Ostatnie odpowiedzi na forum
mamaSZYMKA - tabletka jest wielkości np. Ascoruticalu, Calperosu itp. Wygląda jak dzisiejsze tabletki, w takich plastikowych osłonkach, które możesz rozłączyć i na przykład wysypać zawartość - w każdym razie jest podłużna.
anniesss, kalmara - za jakiś czas dajcie proszę znać, jak Wasze włosy się mają :D Zawsze jak jest promocja w Rossmannie, to biorę 2-3 opakowania.
Z ostatnich wieści u mnie - po 8 miesiącach od jodu diagnostycznego byłam na usg szyi - doktor przez pół godziny jeździł po szyi, a ja już umierałam ze strachu. Na szczęście wszystko ok, sam opis zajął stronę A4 (pierwszy raz w życiu taki dokładny dostałam od jakiegokolwiek lekarza) - przyjmuje w Łodzi, mogę dać namiary chętnym :D Pozostałe wyniki tsh, tg, wapnia są piękne :D Mam teraz zmniejszoną dawkę Euthyroksu na 175 i super się po nim czuję, a waga pooowoli spada... Wcześniej naprzemiennie miałam 200 i 175.
Pozdrawiam z deszczowej Łodzi :D
Asiaczek1985 - witaj, Kochana!
Co do wypadania włosów - ja polecam szampon Dermena (jest w Rossmannie). Krótki opis produktu:
Właściwości
Szampon dermena® przeznaczony jest do pielęgnacji włosów osłabionych nadmiernie wypadających. Dzięki zastosowaniu opatentowanej substancji czynnej pochodzenia witaminowego - molekuły Regen7 - szampon dermena® hamuje wypadanie włosów i stymuluje proces ich odrastania. Molekuła Regen7 wzmacnia mieszek włosowy, poprawiając jego odżywienie. Reguluje pracę gruczołów łojowych i chroni przed powstawaniem podrażnień. Dodatek wysokiej jakości składników sprawia, że szampon dermena® dokładnie myje skórę głowy i znakomicie pielęgnuje włosy. Po jego zastosowaniu włosy są mocniejsze, a skóra głowy odzyskuje naturalną równowagę. Szampon nie obciąża włosów.
Przeznaczenie
• nadmierne wypadanie włosów,
• łagodzenie podrażnień skóry głowy, również ze współistniejącym przetłuszczaniem się włosów,
• produkt polecany po zakończonej chemioterapii.
Do włosów osłabionych i nadmiernie wypadających.
Zawsze miałam cienkie i słabe włosy, od 1,5 roku (po operacji usunięcia tarczycy) go stosuję i jest ogromna poprawa. Teraz wypadają mi 3-4 włosy na mycie - naprawdę. Poleciła mi go moja 65-letnia ciocia po chemii, która po czasach łysej głowy ma piękne, siwe loki. Spróbuj! ;)
Rybula, witaj :D
Ja jestem z łódzkiego i leczę się u endokrynolog dr Knapskiej-Kucharskiej. Pracuje w Zgierzu w szpitalu (ona opiekowała się mną w czasie dużego jodu po operacji), teraz chodzę do niej na wizyty (80zł) w Łodzi, ul. Bazarowa 9 (Centra Medyczne Medyceusz). Czekam ok 3 miesięcy między wizytami, bo tyle do niej ludzi, ale jestem zadowolona. Ostatnio dała mi skierowanie na usg szyi do jakiegoś swojego lekarza i opis był tak dokładny, że zajął jedną stronę A4 - wszystko ok na szczęście. Innych endo nie znam...
sylwusiaaa87 - witaj :)
Ja jod leczniczy miałam rok temu w styczniu, a jod diagnostyczny już w sierpniu. Przy diagnostycznym jest się na ogólnym oddziale ze wszystkimi, nie ma izolacji (mówię o Zgierzu). Pozdrawiam ciepło :D
annia2321 - fajnie, że jesteś już po jodzie; a co do kwarantanny z mężem, to chyba z miesiąc wytrzymaliśmy ;)
Na dużym jodzie byłam w styczniu ubiegłego roku :D
pleban1975 i annia2321
Chcę podzielić się z odwiedzającymi moimi doświadczeniami po jodowaniu w Zgierzu - może komuś się przyda:
1. Na miejscu stawiłam się w czwartek przed 9.00 na czczo. Rozmowa z ordynatorem, jak wygląda przebieg leczenia, potem pobranie krwi (by wykluczyć m.in. ciążę) i zakwaterowanie w pokoju (są 2 lub 3-osobowe). W trójce byłam tylko z jedną dziewczyną. Na korytarzu czajnik i wspólna łazienka dla kilku pokoi.
2. Dwie godziny po obiedzie dostałam dawkę diagnostyczną jodu, po której też przez dwie godziny nie można jeść. Normalnie za to można spacerować po korytarzu, nie trzeba być zamkniętym w pokoju. Potem papierologia ze swoją panią doktor, kolacja i kąpiel.
