Rak pęcherza moczowego

14 lat temu
Walczę z nim już 8 lat,po pięciu latach walki okazało się, że są nacieki i jedyne wyjście to usunięcie pęcherza i wszystkiego co jest w pobliżu. Decyzja musiała być podjęta błyskawicznie. Oczywiście zdecydowałam się na tak skomplikowaną operację. Od trzech lat mam pęcherz zrobiony z jelita, początki były trudne, ale już jest ok. Myślę, że przerzutów nie będzie, wierzę w to bardzo mocno. Pozdrawiam wszystkich chorych i zdrowych, życzę wytrwałości i wiary w siebie:))
11998 odpowiedzi:
  • 5 lat temu

    Ada, rewelacyjna wiadomość. Jaka ulga dla Was.

    Jacek super, że odwiedzileś męża Tośki. Mieszkacie niedaleko...to dopiero fart. Takie wsparcie to jak wygranie losu na loterii. 

    My zobaczymy co ustalą I będziemy jakoś sobie radzić. Pozdrawiam wszystkich

  • Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie, za to że jesteście, że mam z kim się smucić i radować. I pozwólcie że tu z Wami zostanę.

    Joanno bardzo, bardzo się cieszę że Twoje przeczucia się sprawdziły.

     Jacku to cudowne że odwiedziłeś męża Tosi pewnie rozwiales wiele jego wątpliwości no i skoro zaserwował Ci kawę wnioskuję że czuje się lepiej a to też cieszy ogromnie.

  • Witam.

    Joasiu,wiesz nie wiem z jakim to jest skutkiem,mam nadzieję,że to spotkanie chociaż trochę mu pomogło,że poczuł się lepiej mając na mnie żywy przykład iż z tym można sobie dobrze radzić,druga rzecz nie darowałbym sobie aby będąc tak blisko osoby,która walczy z tym samym co ja nie spotkał się.Tutaj mało istotne jest jakie były role,mam nadzieję że wpłynąłem pozytywnie.

    Joasiu,jak sobie radzisz,jest już lepiej?

    Ado,co prawda szpitalna ale nie ważne miejsce,ważne chęci i to doceniam.Ado zostań z nami wnosisz wiele pozytywnej energii,a tej nigdy nie jest za wiele.

    Aisogg,sam się zdziwiłem jak mąż Toski określił gdzie to zamieszkują,a tak właściwie to między nami też nie ma aż tak dużej odległości.Nie pisz tak,że "będziemy sobie jakoś radzić",jesteśmy my tutaj jeszcze i wspieramy Cię z całych sił jak każdego,po to jest to forum abyśmy sobie pomagali.Jak tylko będziesz wiedziała jakie zapadły decyzje to pisz nam tutaj.

    Czy ktoś miał jakieś informacje co u Marysi? To zaczyna być niepokojące.

    Pozdrawiam Jacek.

  • 5 lat temu

    Jacku to prawda, nie mieszkamy tak daleko. Trzy razy byłam w Twoim mieście pieszo podczas pielgrzymek do Częstochowy...spokojnie da się dojść ;-)

  • Też ciągle czekam na wiadomości od Marysi, miejmy nadzieję, że wkrótce się odezwie z dobrymi wiadomościami.

    Aisogg tak jak pisze Jacek jesteśmy tu by sobie pomagać, wiedzą, dobrym słowem, razem się cieszymy, razem smucimy i to nie są wirtualne łzy czy uśmiechy to życie i nie jesteśmy już sobie obcy więc pisz, masz też nas.

    Joanno a czy odebraliscie już wyniki histopatologiczne mamy? Przepraszam jeżeli już o tym pisałaś widocznie mi umknęło.

  • Witam wszystkich 

    Ado mega się cieszę, że u Twojego taty dobre wieści i cała rodzina się raduje. Oby więcej takich dobrych informacji na tym forum. 

    Reja dobrze, że tato stara się żyć normalnie  w tej trudnej sytuacji, mam nadzieję, że uda Wam się ogarnąć temat tych worków oraz uzyskać potrzebne dokumenty od lekarza. 

