starszapani,

od 2016-07-31

ilość postów: 7

Ostatnie odpowiedzi na forum

Złośliwy nowotwór okrężnicy

2 lata temu
Witaj Madziu. Mój mąż 7 lat temu przeszedł operację usunięcia guza w jelicie grubym. Miał przerzuty w 3 węzłach. Ze szpitala wyszedł ze stomią. Przez pół roku dostawał chemię uzupełniającą. Po roku zamknęli mu stomię. Trafił pod opiekę dobrego onkologa, bardzo dokładnie wykonywał wszystkie polecenia lekarza, badania. Teraz już nie jest objęty opieką onkologiczną ale nadal się bada. Bardzo ważne są badania kolonoskopii, tomografii (obecnie robią mu USG j.brzusznej co roku). Madziu, kochana, uwierzcie, że da się pokonać tego intruza, przestrzegajcie wszystkich poleceń lekarza (najlepiej, żeby tatę prowadził jeden lekarz no ale to też nie jest problem), dbajcie o jadłospis taty (nam pomogła książka"antyrak"), traktujcie to, jako chorobę, którą da się wyleczyć. Tata jest młodym człowiekiem, mój mąż ma 77 (mamy znajomego 27 lat od zdiagnozowania). Wszystko będzie dobrze, chociaż mieliśmy chwilę zwątpienia ale robiliśmy swoje. Będzie kochana, dobrze, dacie radę. Trzymajcie się.

Rak jelita grubego

7 lat temu
basia40. Mój mąż w badaniu RTG po 3 chemii miał wynik:"skupiska drobnych guzków u podstawy obu płuc - zmiany po zapalne?(nie mają jednoznacznego charakteru meta) do dalszej kontroli. P. dr. powiedziała żeby tym nie przejmować się. W rodzinie mamy lekarza, który stwierdził, że mogą to być zwłóknienia powstałe po lekach podawanych w trakcie chemii). Nie wiem jak to jest ale RTG robione rok pózniej nic nie wykazało, wszystkie tk wykazują drobne zwłóknienia ale mąż dawno temu chorował na zapalenie płuc, co też powoduje zwłóknienia w płucach. Myślę, że jak onkolog będzie kierował tatę na TK trzeba dopilnować, żeby była to TK jamy brzusznej i miednicy lecz również klatki piersiowej, Mój mąż właśnie zawsze tak ma.

Rak jelita grubego

7 lat temu
Madzik20, kochana. Jak dobrze rozumiem Twój niepokój. Mimo, że sama jestem już starszapani, to jeszcze 4 lata temu opiekowałam się swoją mamą. Mamę się kocha zawsze a jak choruje, to tym bardziej, rozumiem rozpacz, że chce się pomóc a człowiek nie jest w stanie. Z markerami jest różnie, mąż robił badanie PSA (markery na prostatę) co trzy miesiące, było 5,65, potem 5,46, 6,77, dr mówił, że bardzo niepokojące. Robili mężowi nawet biopsje, ale nagle marker spadł do 4,61 (norma do 4). Natomiast CEA przed operacją i po miał w normie. W Magodencie pracują też onkolodzy z Wawelskiej. Natomiast CO na Ursynowie jest straszne, człowiek czuje się tam zagubiony i przestraszony. Kochana, życzę Mamie i Tobie dużo zdrowia, będzie dobrze, powoli wszystko się ułoży, zobaczysz.

