pityna, Wygrał

od 2010-05-11

ilość postów: 23

Ostatnie odpowiedzi na forum

Rak jajnika

12 lat temu
Hej słoneczka! Makro OOO nie martw się tą przerwą. Też przy niejednej chemii przez to przeszłam. U mnie szwankowała hemoglobina, ale to pikuś. Gorzej było z płytkami. Moim koleżankom po fachu, tak jak Tobie, też brakowały białe krwinki. Jak mówiłyśmy.... trzeba się wypiglać i dalej do tankowania. Nie zamartwiaj się i nie czytaj dołujących wypowiedzi. Każdy nasz przypadek jest niby taki sam, a jednak inny. Zawsze trzeba mieć głowę podniesioną do góry, a tego nieciekawego klienta zostawić z tyłu. Jak upłynie trochę czasu, to nauczysz się w ten sposób żyć. Potem sama zobaczysz jaka jesteś silna baba. Inni też będą mówić tak o Tobie. Pozdrawiam i życzę spokojnej nocy i kolorowych snów.

Rak jajnika

12 lat temu
Kochany okólarku! Czytając Twoje słowa miałam łzy w oczach. Bardzo Tobie i Twojej rodzinie współczuję. Wiem, co to znaczy stracić w takich okolicznościach kogoś najbliższego. Na pewno byłaś podporą dla mamy. Teraz ona będzie czuwać nad Tobą. Nie rozpaczaj, bo ona by tego nie chciała. Każda matka chce, by jej dziecko było szczęśliwe i Ty musisz taką być. Proszę, bądź silna ............

Rak jajnika

12 lat temu
Kochany okólarku! Ja miałam III stopień, ale znam dziewczynę, która miała IV i tak jak Ja z tego wyszła. Wiem, że nerwy Cię zżerają, ale nie daj się . Dobra psychika to połowa zwycięstwa. Ble, ble, ble pomyślisz, ale uwierz mi, to naprawdę działa. Walcz i nie poddawaj się, bo ta franca lubi słabych! Pozdrawiam i trzymam mocno kciuki. Pa

Rak jajnika

12 lat temu
Halo słoneczka! Zobaczycie, jak minie trochę czasu, to też inaczej będziecie podchodzić do wyników, bólu i mówieniu o raku. Często spotykam się z sytuacją, że ludzie nie wiedzą jak zachować się słysząc, że jestem nowotworowcem, po przejściach. Ja, po tylu latach mówię o tym, jakbym miała grypę. Nie rozpamiętuję już czasu przeszłego. Najważniejsza w danym momencie jest ta choroba, która aktualnie mnie atakuje i skupiam się na walce z nią. Wiem, że bardzo się boicie, bo to uczucie jest niezależne od Was. Musicie wierzyć, że będzie dobrze. Ta wiara pomogła też mojemu bratu, który rok po mnie załapał się na raka płuc. Robiłam mu łopatologię stosowaną i walczyłam razem z nim. Udało się, chociaż wiecie, że ten typ raka nie daje dobrych rokowań. Tak więc bardzo proszę zacznijcie myśleć pozytywnie, nie zamykajcie się w chorobie, wypłaczcie się raz, a dobrze i niech uśmiech zagości na Waszych twarzyczkach. Zasłużyłyście sobie na dużo jeszcze pogodnych dni. Całuję Was mocno, pa

