Witaj Marysiu, dobrze że patrzysz w przyszłość z pozytywnymi myślami. Z każdym dniem będzie coraz lepiej.
Ada..masz racje. Ja się teraz "trzęsę" nad tatą. Cały czas tylko pytam czy chce cos jeść a może pić. A żeby poszedł się położyć. Oni na pewno się martwią I w środku przeżywają nową, trudną sytuację. Nic pozytywnego nie przynoszą też wiadomości w internecie. Mój tata już przestał czytać, ale swoje przeczytał.
Nam jest ciężko się z tym wszystkim uporać I pogodzić, co dopiero im.
Pozdrawiam Was wszystkich
Joasiu myśli o tym, że Mama tyle rzeczy zdążyła zrobić, że Was wychowała są jak najbardziej na miejscu. Teraz chyba takie myślenie jest najważniejsze, mieliście tyle wspólnych przeżyć i ważnych momentów w których Mama uczestniczyła i to jest piękne. To była mega dzielna kobieta z tego co piszesz i to dla Ciebie duży zaszczyt, że to Twoja Mama.
Elanaj no właśnie te myśli, że gdyby wszystko działo się szybciej to mogłoby być inaczej... Te cholerne procedury na wszystko. Też się z tym zmagam. Musicie przetrwać tę chemie, nie ma innego wyjście, życzę dużo siły
Jacku u Ciebie to zawsze nie może być tak prosto ale najważniejsze, że po tk jest czysto i to tylko zrost. A z kręgosłupem sobie poradzisz tylko niestety znów trochę chodzenia po lekarzach. Trzymamy kciuki
Aisogg może to i lepiej, że tata czymś się zajmuje, zawsze to trochę odrywa myśli od myślenia
Marysiu też czekałam na jakieś wiadomości od Was. Bardzo mi przykro, że tyle cierpienia Was spotyka, nawet nie wiem co napisać. Modlę się o zdrowie Twojego męża a dla Ciebie dużo sił na kolejne dni. Mam nadzieję, że to żywienie postawi męża na nogi. W rodzinie mojego meża mamy taki przypadek: wuj 13 lat temu miał raka jelita grubego, stomia, w ubiegłym roku cholerstwo znów się odezwało i zrobili ileostomię. Potem zaczęli podawać chemię. Wujek zaczął niknąć w oczach, coraz słabszy, w ogóle nie do życia, w końcu odmówili chemii i została opieka paliatywna. Jak zaczęła pojawiać się lekarka z hospicjum to dopiero zwróciła uwagę, że on chyba w ogóle pokarmu nie przyswaja, bo wszystko tylko przelatuje. Powiedziała, że on jest skrajnie wycieńczony i umrze nie z powodu raka ale dosłownie z głodu. Załatwiła szybko szpital, założyli żywienie pozajelitowe, pierwszy miesiąc nic do ust, nawet wody nie mógł wziąć tylko to żywienie a obecnie jak tam byliśmy na weekend majowy to nawet już na rower wsiadł. To jest niemożliwe żeby w XXI wieku ktoś mógł umrzeć z głodu a jednak. Podobno przy ileostomii to żywienie jest bardzo ważne. Marysiu mam nadzieję, że u Was też tak właśnie będzie i mąż zacznie nabierać sił i walczyć o powrót do zdrowia.
Ada trzymam kciuki za Wasze jutrzejsze badania, oby wszystko było dobrze a wyniki pozytywne.
Henku trzymam kciuki za kontrole, oby wszystko było w porządku, Niestety ten cholerny stres będzie już towarzyszył, nie da się Go pozbyć.
A u nas weekend trochę w niepewności, w sobotę lekarz dyżurujący powiedział, że mają obsuwy w planowanych zabiegach i realny termin operacji to wtorek/środa ale dzisiaj już zmiana decyzji i szykują męża na jutro. Mógł zjeść jeszcze obiad, potem dostał jakiś czopek przeczyszczający i do północy może pić. Rozmawiałam z pielęgniarkami i powiedziały, że kiedyś to parę dni przygotowywali do operacji i jelita były bardziej czyste niż blok operacyjny a dziś są takie procedury. Mąż już jest mega zestresowany, chyba Go jeszcze takiego nie widziałam. Mówi, że pierwsze jak się obudzi to będzie się chwytał po lewej stronie czy nie ma drugiego worka (panicznie się boi, ze będą dwa). Był dzisiaj też u tego Pana z izby przyjęć i pokazywał Mu te worki, jak On to obsługuje i jak to wygląda. Ja dzisiaj jak wracałam ze szpitala to całą drogę ryczałam jak bóbr, nie mogłam się powstrzymać. Do tej pory się trzymałam ale nie wiem czy mi się uda nie ryczeć w jego obecności, nie wiem jak to zrobić. Wiem, że muszę ale to takie ciężkie. Mam trochę też problem z córcią, chyba to wszystko wyczuwa, bo jak tylko mnie nie ma to cały czas gada mojej mamie "pokaż mamę", dziś podobno jak wstała o 14 to do 15-tej płakała. Bardzo się boję jak to ogarniemy. Ona w ogóle jest bardzo rozgarnięta jak na swój wiek, dzisiaj dzwoniła kuzynka i się ją pyta "kiedy do mnie przyjedziesz" a Ona "tatuś wyzdrowieje i przyjadę z mamusią i tatusiem". Tłumaczę jej, że tatus jest w szpitalu, jest chory i zawsze wieczorem modlimy się o Jego zdrowie i tak sobie chyba wydedukowała.