    Aisogg jeżeli chodzi o chemię to lekarze na bieżąco monitorują co się dzieje z pacjentem i jak reaguje organizm, mój mąż pierwotnie miał zakładany schemat: podanie główne, za tydzień dolewka i za kolejny tydzień druga dolewka. Tak miał wyglądać cykl. Jednak po pierwszej dolewce odporność tak spadła, że zrezygnowali z tej drugiej dolewki i cykl miał tylko 2 tygodnie. Takich cykli miał w sumie 4. Zobaczymy jak u Was to pójdzie. Dobrze, że tato nastawiony bojowo. 

    Joasiu miło Cię "usłyszeć", jak sobie radzisz? 

    Ta cisza ze strony Marysi też mnie przeraża, tak jak pisze Heniek ąż strach zapytać głośno. 

    Jacku dziękuje za Twoje odwiedziny, nawet nie pomyślałam, że dotrzesz do Tomka, bo trzeba było się Go naszukać. Jesteś wielki!!!!! Słuchajcie Jacek to mega pozytywny człowiek i jeszcze większa "gaduła" niż można to wyczytać  z Jego wypowiedzi. Takich ludzi nam trzeba (mam nadzieję, ze się nie obrazisz za tę gadułę :) ). Super było się spotkać i mam nadzieję, że uda się kontynuować naszą znajomość jak tylko mąż dojdzie już do ładu składu. Rzeczywiście mamy do siebie bardzo blisko. Ogromnie ważne jest to wsparcie, które dostajemy tu na forum, a jak jeszcze udaje się nawiązać kontakt osobisty to już w ogóle. Dziękuję za wszystkie cenne rady i wskazówki. Jak jutro pojadę to musze Mu przeczytać o tych barwach indiańskich bo o tym zapomniałam.

    U nas sytuacja wygląda tak: mąż od środy leży na izolatce ponieważ podejrzewają jeszcze jakąś bakterię prawdopodobnie z układu pokarmowego. Jest to na razie podejrzenie ale z normalnej sali przenieśli Go do izolatki. Na dokładne wyniki musimy jeszcze poczekać kilka dni. Ogólnie czuje się dobrze, od dwóch dni ma już takie normalne temperatury tzn. około 37 stopni ale cały czas podają Mu antybiotyki. Niestety jeżeli chodzi o ten obrzęk limfatyczny to cały czas spływa ta chłonka do cewnika, zobaczymy co lekarze będą mówili w przyszłym tygodniu. Psychicznie już jakoś lepiej u niego. Cały czas jednak nie może się pogodzić z taką znieczulicą wśród pielęgniarek, wszystko jest "zaraz", a już hitem jest to, że do tej pory żadna pielęgniarka nie była w stanie profesjonalnie pomóc przy zmianie worka, który niestety dwa razy już przeciekł a ja nie mogłam wtedy jechać do szpitala. Wygląda na to, że tylko oddziałowa to potrafi. Mąż im mówi co one mają robić, co zastosować, w jakiej kolejności etc. Jedna Mu powiedziała, "pan jest taki wyedukowany może sam by sobie pan zmienił". On niestety tego jeszcze nie robił sam ale przecież to dopiero 3 tygodnie od operacji. Jak ostatnio zobaczyłam jaki otwór wycieły to ręce mi opadły, był tak z 1,5 cm większy od stomii, mocz miał bezpośredni kontakt ze skórą. Ja staram się robić to według zaleceń, żeby nie doprowadzić do jakiegoś zapalenia czy problemu ze skórą a tu takie rzeczy. Innym razem jak mu pielęgniarz przykleił worek to jak za godzinę byłam w szpitalu to już był odklejony, mocz spływał na prześcieradło a mąż był w stanie wyższej konieczności zrobienia komuś krzywdy :).  No ale cóż, chyba wszystkiego trzeba doświadczyć. 