Rak jajnika

12 lat temu
Okólarek! Kłania się pityna. Wiesz, ja miałam w 2001r. nowotwór jajnika III stopnia. Torbiel miał wymiary 15x15cm. Potem 8 chemii i spokój. W roku 2004 zachorowałam na anemie aplastyczną - jako pozostałość po chemii. Wtedy to, jedna z lekarek w klinice hematologii na wypisie ze szpitala napisała, że mam przerzuty na wątrobę, śledzionę i płuca. Całą noc przeryczałam, a potem powiedziałam jej , że się myli i ja takiej diagnozy nie przyjmuję do siebie. Stwierdziła, że mam postawę wyczekującą, a ja prawdę mówiąc miałam ją gdzieś. Wiedziałam, że przy tego rodzaju anemi, na chemię nie mam co liczyć, bo szpik nie pracował prawie wcale. Miałam płytek w granicach 2-9tys.Nie wiem, ale chyba wmówiłam sobie, że nie mam przerzutów, bo na kolejnym rezonansie nic nie wyszło. Potem jeszcze kilka razy miałam takie przeboje, ale nauczona wcześniej, że wszystko jest możliwe, nie dopuszczam do siebie czarnych myśli. Na dzień dzisiejszy, moje płytki się w miarę unormowały i moim problemem są jedynie nerki. Dlatego cały czas utwierdzam nasze chemiczki, żeby się nie dawały. Wiara czyni cuda. Ale nie byłam cały czas taka silna. Niekiedy i mnie dopadała chandra. Wtedy moi bliscy dawali mi silnego kopniaka i znowu do roboty. Wiesz, mój tato zmarł na raka żołądka i on poddał się bez walki. Dlatego ja jestem taka uparta. Rozumiem dziewczyny i przeżywam każdy ich wpis. Najważniejsze by się nie dały i żeby miały wsparcie najbliższych. Pozdrawiam, życząc miłych i kolorowych snów, pa

Rak jajnika

12 lat temu
Witam Was! Dawno nic nie pisałam, ale na bieżąco czytam Wasze wpisy. Jestem dziewięć lat po raku jajnika, z różnymi lepszymi i gorszymi dniami. Wiem jak jest po chemii, jak rosną włosy, jak nerwowo podchodzi się do robionych wyników. Zawsze jednak kierowałam się zasadą, że dobra psychika to połowa sukcesu. Nie wolno się nakręcać, analizować każdy wzrost markera, bo on odpowiada nie tylko za jajniki. Przecież po chemii każda z nas ma, do granic wytrzymałości, obciążona wątrobę. To dlatego nasz marker lata jak wariat. Ja mam w tej chwili Ca-125 na wysokości 34, miesiąc temu wynosił 43 i naprawdę się tym nie przejmuję. Bardzo Was proszę, podchodźcie do tych wielkości z większą wiarą, bądźcie uśmiechnięte, pogodne i nie dajcie się wpędzić w czarną dziurę. Aneczko! Proszę nie nakręcaj się. To żadna wznowa! Musisz przywyknąć, że tak już będzie, raz Ca wyższe, raz niższe. Pozdrawiam Was i trzymam kciuki.

Rak jajnika

13 lat temu
Nie denerwuj się na zapas. Jutro pewnie dowiesz się więcej. Są jeszcze inne leki, a lekarze na pewno zrobią wszystko. Trepanobiopsja szpiku nie jest zła. Przejdziesz przez to spokojnie. Wszystko jest w znieczuleniu miejscowym i trwa chwilkę. Potem specjaliści sprawdzą co się dzieje i znajdą sposób na Twoje płyteczki. Jak brałam chemie, to starczały mi transfuzje masy płytkowej i krwi. Dopiero później, już po chemioterapii, mój szpik przestał pracować. Stosowano różne leki, a on nic. Też przeszłam przez biopsje. Szukano jak mi pomóc i znaleziono sposób. Tobie na pewno też pomogą, ale Ty musisz im pomóc swoja wiarą. Bardzo Cię proszę nie odpuszczaj, przecież dasz radę. Będę cały czas myślą z Tobą. Dobranoc kochanie, spokojnych snów.

