Ostatnie odpowiedzi na forum
Witajcie
Kiedyś pisałam na forum kiedy moja mama zmagała się z tym gadem. Jej sie nie udało ale ja co jakiś czas czytam forum i cieszę się, że wielu z was się udaje i możecie cieszyć się życiem. Beniu 1979 moja mama leczyła się na Garncarskie. W II rzucie lekarzem prowadzącym był dr Kosobucki. napiszę tylko o moich subiektywnych odczuciach. Zawsze słuzył pomocą i radą, nie bagatelizuje żadnych objawów jest dokładny w czasie badania. Jeśli miałam jakieś pytania a nie miał czasu to umawiał np za pół godziny czy godzinę ale wtedy wiedziałam, że ma dla mnie tyle czasu ile ja potrzebuje a nie nerwowo zerka na zegarek. Dla nas był zawsze sympatyczny i co dla mnie jako osoby wspierajacej bardzo empatyczny. W Krakowie przyjmuje też prywatnie i podobnie jak w szpitalu w gabinecie poświęca tyle czasu ile wymaga przypadek a nie pacjentka co 5 minut, że czasu na rozebranie się nie ma.Lekarzy z Kopernika nie znam ale wszyscy na Garncarskiej zrobili na mnie bardzo pozytywne wrazenie, a bywało różnie winnych szpitalach. Nie powiem Ci wprost idź do tego lekarza , ale jeśli masz do Sącza niedaleko to spróbuj zawsze też możesz zasięgnąć opinii innego lekarza. pozdrawiam i życzę ZDROWIA wszystkim wam dzielne kobiety
Witajcie bardzo dawno tu nie zaglądałam 18 czerwca miną 2 lata jak po walce z tą gadziną odeszła moja mama. Od jakiegoś czasu czytam wasze wpisy nie ukrywam z ciekawości i teraz już z podziwem a nie z zazdrością że Wam się udało. Z jednej strony bardzo się cieszę z wygranych ale z drugiej strony jak widzę ile nowych syrenek pojawiło się na forum to mam żal do systemu i niektórych lekarzy że rak jajnika nazywany cichym zabójcą jest nadal na cenzurowanym i jest późno diagnozowany. Trzymam za was wszystkie kciuk. Kochane syrenki WALCZCIE z całych sił.
Pozdrawiam
Przepraszam, że pisałam z błędami mój adres to lily100@o2.pl
Witam
Jużkiedyś pisałam na forum moja mama chorowała na raka janika niestety 18.06.2013 przegrałyśmy walkę. Nie wiem czy dobrze pamiętam ale mama Moni raczek też odeszła 18.06 jeśli to przeczytasz to wiedz że są ludzie którzy wiedą co przeszłaś mnie pomogło gdy przeczytałam twój wpis. Trzymama kciuki za wszystkie dzielne kobiety natym forum. W czasie choroby mamy byłam stałą czytelniczką bo jak nikt dodoajecie ouchy, teraz zaglądam rzadziej. Pochodzę z powiatu nowotarskiego w małopolsce. Kobiety z naszego regionu trafiają do Centrum Onkologii w Krakowie na ul. Garncarskiej i tam słyszymy no tak z tego regionu - choroba w stadium bardzo zaawansowanym. Podam swojego emaila, ja na szczęście w nieszczęściu (jak mówiła moja mama) trafiłma na bardzo życzliwych i pomocnych ludzi, byłam z mamą od dniagnozy do ostatnich jej chwil życia nie jestem specjalistom ale gdyby ktoś potrzebował jakiejś wskazóki od osoby, która to przeżyła, lub choćby pogadać myślęże mogę pomóc. Mój email to lily100o2.pl. Jeszcze raz pozdrawiam wszystkie forumowiczki i czytelniczki
Mama nie reaguje na chemioterapię. Nawroty są dokładnie co pół roku. Do tego po pierwszych chemiach dostała neuropatii kończyn, i co drugą chemię a w czasie nawrotu od 4 przed każdym wlewem trzeba było podawać krew. Dziś ma mieć tk i jest odbarczana. Może się okazać, że jest tylko jeden guz operacyjny w jamie brzusznej, który lekarz wykrył w badaniu i wtedy trzeba będzie zdecydować czy idzie na operację. Ale jak widzę jaka jest słaba to mama wątpliwośći czy ją dodatkowo męczyć. Mama jest bardzo silna silna psychicznie, a może tylko przed nami bo nikt nie siedzi jej w głowi. Więc nawet gdyby się okazało,że ten potworek jest nieoperacyjny to podadzą jej placebo, jako chemię w tabletkach na poprawę samopoczucia. Nie konsultowałam się z innym osrodkiem bo my w większości korzystamy z porad prywatnie najpierw z przymusu a teraz z wyboru. W tym nieszczęściu trafiłyśmy na wspaniałego profesora w Krakowie, któremu zawdzięczamy, że mama wogóle została poddana leczeniu.
dziś
Witam jestem na tym forum jako pisząca po raz 1 ale śledzę go z przerwami 2 lata. Może pojawi się tu moja dłuższa wypowiedź bo się rozpisałam w innym miejscu. Teraz w skrócie moja mama choruje na raka jajnika od 2011r. u przeszła operacje, potem chemioterapia, potem nawrót i znów chemia. Teraz znów nawrót bez szans na skuteczne leczenie. Wiem, że to nie jest może pytanie na to forum, ale czy ktoś miał do czynienie z odchodzeniem najbliższej osoby z wodobrzuszem - bo ja jestem przerażona. Chociaż do tej pory starałam się o tym nie myśleć. Pozdrawiam wszystkie walczące kobiety. PODZIWIAM WAS Z CAŁEGO SERCA