szukam_nadziei,

od 2016-11-11

ilość postów: 0

Tematy

Szukam nadziei! Pomóżcie!
7 lat temu
Dzień dobry, Nie wiem jak zacząć i co Wam napisać... to dla mnie wyjątkowo trudne, ale może zacznę od początku. Mam 23 lata i tróje rodzeństwa - 2 braci i siostrę. Jestem najmłodsza, tak o wiele wiele lat młodsza, jest między nami średnio 12 lat różnicy. Moje rodzeństwo ma już rodziny, domy, ułożone życie, ja dopiero zaczynam wchodzić w dorosłość. Wszystko było dobrze, nasza duża rodzina może nie zawsze była idealna, ale w moim odczuciu, zawsze się nam udawało przejść przez wszystkie trudności, aż do czasu. To forum onkologiczne więc domyślacie się pewnie, że zdarzył się rak. Niestety nie mnie. 3 lata temu jesienią, mój brat trafił do szpitala z podejrzeniem zapalenia płuc. Okazało się, że rzeczywiście jest w złym stanie - woda w płucach, podejrzewano gruźlicę.Trafił na oddział zakaźny, szukano przyczyny ewentualnej gruźlicy ale nic się nie potwierdzało. Lekarka, która go prowadziła była jednak bardzo dokładna i znalazła przyczynę - zmiana w nerce. Po konsultacji urolog stwierdził, że to na pewno gruźliczak i że nie ma powodów do obaw, wszystko się wytnie - powiedział. To nie był gruźliczak, tylko rak jasnokomórkowy nerki, dość duży, zajmował prawie całą nerkę. Więc pojechaliśmy do większego miasta szukać lepszego urologa, szukać ratunku dla mojego braciszka, który już tracił nadzieję, nie chciał rozmawiać, załamał się. Znaleźliśmy! Ceniony profesor zajął się jego przypadkiem, usunął nerkę i kazał cieszyć się życiem i za rok do kontroli, żadnych onkologów, po co! - jego zalecenie.Wszyscy odżyliśmy, myśleliśmy, że to koniec, że już wszystko za nami. Po roku na kontroli okazało się, że przerzuty są wszędzie: w jamie brzusznej, kościach, płucach... Jednak profesor się mylił... Kolejne załamanie, znowu nie miałam brata tylko wrak człowieka. Odżył, znaleźliśmy sposób, nową drogę - profesora Szczylika i sutent. Zakwalifikował się, uwierzył, ze będzie zdrowy, że wygra. Wszyscy uwierzyliśmy! Tomek leczy się już ponad rok za pomocą chemii celowanej, niestety traci nadzieję. Tabletki na początku spowodowały zmniejszenie się guzów, teraz niestety, znowu rosną. Nie ma na nic siły, nie chce z nikim rozmawiać, szuka co prawda sposobu, ale widzę, że stracił nadzieję, że nie ma już siły. Dlatego tu jestem, dlatego to napisałam. Nie mogę dla niego nic zrobić, nie mogę mu pomóc, nie mogę tego zabrać... ale jednak chcę coś zrobić! Muszę...Widziałam na tym forum osoby, które pisały, że od wielu lat walczą z rakiem. Potrzebuję Waszej pomocy, szukam nadziei dla mojego brata, szukam realnego kontaktu z osobą, która przeszła, bądź przechodzi to co on i wierzy, że się uda, wierzy, że można wygrać, że te pięć lat przeżywalności to nie jest żaden wyznacznik! Proszę z całego serca - jeśli jest tutaj ktoś kto chciałby wesprzeć mojego brata dobrym słowem, nadzieją, swoją historią, ktoś kto chciałby pomóc mu uwierzyć - proszę o odpowiedź.