Ostatnie odpowiedzi na forum
Cześć dziewczyny - podczytuje Was regularnie, ale ostatnio mało miałam czasu by pisać.
Nesia, pytasz o włosy - u mojej mamy już po dwóch tyg.od pierwszej chemii zaczęły ostro wypadać, teraz jest po drugiej i już niestety jest łysa. W poniedziałek wybierała swoją pierwsza perukę. A tak generalnie to chodzi w turbanach, na słońce stara się nie wychodzić za dużo. Co do kawy, ona po prostu straciła na nią ochotę, ale przeciwwskazań chyba nie ma...
Elbe - cudownie usłyszeć Twoją historię, 8 lat to wspaniały wynik. Ja się łapie na tym, ze jak za dużo się naczytam w necie o tym paskudztwie, to zaczynam tracić wiarę, ze mama z tego wyjdzie Bo przecież jej rak jest w stanie zaawansowanym itp. Dlatego takie historie jak Twoja są mi i mojej mamie potrzebne - cały czas podrzucam jej Wasze przykłady ku pokrzepieniu, ze można z tego wyjść mimo wszystko.
Mar.s zaciskam mocno kciuki.
Mars - trzymam kciuki za badanie, wierzę, że będzie dobrze. U nas, minął tydzień po przyjęciu pierwszej chemii. I tak jak część z Was pisała najgorsze były pierwsze 3 dni - potem objawy zaczęły słabnąć i teraz mama czuje się dobrze. Sama chętnie posłucham, czy można osobę chorującą jakoś wesprzeć. Ja staram się nie mówić jej, że będzie dobrze, bo nie wiem jak będzie niestety więc takie slogany są według mnie bez sensu. Widzę, że jak mama czuje się fizycznie dobrze to jakoś pozytywniej do tego podchodzi, ale my jesteśmy dopiero na początku drogi... przed nami kolejne chemie, radykalna operacja i znów chemie. I życzyłabym sobie, żeby wszystko szło dobrze - zeby przed każda chemia wyniki krwi były dobre, żeby marker spadał, a po operacji mama szybko doszła do siebie, ale nie wiem jak będzie, wiem tylko to, że przed nami ciężka batalia:( a powiedzcie mi jeszcze jedną rzecz w temacie markera - jak szybko powinien on spadać po każdej kolejnej chemii? Mama przed podaniem pierwszego wlewu miała chyba coś powyżej 300, jeśli mnie pamięć nie myli i teraz kolejną chemię ma 27.06, rano standardowo będzie miała badanie krwi przed i czy w standardzie za każdym razem jest również badanie markera? Jeśli tak, to czy powinien już spadać po podaniu pierwszej chemii?
Dziewczyny, dziękuje Wam za wszystkie odpowiedzi. Mam nadzieje, ze po kilku dniach u mamy tez zacznie być lepiej...
Dziewczyny, mam do Was pytanie - mama jest 3 dzień po podaniu chemii. Dwa pierwsze dni czuła się ok, ale dzisiejsza noc była podobno tragiczna. Wszystko ją bolało, każda kosteczka, krzyż... zastanawiała się nawet czy wziąć jakiś przeciwbólowy ale nie wiedziała, czy może. I tu moje pytanie - czy jak naprawdę będzie się źle czuła to czy może wziąć np. Apap? I w jakiej dawce? Jak często się może doraźnie tym apapem wspomagać? W zaleceniach ze szpitala pisali tylko o środkach na wymioty, mdłości, biegunki ale nic o bólu.... I gdyby pojawiła się gorączka (na razie jej nie miała) to czy tez może ją normalnie zbijać? Bo jej powiedzieli, ze przy gorączce ma zrobić morfologię, dzwonić do szpitala ale o tak prostej rzeczy, jak obniżenie temperatury już nie mówili... i powiedzcie mi, choć wiem, że to jest bardzo indywidualna kwestia, po jakim czasie od podanej chemii, czulyscie się już trochę lepiej? Czy po ok.tygodniu od podania chemii można liczyć na jakieś zelżenie objawow?