Rak jelita grubego

7 lat temu
Madzik20, witaj. Nie przejmuj się tak tymi markerami. Prawdopodobnie w szpitalu nie zostały zrobione, więc teraz trzeba skupić się na dalszym leczeniu. Mąż był operowany w małym "przypadkowym" szpitalu w Warszawie /trafił z niedrożnością jelita/. Było to 2,5 roku temu. Wspominam wszystkich lekarzy i pielęgniarki jak najlepiej i życzę im wszystkim dużo zdrowia, pomagali jak mogli, o każdej porze dnia mogłam wejść do lekarza i zapytać o męża, informowali bardzo dokładnie, czasem nawet z rysunkiem usuniętego odcinka jelita itd. Dlatego czytając wypowiedzi czasem zastanawiam się, czy my mieliśmy takie szczęście. Teraz o dalszym leczeniu. W szpitalu lekarz poradził nie czekać na wypis lecz szukać onkologa i zapisać męża /w szpitalu nie było onkologii/, więc wyruszyłam najpierw do CO na Ursynowie, tam ogromna fabryka, tysiące ludzi i czas oczekiwania na wizytę do 3 tygodni. Mieszkamy w drugiej części Warszawy. Lekarz w szpitalu poradził malutki szpital prywatny z kontraktem NFZ na Ostrobramskiej Magodent z oddziałem onkologicznym i znajduje się parę przystanków od m.zamieszkania, tam mąż został przyjęty na drugi dzień po wyjściu ze szpitala i rozpoczął chemię. Nie mogę doradzać w wyborze szpitala lub lekarza ale mąż leczy się tam już 2,5 roku, jest tam spokojna atmosfera, zespół bardzo dobrych lekarzy, badania robią wszystkie oprócz kolonoskopii. Lekarz która prowadziła męża jest już na emeryturze a teraz prowadzi uśmiechnięta i bardzo życzliwa pani doktor Młot ale ona przyjmuje tylko jeden dzień w tygodniu kilka godzin, więc kolejka jest długa. Onkologia tam ma bardzo dobrą opinię, uważam że oprócz dobrych onkologów jest życzliwy stosunek do pacjentów /na pewno znajdą się niezadowoleni ale piszę o sobie/. Na badania nie czeka się długo, mąż na bieżąco ma robione tam badania krwi, usg, TK, Rtg, itd. Jedyna uwaga dot. szpitala to problem z dodzwonieniem się , podejrzewam, że w rejestracji nie podnoszą słuchawki. Muszę osobiście za każdym razem jechać tam. W trakcie chemii też spadały mu płytki, poradzono nam herbatkę z pokrzywy, tylko p.doktor powiedziała nie brać 3 dni przed wlewem i 3 dni po. Mężowi bardzo pomogła, do końca chemii płytki miał prawie dost. Od piątej chemii p.dr zaczęła mu przepisywać lek na podniesienie leukocytow, które bardzo spadały (b.drogi ale refundowany) i tak dobrnęliśmy do końca leczenia. Po chemii mąż stracił "czucie" w dłoniach i stopach, też musiałam zapinać mu guziki i zakładać sznurowane buty. Dopiero teraz odzyskał sprawność w dłoniach, natomiast w stopach lepiej ale jeszcze nie tak jak było kiedyś. Mąż też ma przepuklinę ale chirurg powiedział, że przy raku jelita nie podejmą się operacji, potwierdziła jego opinię moja dobra znajoma (chirurg). Żyjemy teraz normalnie, mąż codziennie chodzi po 3-4 km, trochę ćwiczy, spotykamy się z przyjaciółmi a jak będzie dalej, od nas za bardzo nie zależy, na stare lata człowiek spokojnie myśli o tym, co każdego z nas kiedyś czeka.

Osłabienie i wymioty

7 lat temu
U mojego męża wystąpiły takie objawy 5 dni po operacji, nagle zaczęły się wymioty i biegunka w kolorze ciemnej zieleni. Na początku nie wiedzieli co jest przyczyną, więc zaczęły się badania krwi, usg co kilka godzin, myśleli nawet, że porobiły się zrosty pooperacyjne i wystąpiła niedrożność jelit, w końcu okazało się, że przyczyną było zakażenie bakterią clostridium difficile. Mąż był leczony antybiotykami jak wyraził się lekarz "z wyższej półki", leczenie trwało ok.20 dni. Leczony był w warunkach szpitalnych, pomimo, że po operacji przygotowywali go do domu ale lekarz stwierdził, że nie wypuszczą go z biegunką i wymiotami. Cyba nie powinni byli wypisać Twojego Tatę z objawami niebezpiecznymi dla zdrowia i życia. Zgadzam się z sierotką, że powinniście zmusić medyków do przyjęcia z powrotem do szpitala i leczenia Taty. Zróbcie to jak najszybciej, bo odwodnienie następuje bardzo szybko, chyba powinien mieć teraz kroplówkę. Nie znam się na nerkach ale ogólnie chyba wyniki w tym całym nieszczęściu nie są takie złe. Moja szwagierka po usunięciu nerki bez przerzutów żyje 10 lat, tylko co pół roku bada się, czuje się naprawdę dobrze ale musi przestrzegać diety i pić odpowiednią ilość płynów.

