Ostatnie odpowiedzi na forum
Leon, ja się zastanawiam po co tu się zapisałeś? Tutaj wspieramy się w chorobie i dodajemy sobie otuchy i siły do walki z gadem. Ty najwyraźniej nie chcesz walczyć. Mój mąż w kwietniu miał radykalną operację, ma woreczek i walczy i chce żyć.
Aniu, mój mąż jest piwoszem. Przed operacją wypijał wieczorkiem trzy, cztery piwa. Bałam się co będzie po operacji. I tak bezpośrednio po operacji, w domciu to była szklanka dziennie. Pomiędzy chemiami też wypijał ze dwa piwka. Teraz po zakończonej chemii, osiem miesięcy po radykalnej operacji znowu wypija trzy piwa. Kiedyś się bardzo tym piciem denerwowałam, teraz podchodzę do tego spokojniej. Jest to uzupełnienie płynów które musi wypić w ciągu dnia. Lekarka, która się opiekuje mężem, powiedziała, że jest on i tak doświadczony przez chorobę, więc nie ma co mu żałować tego co lubi, oczywiscie bez przesady.
Drogi Bolku, tak bardzo mi pomogłeś, dodawałeś otuchy, Twoje rady są bezcenne, musisz być z nami, bo takich osób nam tu bardzo potrzeba.......Bolku JESTEŚ POTRZEBNY!!!!!!!
Maba, powiedz coś o tym szpitalu w Brzozowie. Mąż leczy się w COZL, ale tam jest taki bałagan, że chętnie bym ten szpital zmieniła.
Maba, mój mąż ma usunięty pęcherz, cewkę moczową, moczowody, prostatę i węzły chłonne.Jest po chemii. Teraz czekamy na TK, siedzę jak na bombie.
Aniu, ja podobnie ja Meegi, mślę, że palenie papierosów ma niewiele wspólnego z tą chorobą. Aniu chyba w życiu już tak jest, że jak się polepszy, to się popiep.......y.
Każda z nas przeżywa tę chorobę. Ja tak wyłam przed operacją męża, chociaż czy to było wycie? to był niesamowity krzyk.
Czas po operacji jest trudny, nie mówię o diecie, ale o zaakceptowaniu woreczka.
Trzeba koniecznie zabezpieczyć łózko przed zalaniem, no i na początku trzeba być przygotowaną na kilkakrotne wstawanie w nocy, ale to naprawdę trwa krótko.
Patrząc na mojego męża najważniejsze jest to, że ja pokochałam jego stomię i nazywam ją moim sikutkiem, przez to on chyba lepiej znosi to wszystko.
Dziewczyny, ja jestem jeden krok przed Wami, jak chcecie coś wiedzieć to chętnie odpowiem, oczywiście w miarę mojej skromnej wiedzy teoretycznej, bo wiedzy praktycznej mam ciutkę więcej.
Aniu, ja też wiem, że musi być dobrze. Jak patrzę na swojego męża, to w ogóle nie widać po nim choroby. Jest jeszcze ciutkę osłabiony po chemii. Ale nieraz nachodzą mnie wspomnienia lektury sprzed operacji, gdzie naczytałam się o rokowaniach.........Ja po prostu strasznie boję się. Przed operacją wariowałam z niepokoju, siedziałam przy mężu, po operacji też się boję. I tak bardzo bym chciała, żeby ten TK wyszedł dobrze.
Widzicie dziewczyny ja to jestem emocjonalna, więc wybaczcie mi ten chaos.
Dołączam się do Was dziewczyny. Wprawdzie mój mąż już jest po operacji, ale ja ciągle się boję. Czekam na 7 grudnia, kiedy będzie miał kontrolny TK. Miał T4G3, więc ciągle myślę, czy chemia wytłukła wszystko. Nieraz myślę, że to tylko koszmarny sen, obudzę się i wszystko będzie jak kiedyś.
Jeśli ktoś pisze o dobrych wynikach, to we mnie wstępuje taka otucha, ale to tylko na chwilę.
Dołączam się do Was dziewczyny. Wprawdzie mój mąż już jest po operacji, ale ja ciągle się boję. Czekam na 7 grudnia, kiedy będzie miał kontrolny TK. Miał T4G3, więc ciągle myślę, czy chemia wytłukła wszystko. Nieraz myślę, że to tylko koszmarny sen, obudzę się i wszystko będzie jak kiedyś.
Jeśli ktoś pisze o dobrych wynikach, to we mnie wstępuje taka otucha, ale to tylko na chwilę.
Dołączam się do Was dziewczyny. Wprawdzie mój mąż już jest po operacji, ale ja ciągle się boję. Czekam na 7 grudnia, kiedy będzie miał kontrolny TK. Miał T4G3, więc ciągle myślę, czy chemia wytłukła wszystko. Nieraz myślę, że to tylko koszmarny sen, obudzę się i wszystko będzie jak kiedyś.
Jeśli ktoś pisze o dobrych wynikach, to we mnie wstępuje taka otucha, ale to tylko na chwilę.