Cześć dziewczyny, mam dziś dostała pierwszą chemię - z tego co wyczytałam na zdjęciu to jest to paclitaxel. Lekarka powiedziała dziś, że jest to „średnio ciężka” chemia. Miałyście z nią jakieś doswiadczenie? Czy nazwa jest po prostu bez znaczenia? Dodatkowo mama dostała w kroplowce jeszcze jakiś lek przeciwalergiczny. Miała tez robioną tomografię (ostatnia była w marcu). Z tego, co czytam to raczej wyżej się to dziadostowo nie przeniosło choć martwi mnie trochę opis płuca:” zmiany marskie dotyczą części płata środkowego prawego płuca w regionie rozstrzeni oskrzeli dominujących w s5P. Wrzucilabym tu zdjęcie ale nie wiem jak się dodaje.
Cześć dziewczyny. Podczytuję Was regularnie, ale ze względu na to, że mama cały czas oczekiwała na przyjęcie do szpitala (czekała 3 tygodnie) to byliśmy wszyscy fazie zawieszenia. Dziś w końcu miała przyjęcie do szpitala - rano zrobili jej badania krwi(jeszcze nie wiem, jak wyniki bo nie rozmawiałam z nią osobiście tylko z tatą. Wiem tylko, że płytki są ok). Mamę położyli na oddział immunologiczny i to mnie zastanawia? Nie powinni po prostu na oddział chemioterapii skoro zgłasza się na chemię? Jakie są Wasze doświadczenia w tym zakresie? Mam nadzieję, że po południu sama do mnie zadzwoni i dowiem się czegoś więcej...
Kola5, moja mama nie miała żadnych specyficznych objawow - owszem zdarzyło jej się mieć delikatne problemy gastryczne, poczucie ciężkości w żołądku, ale żadnych wymiotów, biegunek. A ze dodatkowo ma zespół jelita drażliwego to nawet nie pomyślała, ze to może być coś innego. U niej nowotwór wykryto przypadkowo - na kontrolnym usg u ginekologa nie spodobał się lekarce obraz na usg wiec dała skierowanie do onkologa. Dopiero wtedy zrobiła marker ca 125 (wyszedł ok. 400 nie pamietam dokładnie), operacja w szpitalu i potwierdzenie po biopsji, ze nowotwór jest złośliwy.
Aaa,i jeszcze dziś mój mąż skontaktował się ze znajomym, którego koleżanka pracuje w olsztyńskiej fundacji zajmującej się chorymi na nowotwory i ona powiedziała, że to nie jest aż taki długi termin z jej doświadczenia, ale nie wiem, czy mówiła ogólnie czy tylko o Olsztynie właśnie. Czekam na info o nazwie tej fundacji i spróbuję czegoś więcej dowiedzieć, więc ja już sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Powiem Wam dziewczyny, że mam już głowę kwadratową o tych wszystkich myśli. Mnie też się wydaje, że 3 tyg. oczekiwania na pierwszą chemię to dużo. Nawet dziś skontaktowałam się z miejscem, gdzie przyjmuje profesor onkologii w Warszawie (człowiek z polecenia od znajomej). Byłabym w stanie zapisać ją na konsultację już prywatnie już na przyszły tydzień i ewentualnie pociągnąć leczenie tu w Wawie, bo w końcu tu mieszkam więc nie byłoby to aż tak problematyczne ale moja mama stwierdziła, że ona nie chce nigdzie jeździć, co ten lekarz jej nowego powie, i że ona chemii w Warszawie nie chce brać i przyjeżdżać tu bo woli chorować u siebie w domu. Dlatego zmiana ośrodka nie wchodzi w grę, bo nie jestem w stanie jej do tego zmusić:(.
Kasia.erka moja mama ma rozsiane te guzy w macicy jak Twoja, tylko, że u mojej nic nie usunęli bo stwierdzili, że najpierw chemia...