f5e05082433b7c35b4498caba03fcc24, Wygrał

od 2012-03-16

ilość postów: 53

Ostatnie odpowiedzi na forum

Rak pęcherza moczowego

12 lat temu
Mój mąż też palił, ale mi udało się go namówić na rzucenie palenia 4 lata temu, jak jeszcze nie wiedział, że ma raka. Plastry i gumy Nicoret mu pomogły, a jarał jak smok. Teraz bardzo się cieszy, że nie pali, bo nie wie jakby przeszedł przez chemioterapię z myślą o dymku...., gdy zdychał w łóżku. W każdym razie ja jestem z niego dumna. Ja paliłam,ale krótko, rzuciłam ze względu na stan zdrowia, ale nieraz marzyło mi się ostatnio.......Trzymam więc kciuki aniu, atunad.
Oj, spotkałabym się z Wami... na Helu, ja z Gdańska, ale póki co to lot do Pl w planach tylko. Ma któraś z Was worek??? Mężowi to najwięcej problemów sprawia ciągle przeciekający worek. Musi zmieniać co 1.5 doby. Ma pastę i taką gumę do podklejania i nic. Pielęgniarka przychodzi, wymieniają razem pomaga mu i nic-dalej to samo.Mam nadzieję, że to brak wprawy tylko, bo strasznie to męczące.
Aneta-mój mąż ma raka/miał raka pęcherza i ma worki, sam sobie radzi, właśnie minął miesiąc od operacji i już jest lepiej, trzeci dzień wychodzimy na krókie spacerki, bo strasznie się męczy, ale musi mi pomagać, bo pół roku ja w sumie wszystko sama musiałam robić przy dziecku, więc teraz pora na niego też. :)))
Na razie nie stwierdzono przerzutów,i mamy nadzieję, że już wszystko za nami.Będzie badany co kilka mies. DO nas przychodzi pielęgniarka stomijna raz w tyg, albo jak potrzeba to na telefon.Powiem CI, że mąż ogólnie radzi sobie dość dobrze, stomia nie boli, tylko rana póki się nie zagoi.Jest szczęśliwy, że to organ, który można wyciąć i wyrzucić........i mieć ten wstrętny worek i drugie życie :)) Będzie dobrze, naprawdę. Ja wspieram go bardzo, ale już powoli wdrażam do prac domowych, bo strasznie się rozleniwił przez chemię,pobyt w szpitalu, złe samopoczucie, potem operacja. A teraz pora na w miarę normalne życie !!! Będzie dobrze.

Rak pęcherza moczowego

12 lat temu
Cooper, Aniu-w końcu jestem. Witam Wszystkich.
Mąż ma worek, jest w domu, powoli wracamy do normalnego życia
Renia-mąż pierwszego dnia po powrocie (leżał niecałe 3 tyg) też czuł się słabo> Nie wypuścili go ze szpitala dopóki nie zaczął normalnie jeść, wyprózniać się, chodzić i nauczył się samodzielnie zmieniać worki. Miał leżec dłużej, bo cały czas miał zmiany na płucach,RTG, ale nie mieli już gdzie się wbić, więc zamienili antybiotyki dożylne na doustne. Od listopada miał chemię przez 3.5 mies, w tym czasie tez leżał w szpitalu z powodu infekcji. I tak trzyma go cały czas. Mężowi wycieli od razu węzły chłonne-niby miejsce gdzie najszybciej rak może się odnowić.
Mąż samodzielnie zakładał worki w szpitalu jak tylko wyjęli dreny-pielęgniarka za każdym razem była, żeby obserwować. Teraz przychodzi do domu raz w tyg.pielęgniarka stopmijna, i tak będzie przez dłuższy czas, żeby zobaczyć jak skóra wygląda, porozmawiać z nami-tak tutaj jest. Nikt nie zostaje sam. Szpital od razu powiedział, że będzie przychodzić,więc się zdziwiłam, mamy też tel. kiedy możemy dzwonić w razie potrzeby.
Na szczęście mamy małe dziecko i mąż się bardzo stara, bo wie, że trzeba wychować małą.

Wszystkim Życzymy Wesołych świąt-dużo zdrowia przede wszystkim, samych pogodnych dni i wszystkiego naj... naj...
:)))

Rak pęcherza moczowego

12 lat temu
Witam
Nie udzielałam się na forum, ale jestem z Wami od dawna i trzymam za Was kciuki. U męża w listopadzie 2010 wykryto raka pęcherza moczowego. Niestety, trzeba było usunąć pęcherz. Nie mieszkamy w Pl, więc nie mieliśmy wyboru- wytworzono stomię. Operacja poniedziałkowa przebiegła z pewnymi problemami, ale wszystko się dobrze skończyło, jednak przyplątało się od razu zapalenie płuc, aż lekarze byli zdziwieni, że po ok 10 godz. leżenia nastąpiły takie zmiany. Mąż na szczęście jest w miarę pozytywnie nastawiony, chemię przeszedł dość ciężko, Na razie nie ma przerzutów. Dzisiaj w nocy, piąta doba, zaczęły sie problemy , bóle żołądka, wzdęcie, brak gazów i niemożność wypróżnienia się. Bardzo cierpi, nie ma ochoty nawet na rozmowę. Lekarze powiedzieli, że to może się zdarzyć. Bardzo mnie to martwi, bo myślałam, że może jakieś czopki podadzą czy coś innego. Powiedzieli, że jak nie będzie poprawy to włożą rurkę przez nos. Widzę jak powoli mąż zaczyna się poddawać, przez te ciągłe komplikacje,wczoraj zaczął rozmowę o wytworzeniu pęcherza z jelita. Nie wiemy na razie jak to wszystko się dalej potoczy, może pogodzi się z woreczkami.
Słyszałam, że jest możliwe wytworzenie pęcherza z jelita nawet po urostomii. Muszę poszukać informacji w inernecie. U mnie w rodzinie było dziecko z przetoką, więc to nie nowość, ale inaczej jest jak się żyje z tym na codzień, a inaczej jak tylko widuje się czasami.
Najgorsze, że się przeziębiłam i nie mam jak do niego pojechać, a nie mamy nikogo kto by nam pomógł. Znajomy miał pojechać, ale coś mu wypadło, tak to jest. Faszeruję się lekami, żeby jak najszybciej dojść do siebie.
Na szczęście opiekę ma bardzo dobrą i nie możemy na nic narzekać,najpierw przez całą dobę był monitorowany i miał przydzieloną pielęgniarkę.Lekarze i pielęgniarki, przesympatyczni ludzie,tłumaczą wszystko co będą robić i po co i ciągle się pytają czy czegoś potrzeba.Nie ma porównania z opieką w polskim szpitalu.
Troszkę się rozpisałam, ale przynajmniej mi lżej.
Dużo zdrowia wszystkim i sił :)))