3. Rano normalnie śniadanie, kąpiel + mycie głowy i czas na badania. Najpierw usg szyi, a potem na dole jakby poziom -1 i tam scyntygrafia tylko szyi. Około 15 minut leżałam nieruchomo na stole, a aparat nade mną robił swoje. Z wynikami zaraz wydrukowanymi do swojej pani doktor i czekanie.
4. Nadal piątek. Około 14.00 już po obiedzie (a posiłki rozdają o 8.00, 12.00 i 16.00) krótkie szkolenie co do pobytu w izolatce, musiałam zabrać wszystkie swoje rzeczy z dotychczasowego pokoju, to co zbędne zostawić pod kluczem w szafce na korytarzu (m.in. czystą piżamę i ręcznik na poniedziałek rano i cywilne ciuchy).
5. Izolatka jest na tym samym piętrze co wcześniejszy mój pokój. Są 2 pokoje 2-osobowe, wspólny korytarz z umywalką i czajnikiem i 1 wspólna duża łazienka z prysznicem. Ta część jest odseparowana od reszty. Jeszcze przed podaniem właściwej dawki jodu dostałam służbową piżamę i 2 małe ręczniki (ja miałam jeszcze swoje 2 stare, które bez żalu w poniedziałek zostawiłam), na nowo rozlokowałam się w pokoju. Do dyspozycji był telewizor (warto mieć już monety przy sobie), mogłam mieć telefon i tablet, książki, gazety, swoje kosmetyki i wszystko to zabrałam z powrotem do domu.Generalnie na przedmiotach martwych promieniowanie nie zostaje. Dostałam też tabletkę zapobiegającą wymiotom.
6. Przed 15.00 przyszła do nas pielęgniarka na szkolenie, jak połknąć jod (normalna kapsułka w niebieskim opakowaniu wielkości jak np. Ascorutical), potem doktor w "kosmicznym" ochraniaczu dał nam pojedynczo tabletkę z właściwą dawką jodu i od tego momentu już trzeba było być w izolatce (na żaden klucz nas nie zamykano;-))
7. Kolację pan zostawiał nam na stoliku tuż za drzwiami na ten nasz izolatkowy korytarz i krzyczał "kolacja". Każda z nas wychodziła, by zabrać a potem odnieść talerz. Po tym jodzie też około 2 godzin nie wolno jeść ani pić bardzo dużo, kilka łyków w odstępach. Cała rzecz polega na tym, by tego jodu nie zwymiotować, bo całe leczenie na nic. Do kolacji znowu jest tabletka przeciw wymiotom.
8. Kolację zjadłam normalnie, na szczęście nic mi nie było. Znów prysznic + mycie włosów i spać.
9. Sobota - niedziela to samo. Rano i wieczorem gruntowne mycie od głowy do stóp, by jak najmniej promieniować przy wyjściu ze szpitala. Odpada więc smarowanie się balsamami, antyperspirantami i inne takie :D Dlatego zapach ciała przypominał takie słodko-metaliczne wonie, ale trudno... W sobotę spuchły mi ślinianki, niezbyt mocno, ale pomogło picie wody z cytryną i ssanie kwaśnych cukierków (wedle upodobań). W niedzielę już było ok.
10. Pielęgniarki nie zaglądają, nie budzą na badanie temperatury czy ciśnienia. Lekarz rano i wieczorem zagląda przez szparę w drzwiach i pyta, czy wszystko w porządku. Jak tak, to idzie dalej.
11. W poniedziałek rano można było wyjść na korytarz zabrać czyste rzeczy i znów po gruntownym myciu i wytarciu w ten swój odłożony ręcznik w czystej piżamie schodzi się na ten poziom -1, tym razem na scyntygrafię całego ciała. Pielęgniarki mówią, w jakiej kolejności to się odbywa. Znów leżymy nieruchomo na tym samym stole co w piątek, a maszyna przesuwa się nad nami. Ciekawostka: im ktoś jest wyższy, tym dłużej to trwa. Ja leżałam około 45 minut (mam 170 cm) :) Po chwili jest wydruk i znów do swojego lekarza na pięterko.
12. Po scyntygrafii okazało się, że ciało mam czyste, tzn. brak markerów nowotworowych i mogę wyjść do domku!!! Przebrałam się w swoje ciuchy i 3h(!) czekałam na wypis. Pielęgniarki zmierzyły moje promieniowanie takim małym urządzonkiem, wypisały zalecenia co do kwarantanny (u mnie akurat 10 dni, bo było ono małe). W zaleceniach ze szpitala mam podaną dawkę hormonu, dostałam na niego receptę i wskazanie na diagnozę w Zgierzu na sierpień tego roku.
13. Teraz już w domu śpię na piętrze a moi domownicy na parterze. Swoje rzeczy piorę osobno (wszystkie ciuchy, które miałam w szpitalu wyprałam 2 razy). Gotuję dla wszystkich razem, bo przecież każdy i tak je ze swojego talerza. Mam osobne ręczniki, toaletę spłukuję dwukrotnie, a deskę wycieram dodatkowo nawilżaną ściereczką W5 z Lidla :D Najtrudniej nie przytulać się z 10-letnią córką, ale jakoś dajemy radę.