Hejka wszystkim,
Długo mnie ostatnio nie było ...Niestety styczeń był miesiącem bardzo trudnym i ciężkim dla mnie.Ostatnio opowiadałam wam że wynik tk i pet znacząco sie różnił tzn na wyniku tk wyszła zmiana na wątrobie 7mm niejednoznaczna, powiększone węzły plus limfocele po prawej i lewej stronie. Badanie Pet to wykluczyło natomiast na krezce pokazało nierównomierny metabolizm suv 3,7 i wspominane limfocele.Kontrola 4.01 u gin usg i marker (5.19)w normie dlatego dostałam skierowanie na komisje 8.01 i tam zadecydowano żeby powtórzyć badania tk 8 kwietnia tak więc zobaczymy co dalej. Dziś chciałabym opowiedzieć wam właśnie o tych "limfocelach".
11.stycznia cały dzień czułam się fantastycznie.Myśl że rozpoczęły się ferie i możemy gdzieś wyruszyć z dziećmi,że choć chwilę odpoczniemy od pracy od mojej choroby napawała mnie uśmiechem.Około godziny 19.00 zaczęłam odczuwać bóle stawów - pierwsza myśl "nie panikuj" to na zmianę pogody. Juz o 21.00 pojawiła czułam się strasznie rozbita a także pojawiła się gorączka 38,6. Mimo brania leków przeciwgorączkowych co godz gorączka utrzymywała się i urosła do 41.C.Po północy byłam no SOR ledwo przytomna maż trzymał mnie a lekarz szybko mnie przyjął. W badaniu wyszła infekcja leukocyty 14tys nuetrofile znacznie podniesione ,w moczu leukocyty 40 - wykluczono sepsę. Dostałam antybiotyk i wypis do domu. Na drugi dzień strasznie bolała mnie lewa pachwina biodrowa a gorączka wciąż się utrzymywała .Po 3 dniach wróciłam na SOR ponieważ gorączka wciąż była a ja czułam się coraz gorzej. Zatrzymali mnie w szpitalu - wyniki krwi się pogorszyły CRP 135 wcześniej CRP15 leczyli 2 tyg - 3 rożnymi antybiotykami okazało się ze miałam zapalenie limfocela po stronie lewej. Do żywych wróciłam 25 stycznia w końcu wyniki wróciły do normy tak więc trzeba uważać na siebie i to mocno🙂Teraz wiem że czasem zbyt cienko się ubierałam lub wychodziłam na balkon gdzie porostu mnie owiało. Dziewczyny dbajcie o siebie i zawsze trzeba pozytywnie myśleć!!
Miłego dnia.
Z tego co piszesz, to Twój ginekolog ma świętą rację. Powinnaś konsultować temat z innym ginekologiem ale nie zwykłym tylko ginekologiem_onkologiem. Do tego szukaj ośrodka i lekarza też specjalistę który wykona operacjję bo przy raku jajnika robi się operację radykalna a nie tylko histerektomię. Protokół przy raku jajnika powinien być taki ze wykonują histerektomię, wycinaja wyrostek oraz węzły miednicze i okołoaortalne. Niestety w wielu szpitalach idą na skróty.... Stwierdzono u Ciebie raka jajnika i zajscie w kolejną ciąże jest prawdopodobnie zbyt niebezpieczne dla Twojego życia bo jeśli rak da o sobie znać to może być krucho... Ja zachorowałam mając 36 lat i 2 letnia córę. Żyje ale wiele z nas już nie...
Munia jakie masz wyniki Ca125 na dzień dzisiejszy bo rok 2016 to dość odległa przeszłość...
Witam. Podczytuję Was od kilku tygodni i postanowiłam, że opiszę krótko mój przypadek:
Grudzień 2015 - CA125=250. W USG wykryta ciąża (8tydzień) oraz olbrzymia torbiel na jajniku
(60 CM), skręciła się i szybka operacja wycięcia jej. Próbki do
histpadu. Wynik: Carcinoma papillare serosum ovarii(G2), pT1a.
Wstrzymano się z chemią z powodu ciąży.
Styczeń 2016 - CA125 = 50
Luty 2016 - C125 = 14
Lipiec
2016 - Cesarskie cięcie + pobranie wycinka jajnika,płynu z otrzewnej,
wyciecie uszypułkowanego miesniaka na przedniej ścianie macicy.
PIerwsze badanie histpad: Grav I, Hbd 38. Ca ovarii in anamnesi
Drugie badanie hist-pad ( na moją prośbę, u innego patologa): Cystadenoma serosum papillare ovarii - Casus limitans.
Dzisiaj moj ginekolog (który przeprowadzał każdą z operacji) stwierdził, że
konieczna będzie histerektomia radykalna zapobiegawczo.
Mam 32 lata, w planach drugą ciążę. Jak myślicie? Czy wycięcie jest konieczne? Czy można się wstrzymać?
Dzięki dziewczyny za troskę. Ja jestem jak bullterier mam wysoki próg bólu ale z kolką nie było szans hehe. Teraz jest ok. Biorę leki i jutro śmigam do pracy:)Ja przy pierwszym nocnym ataku też myślałam że to skurcz albo jakieś naciagniecie mięśnia w plecach. Przeszło wtedy i tak sobie tkwilam w błogiej niewiedzy. Drugi raz już nie było tak fajnie...Generalnie to bardziej się bałam czy to nie jakiś objaw wznowy. Ale na szczęście nie:) Przy okazji zrobili dość dokładnie usg...
Dziękuję Wam bardzo za odpowiedzi :)
Skorzystaliśmy z pomocy hospicjum, ale tylko do podawania furosemidu - mnie nie ma obecnie w domu, ale mama bardzo sobie chwali, pani pielęgniarka podobno jest bardzo miła :) powiedziała tez, ze wg niej obrzęki zaczynaja schodzić - że widać poprawę.
Mamie odkąd jest w domu tez znacznie lepiej - to istny dowód na to, jaki wpływ ma psychika na walkę z tą okropną chorobą! Podczas 2tyg pobytu w szpitalu mama pod koniec już nie mogła jeść, pic, spać, podnieść się z łóżka, a do tego ciagle mdłości i wymioty - było już naprawde złe. Natomiast od powrotu do domu - zaczęła jeść (nie są to jakieś wielkie porcje, no ale zawsze coś poskubie), pije normalnie, przesypia całe! noce, a do tego kilka razy poszła na mały spacer! Skończyły się nawet wymioty! My wszyscy jesteśmy po prostu w szoku.. tak więc walczymy - obrzęki powoli schodzą, a jutro chemia - tak bardzo bym chciała żebyśmy wyszli na prostą..
czarownica11 - bardzo mi przykro, odpoczywaj dużo! Smutno mi, że taka ciepła i pomocna osoba, która baaardzo mi pomogła przechodzi gorsze chwile :(
Agusia12 - moja mama boryka się z wodobrzuszem od kilku miesięcy. Bywa różnie - najwiecej płynu ściągnęli na początku - było to prawie 10l, teraz już mniej - bo ok 4l, ale jeździmy częściej na odbarczanie. U nas lekarz również powiedział, ze trzeba czekać, az chemia sobie z tym poradzi, ale do tego przepisał furosemid - bierzemy codziennie. Nie wiem czy to jakieś pocieszenie, ale bab początku mamie bardzo doskwierało te wodobrzusze, a teraz mówi, ze chyba już się przyzwyczaiła, bo nawet nie zwraca uwagi :) no i mamę bolały tez plecy, z racji przybywania ciężaru więc teraz jest ciagle na plastrach przeciwbólowych i problem zniknął :)