszłym tygodniu - nowotwór złośliwy prawego jajnika. Informacja ta spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Jeszcze pół roku wcześniej była na standardowej wizycie u swojego ginekologa, który robił jej usg jajników i brzucha i było wszystko ok, a w lutym kolejna rutynowa kontrola i już lekarzowi się coś nie spodobało wiec szybka diagnostyka - był tomograf, Marker ca125 trzykrotnie przekroczony, szpital, miała być radykalna operacja a skończyło się na tym, że pobrano tylko wycinki do biopsji i wynik: niskozróżnicowany rak surowiczy jajnika i z tego co wyczytałam w necie niestety najgorsza postać ze złymi rokowaniami:( czy któraś z was miała może do czynienia z tym typem? Statystyka statystyką, a chciałabym poznać jakieś jednostkowe przypadki, które tchną trochę nadziei w to wszystko. Najgorsze, ze mama miała dziś mieć wizytę u onkologa i oczywiście odwołali a tu przecież czas jest ważny. A decyzja lekarzy, którzy mamę operowali była taka, ze najpierw chemia a później radykalna operacja - czy któraś z was miała taką sytuację, że lekarze zmienili decyzję w zasadzie na stole operacyjnym? Będę wdzięczna za wszystkie odpowiedzi.