Ostatnie odpowiedzi na forum
Enni, przyjmij szczere wyrazy współczucia... Bardzo mi przykro.
Tak wielu pożegnaliśmy już na tym forum przez ostatni czas. Okrutna jest ta choroba, że zbiera tak obfite żniwo. Ale za każdym razem odejście jest wstrząsające, bo zawsze do końca mamy nadzieję.
Trzymaj się, droga Enni.
Aniu brak mi słów... Przyjmij moje kondolencje... Okrutna choroba, zabiera najukochańsze osoby... To nie tak miało być....
Dona to jest operacja zwana ureterocystoneostomią - czyli ogólnie mówiąc przeszczepiają moczowód w inne miejsce pęcherza zastępczego (lub własnego - tez się zdarza) w przypadku zwężenia tego pierwotnego miejsca połączenia. Stomikom to chyba raczej nie grozi, nie słyszałam o takim przypadku. Ty masz w ogóle moczowód wszyty do powłok brzusznych o ile dobrze pamiętam, zatem nie ma o co się martwić bo ta sytuacja raczej nie powinna Ciebie dotyczyć.
Sztuczny pęcherz jest z jelita - ono jest żywe i naturalnie chce się zrosnąć (zagoić), dlatego powstają zwężenia. To jest typowe powikłanie, ale oczywiście nie każdego ze sztucznym pęcherzem dotyczy.
Dobry wieczor. Jutro zawoze meza do ECZ na plastyke moczowodu prawego To juz druga taka operacja, po jewej stronie byla w 2015 r. W tym roku 6 razy urosepsa. Ale jakos zyjemy. Trzymajcie za nas kciuki. Pozdrawiam wszystkich!
Leonie, powiem tak. Chcesz ryzykować - OK, jesteś młody, wiesz co tracisz, to Twój wybór. Lekarze to na pewno uszanują. I szczerze życzę, by Tobie się udało. Bądź jednak czujny, bo sam wiesz, że granica jest cienka. Mojemu mężowi przy T1G3+CIS wlewki BCG nie pomogły. Teraz nie ma raka, nie ma worka, żyje, choć ma powikłania po radykalnej. Ale żyje i pracuje, prowadzi normalne życie. Owszem, są ograniczenia (wiesz jakie), ale na tym się życie nie kończy. Dlatego uważam, że warto było.
Maba, zgadzam się z Tobą.
Mam swoją teorię nt. takich zachowań. Powiem tyle - każdy na swój własny sposób odreagowuje chorobę. Czasem niekonwencjonalny, czy nawet nieakceptowalny dla innych, bo nie wszyscy jesteśmy empatyczni, owszem. Jestem jednak pewna, że w kontaktach bezpośrednich rozmowy z Leonem wyglądałyby zupełnie inaczej i jest on w sumie sympatycznym facetem. Kochani, wrzućcie na luz. Wspierajmy się tutaj, a nie wykłócajmy.
Leon was podpuszcza kochani, a wy mu tak łatwo dajecie się nabrać. Odpuście sobie. No taki Joker z niego, co.
PS. Leonie, obiecałeś ;)
Kamo droga! Bardzo, bardzo Ci dziękuję za ten pozytywny wpis. Cieszę się bardzo, że u was dobrze - to naprawdę daję nadzieję, że i u nas będzie. ECZ to wyjątkowy szpital. Pomagają tam jak nigdzie indziej. Nie sądzę, że u mojego męża operacja odtworzenia pęcherza była gorzej przeprowadzona – po prostu każdy organizm jest inny, powikłania się zdarzają. Trzymamy się – mąż jest już po wymianie cewnika DJ, ale gorączka nadal prawie 39 i to bardzo dziwne, bo dostał antybiotyk. Jutro będą decydować co dalej. Zostawili go na obserwacji. Ale już wiemy, że czeka go przeszczep moczowodu - drugiego, bo pierwszy miał już przeszczepiany rok po radykalnej. Tylko jeszcze nie wiemy, kiedy. Urosepsa jest już 3. w tym roku. Ostatnia miesiąc temu. A w ogóle to 4. - jedna była właśnie przed przeszczepem. Boję się, żeby znowu nie wylądował z nefrostomią na 3 miesiące tak jak wtedy. No, ale może nie. Ta urosepsa to jest jak tornado, gorączka rozwija się w ciągu paru godzin, telepie człowieka tak jak w Parkinsonie, od razu wrak po prostu.
Heniek, dzięki za troskę. Cieszę się, że u Ciebie jest dobrze. Dona, Bogda – miło was widzieć.
Leonie, jesteś prawdziwym enfant terrible tego forum, może to i dobrze, bo trochę rozruszasz atmosferę, ale nie rób wycieczek osobistych, plisss. Jesteś dobry w innych rzeczach.
Pozdrawiam was wszystkich serdecznie.
Gaja
Dona, Heniek, miło was widzieć... i cieszę się, że u was jest dobrze.
A u nas znów urosepsa. 40 stopni gorączki. Od dwóch godzin mąż w szpitalu ECZ - musiałam poprosić przyjaciół by go zawieźli, bo ja jestem kilka tys. km od domu. Wspieram mamę po mastektomii. Nie wiem, co będzie jutro. Mąż miał być planowo hospitalizowany na plastykę moczowodu 16 maja, przeniósł na 24, żebym już była. A tu znowu. Nie wiem, co oni zrobią. To już druga plastyka.Te powikłania są koszmarne. Trzeba jakoś przeżyć - tylko jak.
Ania S, ależ macie przejścia... Współczuję. Gruźlica, sam rak, jeszcze te komplikacje. Ale trzeba walczyć. Z HD powinni do was przyjeżdżać według potrzeby i zazwyczaj ustalone są też regularny wizyty, np. raz w tygodniu. Omów to wszystko z nimi przy załatwianiu papierów. Są też poradnie leczenia bólu, ale zazwyczaj lekarze z HD sobie doskonale radzą z opanowaniem bólu i mogą wypisać każdy lek.
Trzymajcie się, trzeba mieć nadzieję, że będzie lepiej.