    Pozdrawiam Wszystkich serdecznie 

  • Hej Kochani,jakoś tak pozytywnie zrobiło się na tym forum,oby tak już było zawsze:).

    Niepokój o męża Marysi jest gdzieś z tyłu głowy i wciąż wierzę,że któregoś dnia napisze,że wszystko już dobrze.

    Jacek-gaduła,haha,uśmiałam się ,bo takiego Go sobie właśnie wyobrażam:)

    U nas już powoli mija ten najgorszy okres żałoby,życie trwa dalej,choć jak na razie nie było dnia bym nie płakała z tęsknoty.Za swój największy sukces uważam to ,ze udało mi się zaangażować tatę do pomocy przy moich córkach i piesku.Wymyślam mu różne zajęcia,chodzi z nami na spacery,robimy wspólne obiady i widzę,że przestał mówić,że chce jak najszybciej dołączyć do mamy.Pomalutku wraca mu chęć do życia.Najbardziej bałam się ,że zacznie pić,ale to trwało tylko tydzień,dzisiaj jest już spokojnie.

    Co do wyników histopatologicznych ,to lekarz odpisał parę dni temu,że nadal są w opracowaniu.Dziwne,ale być może jeśli pacjent nie żyje,to tak to wygląda?Natomiast jakiś czas temu znajomy lekarz mojej siostry odczytał z karty choroby ,że powodem pogorszenia stanu mamy była jednak sepsa.To w sumie było do przewidzenia,treść jelitowa rozlała się przecież do brzucha.Myślę,ze już wtedy wiedzieli,że nie ma szansy by mama z tego wyszła,a tylko nam do końca pozwolili wierzyć w cud.

    Tośka,życzę by mąż jak najszybciej pokonał tę cholerną bakterię i wracał do Was.

    Lena35,zaglądasz tu jeszcze?Pamiętam,ze Twój Tata miał mieć w czerwcu operację.Napisz co u Was

    Pozdrawiam wszystkich i życzę zdrowia i wytrwałości.

  • 5 lat temu

    Tosia78

    Jesteś z Wielkopolski? 

    Jacku 

    Nie wiem czy to Ty pisales że mieszkasz między Kepnem a Ostrzeszowem? To chyba też jesteśmy sąsiadami bo ja mieszkam w ostrowie wlkp

    Wpis edytowany dnia 08-06-2019 09:20 przez enni
  • Moi kochani

    Dziękuję , że o nas pamiętacie. Mąż jest cały czas w szpitalu. Byliśmy półtora miesiąca w Toruniu , karetką pojechaliśmy do Bydgoszczy. Wyszliśmy do domu na  2 dni i znowu do szpitala.... Mąż ma wszystkie komplikacje jakie tylko mogły się przytrafić. 2 nefrostomie , cewnik , ileostomię i żywienie pozajelitowe. Do tego bakterie po raz kolejny. Wczoraj myślałam że przegra. Ciśnienie 70/50 , migotanie przedsionków . Cały czas cofamy się zamiast do przodu. Do tego psychicznie jest wrakiem człowieka . Nie mam siły . Przepraszam , że tak piszę ale po takim czasie brakuje nam już sił. Co troszkę się cieszymy to znowu dostajemy po głowie. Mam nadzieję, że dla nas też w końcu przyjdą radośniejsze dni. 

    Pozdrawiam wszystkich serdecznie , życzę zdrowia.

    Maria

  • Witajcie, dawno do was nie pisałam a.sa pamiętam jak szukałam pozytywnych historii. Mój tata miał wykrytego raka pęcherza (t1, hg) trzy lata temu. Przeszedł zabieg usunięcia, później dociecie. Kolejna kontrola pokazała wznowe (ale już o niższym stopniu złośliwości). To było w grudniu 2016. Od tego czasu przeszedł wlewki mitomicyny oraz regularnie przechodzi wlewki bcg. Od grudnia 2016 nie ma wznowy. 



Zaloguj się lub Zarejestruj, żeby odpowiedzieć lub dodać nowy temat