Martek - popieram czarownicę. Oczekiwanie na wyniki to najgorszy stres i pierwsze podejrzenia to zwykła załamka. Wprawdzie mnie bezpośrednio to nie dotyczy, ale zaatakowało to moją mamę, którą bardzo kocham i przez pierwsze dni nie mogłam sie pozbierać. Jak już pojawiła się diagnoza, to pomyślałam, ze załamanie się w niczym mi nie pomoże, ze pozytywna energia to najlepsze, co mogę mamie dać. W ramach tego chce Ci opowiedzieć historię, która mi też daje kopa i dobre nastawienie. Jest to potwierdzone, bo przydarzyło się cioci mojej przyjaciółki. Kilkanaście lat temu zachorowała na raka jajnika (nie znam szczegółów, bo przyjaciółka była dzieckiem), ale na pewno miała bardzo poważny stan, lekarze nie dawali jej szans, odliczali jej dni do końca. Przeszła operacje, x chemii, przerzuty, po prostu kazali jej szykować miejsce na cmentarzu. Ciotka miała bardzo pozytywne nastawienie, nastoletnie dzieci i mówiła, ze póki oddycha - walczy. Momentami było źle, ale do grobu się podobno nie wybierała. Dziś żyje, ma powycinane wszystko co sie da, jezdzi po lekarzach, ALE ŻYJE. Nawet po jakimś czasie wróciła do pracy. Lekarza rozkładali ręce, nie wiedzieli jakim cudem. Jak widzicie cuda naprawdę istnieją, a ja po cichu mam nadzieje, ze wiara czyni cuda <3 głowa do góry kochana, ja też wiem, ze czeka mnie ciezki okres, moja mama dopiero zaczyna leczenie, nawet nie wiemy jeszcze kiedy 2 operacja, czy będzie chemia, bo wizyta u onkologa dopiero pojutrze. Po prostu wiem, ze załamanie sie nic mi nie da