Rak jelita grubego

7 lat temu
Izabela81, mój mąż miał CEA przed i po operacji 2,4 i 2,1 a miał przerzuty do 3 węzłów. O wysokim cea u mamy pisał tu Łukasz. Czy tata miał też robione badanie na CA19-9 ? Izabela opisałam chorobę męża ponieważ chciałam trochę uspokoić Ciebie. Po wyniku HP będziecie wiedzieć dużo więcej i wtedy dopiero zaczniecie działać. Czy tata miał robioną tomografię komputerową? I jeszcze, może to i dobrze, że tata zaczyna nabierać apetytu powoli, bo mój mąż miał ogromny na drugi dzień po operacji a trzeciego dnia zafundował sobie olbrzymi obiad z klopsem i kapustą po czym trafił do izolatki. Kiedyś w kolejce do lekarza rozmawialiśmy z 82 letnim Panem, który miał takiego samego raka jak mój mąż 20 lat temu, miał też przerzuty w 1 węzle, teraz tylko się bada co pół roku a my żartujemy, że jak Pan Bóg da nam też 20 lat to wystarczy. Trzymaj się kochana, musisz się trzymać dla dzieci i oczywiście dla taty. A życie pokaże i podpowie jak będzie dalej.

Rak jelita grubego

7 lat temu
Witajcie. Nie brałam czynnego udziału w dyskusji ale cały czas jestem z wami. Mąż (71l.) dwa lata temu trafił do szpitala z powodu niedrożności jelita grubego, usunęli odcinek jelita grubego z guzem 3 cm, i 12 więzłów, założyli stomie. Okazało się, że rak (GII c T3pN1), z przeżutami w 3/12 węz.chł. Nie wiedziałam co robić i do kogo się zwrócić, ale życie uczy wszystkiego jak w szkole. Tydzień po opuszczeniu szpitala zaczęła się chemia, po pół roku, badania co 3 m. Nie miał dalszych przeżutów. Rok temu zamknęli stomię. Na razie wszystko dobrze. Prowadziła męża wspaniała p.dr onkolog, która pierwszego dnia dała swoją wizytówkę z telefonem i powiedziała, żeby w razie jakichkolwiek problemów dzwonić nawet w nocy. Nie było takiej potrzeby, wszystko poszło sprawnie. Przygodę z raczyskiem traktujemy jak chorobę np. na grypę. Trzeba leczyć, prowadzić normalny tryb życia. mąż dużo chodzi, trochę ćwiczy, dbamy o dietę (w miarę możliwości, mieszkamy w warszawie, żywność mamy z marketów), dużo czyta, spotyka się z przyjaciółmi a rak......Zawsze spotykaliśmy się życzliwością lekarzy, oni kierują leczeniem, doradzają co i jak, po prostu wierzymy, że robią wszystko aby nam pomóc i zdajemy sobie sprawę, że też mogą być przepracowani, mogą mieć zły dzień Nasza p dr onkolog jest już na emeryturze teraz męża prowadzi młodziutka i wspaniała lekarka. Kochani, jestem już niemłoda i chcę powiedzieć, że takie jest życie, choroby i kiedyś koniec jest zapisane w tej książce. Jak czytam, to widzę, że najczęściej piszecie o chorobach rodziców. Pomagajcie, dbajcie o starszych ale pamiętajcie też o sobie, o swoim zdrowiu, macie dzieci i musicie dla nich żyć. Jak czytam was to zawsze myślę jak jesteście wspaniali i kochani, trzymajcie się, napewno wszystko będzie dobrze.