Ostatnie odpowiedzi na forum
Małe sprostowanie: rzeczywiście pisze cały czas ta kobieta ale większość tam na forum ma sceptyczne podejście do jej leczenia.
Ja wiem,że ta dieta jest super ale największą skuteczność ma w połączeniu z chemią.Na to akurat jest dowodem moja koleżanka.
Iza zwróć uwagę, że ta kobieta od dwóch lat już nie pokazuje się na tym forum..
Ostatni jej wpis to styczeń ( chyba) 2010 r.
A ja żyję z rakiem ( a miałam ponoć dość agresywną odmianę!). Odkąd zapadłam na chorobę, wokól mnie coraz więcej gromadzi się ludzi z rakiem. Pochowałam dwie koleżanki (które zapadły na raka po mnie), teściowa jednej znajomej WYLECZYLA raka płuc korzystając z moich doświadczeń. Następna, po zaledwie trzech tygodniach stosowania pestek moreli zbiła CA-125 z ponad 100 na 32. Tyle, że nie do końca uwierzyła w to, co się z nią dzieje i pomimo normalnego poziomu markerów .... zdecydowała się jednak podjąc chemię. Bo jest naukowcem i nie mieści się jej w głowie, ze to tak można. Właśnie przechodzi udręki – niesamowite nudności już po pierwszej wlewce taxolu + cisplatyny, a co będzie dalej, przecież chemia jest akumulujaca? Ale boi się zawierzyć Naturze i leczy ... sama nie wiem co (bo przecież ma normalny poziom markerów).
- na koniec muszę przyznać się do jednego – mieszkam na stałe juz od 27 lat w USA, leczyłam raka jajnika w 2007 „konwencjonalnie” w jednym z najlepszych szpitali Waszyngtonu i ... czy dalo mi to jakąkolwiek przewagę nad Wami? Avastin został mi podany za jednym machnięciem pióra mojego lekarza. Tak samo inne środki na podtrzymanie szpiku. Miałam je w momencie. I co? Nawrót nastąpił i lekarze mnie straszyli, że moja sszansa kompletnego wyleczenia w sytuacji nawrotu teraz jest zerowa. I to oni sami mi podpowiedzieli zwrocienei sie do zrodel alternatywnych – typu orienatlne medytacje, suplementy (bylem im zgłaszała co biorę, bo medycyna alternatywna jest silniejsza niż jeszcze klika lat temu ich uczono w konwencjonalnych szkołach i już dziś wiedzą, że może nastąpić silne sprzężenie zwrotne, dlatego im skrupulatnie melduje co robię). Mój lekarz na początku krzywił sie na moją dietę, dowcipkował, ale bardoz szybciutko potem dał mi wolną rękę widząc moje rezultaty. I do dziś jestem po prostu co miesiąc monitorowana a potem rozstajemy sie z uśmiechem i on mówi „do następnego miesiąca”. Już nie patrze na markery, bo widzę, że one wcale nie dają obrazu mojego stanu. Patrzę tylko na przebyte szlaki górskie i na gładką cerę w lustrze (PS – dieta dała mi dwa dodatkowe bonusy – cholesterol spadl z wysokiego na idealny, oraz straciłam astmę! Acha – mówiąc o stratach – wcale nie tracę na wadze mimo że jem same warzywa, bo kalorie dostaję z oleju lnianego – podstawy diety dr Budwig, oraz z fasol, soczewicy, grochów, no i orzechów – jedzonych w olbrzymich ilościach, plus z ryb)
jestem odtoksykowana po ostatniej chemii i wszelkie skutki uboczne (oprócz lekkiego bólu w prawym barku i to tylko przy wysiłku) zaniknęły. Wróciłam na siłownie, tyle że nie mogę już podnosić hantli, odbywamy z mężem dość wymagające górskie wspinaczki, kajakujemy. W pracy nikt już nawet nie pyta o mój nawrót bo i cera dobra i ogólny wygląd bardzo zdrowy. Do biura wchodzę przeskakują co dwa stopnie.
