hej :)
jestem tu nowa i "nowa" w temacie raka.Czytam Wasze komentarze,ale jest ich tyle,że ciężko się dokopać do niektórych informacji,a mam parę pytań i naprawdę będę wdzięczna za wszelkie odpowiedzi :)
Ale zacznę może od początku.Dawno temu-pewnie jakieś 10 lat temu wykryto na moim lewym jajniku torbiel,do lekarza poszłam chyba raz,dostałam jakieś hormony,które miały spowodować wchłonięcie tej torbieli i "olałam" sprawę - sama sobie jestem winna tego co było później.W 2013 zaszłam w ciąże,lekarz prowadzący powiedział,że na lewym jajniku mam 10cm torbiel i jeśli się w trakcie ciąży nie wchłonie to konieczne będzie jej usunięcie.No,ale wchłonęła się,a przynajmniej nie była widoczna na kolejnych badaniach usg.Po porodzie miałam się zgłosić kontrolnie do ginekologa,ale oczywiście wizyta się odwlekła bo dziecko,bo to bo tamto-poszłam po pół roku,na usg torbiel 10cm.Operacja zaplanowana na marzec 2013-nie wypaliła,następny termin miałam bodajże na czerwiec,ale okazało się,że mam kamienie w woreczku żółciowym i konieczne jest jego usunięcie,ginekolog powiedział,że najpierw woreczek,później torbiel.W lipcu usunęłam woreczek i znowu odwlekałam wizytę u ginekologa-chyba ze strach,przynajmniej teraz tak sądzę.Pod koniec 2014 torbiel dała mi się porządnie we znaki,"przesuneła" się na środek brzucha i rosła jak balon.W lutym usunęli mi torbiel razem z lewym jajnikiem.Wyniki histopatologii-rak jajnika lewego (carcinoma mixtum ovarii G2) 1a - z tego co zrozumiałam rak był ograniczony do wnętrza tego jajnika.W marcu położyli mnie w SPSK 4 w Lublinie na "dożynki",radykalna operacja po której nadal dochodzę do siebie,wyniki histopatologii w normie.Dzisiaj miałam 2ga wizytę w Centrum Onkologii i tu się zaczynają moje pytania bo jedyne zalecenie jakie dostałam to kolejna wizyta w sierpniu-wtedy mają mi zrobić kolejne testy ca125 i he4-dodam że przed 1szą operacją wynik testu roma 15,70% -czyli wysokie ryzyko wystąpienia raka jajnika przy mojej normie wiekowej,po 1szej operacji 5,89%,po 2giej operacji nie wiem dokładnie ile wyniósł,ale dr powiedziała że jest w normie.W głowie mam mętlik bo właściwie nic mi ta doktorka nie powiedziała i zastanawiam się czy to normalne,że nie dostałam chemii i kolejną wizytę mam dopiero w sierpniu...Nie chcę sobie nabijać głowy myślami,że będę mieć przerzuty,ze coś będzie nie tak,ale czuję się zbita z tropu tym,że nie dostałam żadnych zaleceń od onkologa,podczas gdy lekarz,który mnie "docinał" powiedział,że czeka mnie 6 cykli chemii.Czy,któraś z Was miała podobną sytuację?Mam się cieszyć czy martwić?Przepraszam za tak rozległą wypowiedź.
Pozdrawiam Was wszystkie-nowa rakówka ;)