Rak jajnika

13 lat temu
Dostawałam masę płytkową, łykałam też enkorton. Po nim byłam cała spuchnięta, do tego stopnia, że nie poznawałam się w lustrze. Jak leżałam w szpitalu, to początkowo badali mi krew co dziennie. Potem, już co dwa dni i wtedy dały się widzieć ,ewidentnie małymi kroczkami , przyrosty płytek. Kilkakrotnie miałam odpuszczaną chemie, by dać mi szanse trochę się wzmocnić i by wyniki poszły w górę. Pamiętaj że bardzo ważne jest, byś była pogodna, uśmiechnięta, byś nie myślałam o chorobie, o chemii jako czymś wstrętnym. Wmów sobie, że to Twoja przyjaciółka. Ona chce Ci pomóc i Ty to wykorzystaj. Dasz radę. Wiem, że nie jest łatwo, ale nerwami psujesz to co już osiągnęłaś. Jak byłam w dole, to leciało wszystko na łeb, na szyję. Powiedziałam sobie, że wyjdę z tego z uśmiechem, nie dam się francy i popatrz, to pomaga. Zostaw choróbsko za sobą. Dzisiaj w TVN, chłopak chory na raka mówił o wizualizacji. Ja w walce o płytki, wyobrażałam sobie, że moje żyły to stara pończocha i muszę ją zacerować. Widziałam jak idą moje płyteczki i zaklejają nowo powstałe dziury. Zresztą to mam do dziś. O rozdygotaniu po encortonie, powiedz lekarzowi, może coś wymyśli by temu zapobiec. Trzymaj się i pamiętaj.... Ty się czujesz dobrze, tylko ta z tyłu ma kiepskie wyniki. Trzymam kciuki i pozdrawiam.

Rak jajnika

13 lat temu
Kochanie, nie bój się, one ruszą, ale potrzebują trochę czasu. Płytki odradzają się co 7 dni. Właściwie, to odczuwamy tylko niską hemoglobinę, a nie niski stan płytek. Mój rekord to 2tys. i widzisz piszę do Ciebie, więc wyszłam z doła. Najważniejsze to wyluzuj, nie stresuj się, dobrze się odżywiaj i nie myśl ciągle czy one rosną. O chemii myśl, jak o twoim uzdrowicielu, pozytywnie, nawet spróbuj ją "polubić'. Nie denerwuj się, że przesuną Ci termin następnego tankowania. Pomyśl, że będziesz wtedy silniejsza, będziesz miała lepsze wyniki i przyjmiesz ją lepiej. Połowa wygranej, to pozytywne podejście do choroby. Pamiętaj............ Ty się czujesz dobrze, tylko ta z tyłu ma kiepskie wyniki. Trzymam mocno kciuk i pozdrawiam.

Rak jajnika

13 lat temu
Oczywiście, że należy konsultować wszystko z lekarzem prowadzącym. Nie jestem zwolenniczką zastąpienia konwencjonalnych metod leczenia medycyną alternatywną. Z drugiej strony, to osoba chora chwyta się wszelkich możliwych sposobów, żeby stanąć na nogi. Gdy było ze mną źle, to będąc osobą twardo stąpającą po ziemi, pojechałam nawet do odległej miejscowości, by wziąć udział w seansie medycyny chińskiej. Nie wiem czy mi to coś pomogło, ale na pewno podbudowało psychicznie. Walka z rakiem, to nie tylko chodzenie na chemię, sprawdzanie jak tam wyniki i obawa, że nie dostanę następnej chemii bo one są kiepskie. W czasie, gdy jesteśmy w domu, szukamy wszystkiego by wzrosła hemoglobina, by odrodziły się płytki, a leukocyty przestały wariować. W szpitalu, każda "chemiczka" daje dobre rady kolejnej, którą tam poznaje. Sama przechodzi gehennę i wie ile taka walka kosztuje. Ja nie dostałam żadnego wykazu ewentualnych produktów jakie mam spożywać, nikt mnie nie poinformował, że muszę mieć w domu tabletki przeciwwymiotne, bo inaczej nie wyjdę z łazienki. Nie zapoznano mnie ze sposobami, jak polepszać wyniki. Tego nauczyły mnie inne chemiczki, które do dzisiaj mile wspominam. Pozdrawiam Was dziewczyny i trzymam kciuki.