- zapytacie na czym polega moja dieta? Jej dokładny rozpis jest na internecie, wystarczy zgooglować „dr Budwig” i dostanie sie tysiące linków. Jednym zdaniem – rak najczęściej ma podłoże środowiskowe. To powie Wam każdy lekarz (jak i powiedział mi mój). Ale co to znaczy? To znaczy, że i powietrze, i woda, i stres i .... to co w siebie pakujemy. A dieta zachodnia jest po prostu makabryczna. Fatalny balans tłuszczów omega-6 do omega-3, konserwanty, bielona mąka, półprodukty pełne składu chemicznego, którego nikt nie jest w stanie przeczytać! Wezcie torebkę czipsów do ręki i sprawdzcie ile tam jest Natury a ile chemii! A cukier? Organizm ludzki wcale nei jest wyposażony w jego odpowiednią przeróbkę! A więc: ja odłożyłam cukier (w każdej postaci!), mąkę (w każdej postaci!), biały ryż, mięso i tluszcze zwierzęce (oprócz tłuszczów ryb morskich – ale i tu należy sprawdzac z jakich łowisk, bo może być duża zawartość rtęci czy innych metali, zresztą jest lepiej jeść mniejsze ryby, bo pono wchłaniają mniej tych toksyn z dna morskiego), kawę, na jej miejsce piję hektolitry zielonej herbaty – jeśli słodzona to naturalnymi wyciągami ze stewii czy syrop agawy, ale dla mnei słodycz to tylko w święta. Jem masę jarzyn (dzienna porcaj żywności powinna składać się przynajmniej w 33% z SUROWYCH jarzyn – a jeśli już gotowane, to na parze). Kapusta, kapusta, kapusta, brokuły, brokuły, brokuły, szparagi, szparagi – to na prawde w takich proporcjach! Żurawiny, maliny, jagody. W olbrzymich ilościach kurkuma (musi być zmieszana w czarnym pieprzem), imbir, witamina D3 (szczególnie zimą, gdy słoneczko nam jej nie daje. Niedobór tej witaminy powoduje raka. Jest to dość nowa teoria, więc lekarze starszej daty będą się na Was patrzeć dziwnie jak poprosicie o test krwi na poziom witaminy D3 (chodzi o nieprzedawkowanie). Ale i tak w dzisiejszej cywilizacji większość ludzi ma jej niedobór. Ja już osiągnęłam stan idealny. Pestki z moreli – czyli witamina B17 (tak naukowo mówiąc to wcale nie jest witamina). Możecie usłyszeć przestrogi przed zawartymi w nich cyjanidami. Uwierzcie mi – te cyjanidy byłyby trujące w czystej postaci, ale w innych związkach istniejących w pestkach nie są zagrożeniem. Na wszelki wypadek powinno się dawkować po kilka razy dziennie a nie jedna duża dawka na raz. Ja biorę ok 18 dziennie. Te cyjanidy czy raczej letril powodują reakcje samouśmiercającą komórek rakowych. Dieta Budwig jest wysoko czyszcząca, odkwasza organizm i wprowadza środowisko alkaliczne. W środowisku kwasowym dochodzi do inflamacji co osłabia autoimmunologię. Czyli dieta dr Budwig to nie jest szamaństwo – bo ta dieta nie leczy raka, lecz na tyle wzmacnia Twoj własny system że to on walczy z diabłem! Nasz organizm został tak skonstruowany przez Nature, że powinien umieć sobie poradzić z chrobami, w tym również rakiem. Ale przez stulecia systematycznie odchodzimy od Natury obciążając toksynami organizm, stąd jego większa podatność na zapadalność. Sprawdzcie co macie pod zlewem i pomyślcie, czy Wasz organizm na prawde został stworzony do bezkarnego wchłaniania tego całego świństwa? Od farb na włosy (ja oczywiście nie farbuję), po kremy, czyściki, pachnidełka – chemia, chemia, chemia. Ja przeszłam na system organiczny. To trochę więcej kosztuje – ale na litość, ile kosztuje chemia – w złotówkach - ale i w bólu i strachu?
- Nie wiem jak długo uda mi się utrzymać status quo, ale jestem bardzo, ale bardzo szczęśliwa, że we wrześniu 2008 nie zdecydowałam się na chemię. Kilka dni temu koleżanka mi powiedziała, że jej znajoma zmarła .... z chemii. A ja żyję z rakiem
Kochani – chętnie się z Wami podzielę swoimi doświadczeniami i mam nadzieję, że może komuś pomogę. Wydaje mi się, że moja historia jest przekonywująca. Nie będę agitować, podam tylko suche fakty z mojego życiorysu:
- diagnozę raka jajnika w stadium IIIC dostałam w grudniu 2006 roku. Byłam w zbyt wielkim szoku oraz w stanie negacji, żeby się edukować w tym, co się we mnie działo. Bo zawsze bylam tytanką: kulturystka, silna i fizycznie i psychicznie, nigdy nie chorujaca osoba, bez historii rodzinnej nowotworów. Nie miescilam sie w zadnych parametrach! I popadłam w negacje, nie chcac w ogole ani niczego na ten temat czytac, ani sie doksztalcac. Ja nie chccialam wiedziec, co sie ze mna dzieje! Na szczęście cała działalność edukacyjną podjął za mnie mąż, który po krótkim czasie był w stanie prowadzić inteligentne rozmowy z moim onkologiem-ginekologiem, kwestionować procedury, proponować nowinki, itp. Zaś dla mnie wszystko się po prostu „działo”. A więc najpierw kompletna histeroktomia (plus dwadzieścia kilka biopsji – łącznie z piersią) , potem chemia (karboplatyna + taksol, po połowie cyklu podparty Avastinem). Chemię przeszłam – a raczej uszłam z życiem. Byłam typowym podrecznikowym przypadkiem – wszystko co mogło się przydarzyć, przydarzyło się. Reakcje alergiczne (koszmarne!), infekcje (koszmarne! Łącznie z sepsą, zapaleniem opon mózgowych i mięśnia serca), skrzep (oderwał się i powędrował do płuc), plus to co „normalne” – bóle stawów, mięśni, straciłam dwa zęby, chemo brain (zaćmienia umysłowe), zanik wizji peryferyjnej, etc.
