Ostatnie odpowiedzi na forum
Tarczycy nie mam w ogóle- wg bierzącego usg brak płata prawego i lewego, z tego co wiem kikutów ani komórek tarczycy też nie mam. Na wyniki muszę poczekać ponieważ badanie kontrolne jest dopiero w poniedziałek 20.08. Zastanawiam się tylko skąd to pojawienie się na nowo skoro leki biorę rzetelnie ( stała dawka-Euthyrox 200 ) tsh utrzymuje mi się cały czas na poziomie 0.01, czy możliwe jest żeby w ciągu 5 tygodni odstawienia hormonów ( przed badaniami podaniem jodu- tym razem 150 mCi ) nagle zaczęło się tworzyć coś na nowo? Przecież przez ostanie lata nic na to nie wskazywało- jak już wspominałam to w 2009 roku nie musiałam dostawać już jodu a teraz taka " niespodzianka"- chyba to najbardziej wyprowadziło mnie z równowagi, dotychczas uważałam się za całkowicie wyleczoną. Na tę kontrolę szłam w pełni przekonana, że idę bo takie są wymogi i taki jest okres objęcia okresem kontrolnym, no i co będzie się dalej działo jak już nie będą tego tak bardzo sprawdzać? Swoją drogą ciekawe skąd tyle wiesz na ten temat? Mam wrażenie, że nie ma tematu na który nie znałabyś odpowiedzi, albo jesteś lekarzem albo masz bardzo dobrych informatorów, którzy chętnie odpowiadają na każde Twoje pytanie- nie bierz tego za wścibstwo raczej za pełen pokłon w Twoim kierunku! Dziękuję za słowa otuchy!
Witam! Mój rodzaj raka to ca papillare pT1a, teraz uznawany jako zróżnicowany rak tarczycy. Wznowa jest w rzucie loży tarczycy- cokolwiek to znaczy- bo oczywiście lekarze myślą że my wszystko wiemy i takie określenia nam wystarczają. Węzły chłonne też mam powiększone ale nic w nich na szczęście nie ma. Czytałam, że też byłaś nie pewna odnośnie węzłów chłonnych ale dzięki Bogu wszystko jest ok, gratuluję, przynajmniej mogłaś odetchnąć! Dzięki za słowa otuchy
hejka! przeglądałam internet i tak jakoś wpadło mi to forum. Nigdy wcześniej nie wpadłam na pomysł żeby pogadać o moim " przyjacielu " aż do dziś- właśnie wyszłam ze szpitala i jakoś tak nie mogę dojść do siebie, może jak pogadam z kimś kto wie o czym bredzę to jakoś się dźwignę. Moja przygoda z rakiem zaczęła się w 2005- wtedy to padła diagnoza nowotwór złośliwy tarczycy, całkowita strumektomia, przy okazji tężyczka bo się odwapniłam, rokowania całkiem dobre, zakwalifikowana do jodu i w tym momencie niespodzianka- ciąża! ( super- dziecko, które dało mi siłe i chęć do walki, no ale... leczenie odroczone na prawie dwa lata). w 2007 pierwsza jodoterapia- niby delikatna 90mCi ale powaliła mnie na kolana, miesiąc odizolowania od moich dzieciaczków i męża, załamka, pozbierałam się i do przodu. Terapia zakończona sukcesem, tyle tylko że na rok- 2008- kolejna terapia- tym razem 120mCi- krótsza kwarantanna bo i dzieci starsze no i byłam mądrzejasza jeśli chodzi o odtrucie sie się, kolejne wyniki wzorowe! 2009 bez podania jodu. kolejna kontrola 2012- twierdzili że pro forma- jakież było moje i lekarzy zdziwienie, że jednak nie! W dniu przyjęcia wyniki krwi idealne a 10.08.2012 scyntygrafia i... nowe ognisko, SKĄD- pewnie pomyłka!!!!- no cóż jednak nie i jodzik. Psychika dostała po bani, wielki ból jestestwa, trzeba było oznajmić mężowi i dzieciom. Jakoś przetrwałam, wszystko bolało jak cholera, spała, wyniotowałam, wydalałam i tak w kółko. Dzisiaj wyszłam ale nadal nie mogę w to uwierzyć, czuję się źle, bardzo źle i nie chodzi mi o ból fizyczny tylko psychiczny i dlatego chcę pogadać, co wy na to?