Ale się rozpisałam dzisiaj, ale jakoś tak mi lżej, muszę to odreagować bo spać i tak nie umiem.
Kochani trzymajcie kciuki
Witam.
Marysiu,przeżywasz trudne chwile aby te chwile już skończyły się dla Was,z tego co piszesz idzie ku lepszemu,mąż dojdzie do siebie,organizm nabierze sił i wszystko wróci do normalności,tego Wam bardzo życzę,dużo sił i wytrwałości.
Heńku,było,jest i będzie dobrze,niestety to już będzie towarzyszyć do końca,oby jak najdłużej.
Tośka,to dobrze,że ten termin nawet o ten jeden dzień się nie wydłużył i jutro będzie zabieg.Pewnie będzie jako pierwszy brany na blok,wiesz kto będzie operował?Dwa lata temu to ja miałem lewatywę robioną,dwa razy.Tego jak pewnie wie nie zapewni mu lekarz ,że będzie jeden worek ale myślę,że jest jeszcze młodą osobą to jelito będzie na tyle dobre aby tak było.Pamiętam tez tę chwilę zaraz po przebudzeniu ale ja nawet nie zdążyłem sprawdzić jak jest gdyż mnie powiedziała moja ukochana,która czekała aż się obudzę.Tosiu,będzie jeden zobaczysz,ważne aby wszystko jutro udało się,aby nie było żadnych komplikacji i trzymam za męża kciuki jak i czekam na informacje,pisz.
Wczoraj dowiedziałem się,że od mojej synowej babcia(70lat),która 14 lat temu miała raka trzustki i przez ten czas było wszystko dobrze,zrobiła sobie badania i prawdopodobnie ma przerzut do wątroby🙁Nic jeszcze pewnego bo to było badanie USG ale czeka na wyniki TK,oby tak nie było.
A ja muszę sobie ułożyć plan działania,bo mam też zaburzenia z apetytem i łaknieniem,to mi daje trochę do myślenia,czy czasami ten zrost nie jest na jelicie cienkim,dokładnie w tym miejscu gdzie mi pobrano odcinek jelita do wyodrębnienia stomii,przez co jest tam zwężenie i pokarm nie przemieszcza się prawidłowo.Ale to są moje domysły i trzeba je skonsultować pewnie z chirurgiem.
Pozdrawiam Jacek.
I mamy poniedziałek...
Tośka,Ada i Heniek,z całych sił trzymam za każdego dziś kciuki ,by wszystko poszło jak najlepiej.Tośka,mąż jest młody,aktywny zawodowo i lekarze na pewno zrobią wszystko,by po operacji jak najmniej odczuwał jej skutki.
Marysiu,tak bardzo mi przykro ,że aż tyle cierpienia na Was spadło.Nawet nie wyobrażam sobie,jak to znosisz.U nas męka i stres trwały trzy tygodnie,to ciągłe napięcie,nerwy ,szpital,strach..A u Was trwa to już ponad miesiąc,doskonale rozumiem,że nie masz sił ani chęci na pisanie.Najważniejsze,że jednak powoli idzie do przodu.Tak,jak piszą dziewczyny,mąż wkrótce nabierze sił i będzie lepiej.
Jacku,bardzo się cieszę,że onkologicznie jest czysto,to najważniejsze.Ze zrostem sobie poradzicie.
A u Heńka to jestem przekonana,że wynik będzie taki sam ,jak od lat:czysto.Za wszystko co tutaj robi,nie może być inaczej.Nigdy.
Pozdrowienia!
Witam
Heniek, miło się czyta takie wieści. Chciałabym, żeby mój tata też był kiedyś na etapie takich półrocznych kontroli. Narazie jest wciąż bardzo słaby - 2-3 godz. względnej aktywności to póki co max (a to jest już prawie 2 miesiące po operacji - ma 2 worki na moczowodach). Chemię znosi nadzwyczaj dobrze (miał 2 wlewy, za kilka dni trzeci) - oby tak dalej i co najważniejsze - oby okazała się skuteczna... Psychicznie chyba nie najgorzej, apetyt ok, tylko tych sił wciąż mało...
Joanno - bardzo mi przykro, z powodu tego co teraz przeżywasz. Dużo sił...
Marysiu - widzę, że u Was też leczenie powolne. Oby z tygodnia na tydzień było lepiej.
Tośka - razem ze wszystkimi czekam na wieści.
Jacku - wytrwałości życzę. Wydaje mi się, że w porównaniu z rakiem to jednak zwyrodnienie kręgosłupa jest mniej straszne, ale rozumiem, że też może być dokuczliwe. Obyś trafił na mądrego lekarza, czy też rehabilitanta, którzy zaradzą bólom.
Pozdrawiam wszystkich.
Witam wszystkich
Heńku cieszę się bardzo że u Ciebie czysto i wszystko w porządku, oby tak dalej,jesteśmy już wyleczeni i oby tak zostało,ja robię badania raz w roku w sierpniu i mam nadzieję że też będzie czysto ale ten strach zostanie w nas na zawsze( w lipcu będzie 7 lat po radykalnej), ja już jestem w domu, wróciłam z sanatorium w środę i pomału wracam do normalności, było bardzo fajnie tylko pogoda nie za bardzo bo nie było słoneczka i ciepełka które bardzo lubię,odpoczęłam,akumulatory naładowałam i czekam na lato, pozdrawiam Cię serdecznie i życzę zdrówka.