Ostatnie odpowiedzi na forum
Czytałem waszą ,, gorącą" dyskusję, powiem tylko tyle, że każda z Was, każdy z nas, których bliska osoba jest chora na raka w inny sposób przeżywa tą chorobę i każdy się boi tego co go czeka i rozumiem tutaj każdą z Was, ale choć sam kilka dni temu zaglądałem w statystyki to dziś wiem że to sensu nie ma. Najważniejsze to pozytywne myślenia - dla niektórych może banał, takie gadanie; ale czymże ma człowiek w takich chwilach żyć jak nie nadzieją? i nie pisze tego by siać jakiś pesymizm czy coś, przecież nadzieja to tak naprawdę coś pozytywnego. A strach? Strach zawsze jest, u mnie gdy zobaczyłem po raz pierwszy zobaczyłem że u dziewczyny podejrzewa się guza - płakałem, kilka dni, ale potem zacząłem żyć nadzieją, że może wcale tak nie będzie. Niestety myliłem, się ale żyłem nadzieją że się uda operacja, że wróci do sił. Udało się, mimo początkowego ogromnego osłabienia dziś jest już lepiej, moja kruszynka ma się coraz lepiej. Przed nią teraz chemioterapia,a potem radioterapia, boję się ogromnie - tak ale i żyję nadzieją, że pokona tego pasożyta raz na zawsze i nie wróci już to, jeden lekarz powiedział jej że to i tak wróci, drugi że wcale nie jest to powiedziane. I ja wierzę temu drugiemu. NIe dlatego że to opcja lepsza, ale dlatego że tylko Bóg wie co nas czeka i jak ktoś z mądrzejszych to mówił ,, Pan Bóg daje każdemu z nas taki krzyż, który człowiek udźwignie, nawet jeśli wydaje się on nam zbyt ciężki". Wytrwałości wszystkim chorym, wspierającym chore, musimy trzymać się razem. Pozdrawiam:)
Elbe - Dzięki, jeszcze raz dokładnie przejrze te wyniki, zobaczymy co onkolog powie. jak czytałem teraz o tych stopniach zaawansowania to podchodzi chyba pod 2a...ale to nie jestem pewien, onkolog to powie najlepiej co i jak. I przepraszam za pomieszanie:)
na wyniki hispatu nie widać by pisało coś o stopniu, jedyne co jest napisane to : cystadenocarcinoma serosum G1, pisało coś o guzie kruchym, ale ja tego teraz nie mam przed sobą, ma ten wynik dziewczyna u siebie w domu, ten lekarz jej mówił że w 20% jest to rak złośliwy.a jeśli chodzi o to gdzie wyczytałem, to może źle się wyraziłem, że rokowania dobre, ale chodzi mi o to że wg statystyk z G1( ja wiem że nie warto patrzeć na to ale jak się szpera i szuka w necie, to mimo wszystko czasem się tym sugeruje człowiek) przeżywalność do 5 lat dochodzi do 80 - 90%, a w przypadku innym, jest to niższy odsetek. w środę wizyta u onkologa...wiem że najważniejsza sprawa to pozytywne nastawienie i zaufanie Bogu, to on ma najwięcej do powiedzenia. Trzymajcie się dziewczyny:)
witajcie po dłuższym milczeniu, pozdrawiam wszystkiego walczące z tym cholerstwem, trzymajcie się, musi być dobrze!
dziś moja dziewczyna odebrała wyniki i była u lekarza: rak złośliwy w 20% stopień(?) G1, skierowana na leczenie dalsze do Gliwic. Lekarz wprost powiedział, że się tego w 100% nie wyleczy i będą nawroty, za parę tygodni, może miesięcy, czy lat...jak to jest, w internecie wyczytałem, że ogólnie rokowania nie są takie złe, ale pytam Was, doświadczone tą straszną chorobą jak jest naprawdę.
jeszcze raz Was pozdrawiam i myślę o Was w modlitwach:)
witajcie, Moniu wyrazy współczucia, Berta trzymam kciuki! Moja dziewczyna dzisiaj wrócila ze szpitala, teraz czekamy na wynik i potem chemia...mocno schudnęła przez te 17 dni które była w szpitalu, na szczęście usg które robili po operacji pokazało, że woda się nie zbiera na nowo. teraz to czekanie najgorsze..
Berta trzymam za Ciebie kciuki, za każdą z Was, macie dla kogo żyć i widzę po waszych wypowiedziach wolę walki i życia, dacie radę!!
My też z dziewczyną zaczynamy tę walkę i wierzę, że wygramy ją i Wy też! Minął poranny szok, jaki przeżyliśmy oboje, teraz będzie tylko lepiej, naprawdę w to wierzymy! pozdrawiam Was gorąco!
dziękuje Barcelona za słowa wsparcia. Nie potrafię sobie wyobrazić nawet tego co ona teraz czuje, wiem że teraz najważniejsze jest żeby wyzdrowiała, żeby jak napisałaś dobić to co zostało, mam już namiary na dobrego onkologa...najgorsze jest to że ten cholerny rak nie dawał żadnych objawów, dopiero 2 miesiące temu znacznie urósł jej brzuch, jakby była w ciązy, a okazało się to wodobrzusze...przecież gdyby nie to, dalej by nic nie wiedziała nic ją nie bolało...pozdrawiam Was wszystkie dziewczyny i trzymam także kciuki za Was, żebyście wszystkie i moja dziewczyna pokonali to świństwo.musi być dobrze!
moja dziewczyna jest po operacji...wczoraj nie udzielili jej mamie żadnych informacji, mimo że jest upoważniona do informowania jej, pojechałem więc rano do niej...lekarze powiedzieli jej że usunęli jej wszystko, i teraz czeka ją dalsze leczenie, chemia...jest załamana, dla mnie to szok, co dopiero dla niej, zresztą wiecie same co ona czuje teraz...23 lata, koniec marzeń o dzieciach, nie wiem jak mam ją pocieszyć, wybieram się do niej ponownie za 3 godziny i nie wiem co powiedzieć by ją podnieść na duchu, przecież teraz najważniejsze by pogodziła się z tą sytuacją i walczyła o siebie, mam namiary do dobrej onkolog u której leczy się moja ciocia, porozmawiam z mamą mojej dziewczyny, dam namiary na tą doktor...przepraszam że tak nieskładnie piszę, ale muszę gdzieś wylać swoje żale, wypłakać się kiedy moja dziewczyna nie widzi, wiem że przy niej musze być silny by jej dać siłę do walki, o nią, o nas...
witajcie, jutro moja dziewczyna ma operację i tak naprawdę coś więcej będzie wiadomo...strasznie się boję, co jej znajdą jak otworzą, podpisała zgodę na usunięcie wszystkiego, i ewentualną stomię jeśli okazę się że coś jej z jelitem grubym też...trzymajcie kciuki i pomódlcie się za nią...
dziękuję wam za słowa wsparcia i otuchy. oczywiście będę pisał co i jak, mam nadzieje ze same pozytywne rzeczy. w przyszłym tygodniu prawdopodobnie będzie operowana...