- Całość terapii trwała rok – bo Avastin był podawany jeszcze przez 6 miesięcy po ostatnim taxolu/karboplatynie (by przedłużyć okres bez nawrotu). Przedłużył do ... 9 miesięcy. We wrześniu 2008 rak powrócił – w trzech miejscach: na wątrobie i na jelitach. Widmo nastepnej chemii bylo przerazajace. I właśnie w tym czasie na mojej drodze stanęła koleżanka – nie widziana dobre 30 lat – która zaczęła mnie mocno agitować przeciwko chemii oraz w kierunku innych, alternatywnych terapii. Mój lekarz już wyciągał kalendarz by mnie wpisać na chemię, ale poprosiłam o miesiąc odroczenia i .... zaczęłam dietę doktor Budwig. Bardzo rygorystycznie (bo jej nie wolno przyjąć tylko połowicznie). Mój lekarz się zgodził twierdząc, że najnowsze badania skłaniają się do twierdzenia, że do tej pory lekarze ZA SZYBKO kierowali kobiety na chemię, przy najmniejszym drgnięciu markerów i w sumie leczyli nie objawy lecz markery. A po drugie – statystyka dowodzi, że kobiety popchnięte na chemię przy najmniejszym wzroście markerów nie mają lepszej szansy na przeżycie niż te, które nie badaja markerów i dopiero czekają na objawy (dyskomfort spowodowany naciskiem tumora na jakiś narząd). Jeszcze tylko zrobiliśmy PET SC by otrzymać wyjściowy, bazowy wizerunek moich tumorów i .... poszłam sobie na miesięczny „urlopik” od łapiduchów, bardzo rygorystycznie stosując dietę. Po miesiącu okazało się, że markery co prawda poszly nieco w góre, ale ani w ułamku procenta nei tak szybko jak to przewidywał mój ginekolog-onkolog. Więc dostałam następne odroczenie na następny miesiąc. I wtedy okazało się, że markery sie wstrzymały, ja nie miałam żadnych objawów, lekarz badaniem nie wykrył żadnych anomalii i dalej mi pozwolił wrócić do domu na .... trzeci miesiąc. Koło marca 2009 miałam kolejny PET scan i .... obraz wykazał zero wzrostu tumorów. Więc lekarz dalej kontunował monitorowanie mnie bez lekarskiej ingerencji czy terapii. Ostatni PET miałam w pazdzierniku 2009 i ... dalej zero progresu choroby. To fakt, że moje markery sie nie ustabilizowały i ich poziom wcale nie jest idealny (nawet nie uwierzylibyście jaki jest ich poziom – mimo zerowego progresu choroby) ale lekarz stwierdzil, że kobieta po przejściu raka wcale nie ma juz tego samego poziomu markerów co przed chorobą i ten poziom wcale nie jest wykładnikiem stanu choroby. I tak jest do dziś, czyli 17-ty miesiąc od wykrycia nawrotu. Do tego dodam, że moja jakość życia jest doskona
Cześć dziewczyny:)
Izunia ja czytałam tego linka co wkleiłaś i wiesz co, nie bardzo w to wierzę. ..Byłabyś na tyle odważna żeby przestać brać chemię i stosować tylko dietę dr.Budwig? Ja takiej odwagi nie mam.Mam koleżankę u której stwierdzono raka mózgu 10 lat temu i stosowała tą dietę w połączeniu z chemioterapią i faktycznie ma się dobrze ale nie wiadomo czyja to zasługa, chemii czy diety.
Dziewczyny skopiowałam dla Was ten wątek, nie wiem czy tak można ale zaryzykowałam:)
A ja wklejam link: http://www.akademia.swiatlo.org/~gdansk/
Tak Iza, miała raka niestety umarła ale ona miała raka płuc w ostatnim stadium:( Szczerze mogę polecić ten sok Noni, jej bardzo pomagał. Lepiej się czuła i zawsze wyniki były w normie. Ona chemię przechodziła super.
Izunia moja teściowa piła sok Noni.