od 2018-02-11
ilość postów: 20
Kinga, oczywiście, że to minie...za Tobą dopiero miesiąc...Podobno ciało kobiety potrzebuje sześciu miesięcy, żeby dojść do siebie po tak inwazyjnym zabiegu jakim jest histerektomia.
Kinga, operował mnie robot. Miałam pięć małych nacięć na brzuchu, przez które pająk (tak lekarze nazywają robota) wprowadzał swoje "macki". Uprzedzili mnie, że robot przed rozpoczęciem procesu histerektomii musi zeskanować moje wnętrzności, a na to trzeba dużo miejsca w jamie brzusznej. Dopiero po wstępnej egzaminacji wewnętrznej, pobraniu i zbadaniu moich węzłów chłonnych, kiedy byli pewni, że wszystko jest zdrowe, przystąpili do wycięcia szyjki i macicy. Wiem, że zajęło im to kilka dobrych godzin, bo na każdym etapie dzwonili do mojego męża, mąż mi wspominał, że dali mu sygnał, że nie znaleźli nigdzie nowotworu, więc mają zielone światło dla histerektomii. Ponieważ mój nowotwór był mały i niskiego ryzyka, przeprowadzono histerektomię oszczędzającą (mniejszą). Jak widzisz, dużo się działo w moim brzuchu, więc solidnie mnie nadmuchali powietrzem i to sprawiło mi największy dyskomfort. Bo jeżeli chodzi o samą operację, to muszę przyznać, że ból miesiączkowy jest silniejszy, od bólu jaki mi towarzyszył po operacji, o ile można to w ogóle nazwać bólem.
I korzystając z okazji, że dzisiaj się zalogowałam, chciałam życzyć Wam wszystkim samych pomyślności w 2019 roku. Przede Wszystkim zdrowia, zdrowia,i jeszcze raz zdrowia!!!!
Witaj Kinga, w moim przypadku, brzuch również miałam większy przez kilka tygodni po operacji. Mimo, że operację zniosłam naprawdę dobrze, Kilka godzin po operacji wzięłam sama prysznic, siadałam w pozycji "po turecku", nie dostałam nawet żadnej morfiny, jedynie w pierwszych dobach po operacji 3 razy dziennie paracetamol. Aczkolwiek muszę zaznaczyć, że we mnie wtłoczyli ogromne ilości powietrza, tak, żeby zrobić więcej miejsca robotowi, stąd prawdopodobnie nienaturalane uczucie wzdęcia. Teraz jestem 15 miesięcy po operacji i absolutnie żadnych skutków ubocznych, brzuch również wygląda idealnie, nawet blizny już zniknęły. Zwyczajnie daj swojemu ciału czas na regenerację. Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo zdrowia.
Niki38, gratulacje!!! Poprawiłaś mi dzisiaj humor tą wiadomością. Dużo zdrowia!!!
Niki38, te nocne poty to niekoniecznie efekt menopauzy. Ja zachowałam jajniki, a przez około dwa tygodnie po operacji też się pociłam w nocy. Myślę, że to osłabienie organizmu...A co do wypróżniania, u mnie w szpitalu przykładali do tego ogromną wagę...właściwie nikt nawet nie wspominał o nowotworze, ale ciągle mówili o sikaniu i robieniu kupy. W pierwszej dobie po operacji, pielęgniarka sprawdzała ile moczu jest w moim pęcherzu, robili coś w rodzaju usg takim śmiesznym urządzeniem, a potem miałam badanie polegające na zabarwieniu mojego moczu na niebiesko i sprawdzeniu czy pęcherz jest szczelny.To badanie jest rutynowe. No i do dnia dzisiejszego podczas każdego USG wewnętrznego mówią mi ile kału mam w jelitach i muszę wytłumaczyć co jadłam i czy na pewno normalnie się wypróżniam. Miałam też specjalne leki wspomagające wypróżnianie się...więc nie miałam z tym najmniejszego problemu...Myślę, że boją się, że przy zaparciach mogą zrobić się uchyłki i kał przedostanie się do otrzewnej. Wracaj szybko do zdrowia. Pzdr
Sh, miałam kilka lat temu powiększone węzły chłonne pod pachą. Jak je wyczułam, wpadlam w histerię...oczami wyobraźni widziałam siebie na oddziale onkologii. Oczywiście poszperałam troszkę w internecie i przepadłam...byłam w 100% pewna, że to nowotwór, który prawdopodobnie (zgodnie z tym co przeczytałam w necie) mam już również w płucach...zaczęłam testować czy na pewno nic nie czuję przy głębszym wdechu, po kilku dniach testów zaczęłam odczuwać ból...no i kaplica...Ból był coraz silniejszy...w końcu w ogóle nie mogłam oddychać. Pojechałam na "spoed". Zrobili USG węzłow chłonnych, sprawdzili płuca. Wszystko było ok, węzły były powiększone od infekcji po goleniu, a płuca bolały od moich "testów", nabierałam tak dużo powietrza, że nadwyrężyłam mięsień sercowy. A w mojej krwi było tyle oxygenu co w balonie :) Mieli ze mnie niezły ubaw na spoed. Pocieszyli mnie, że większość Polaków to hipochondrycy. Co nie zmienia faktu, że myślałam, że spłonę żywcem ze wstydu. Jestem typowym przykładem, jak można sobie wkręcić coś, co w ogóle nie istnieje....To zupełnie naturalne, ale postaraj się zachować dystans. Krzyż, łopatka bolą Cię z innego powodu, na pewno nie jest to nowotwór. Bóle krzyżowe przy zaawansowanym stadium pojawiają się ponieważ guz uciska na pęcherz moczowy, odbytnicę, sąsiadujące mięśnie z macicą, atakuje miednicę...A Ty takiego guza nie masz...Zdystansuj się Dziewczyno bo oszalejesz...Zajmij się czymś, co zawsze sprawiało Ci przyjemność, obejrzyj dobrą komedię, wprowadź się w pozytywny nastrój i zapomnij o chorobie, której de facto nie masz...Udanego wieczoru, trzymaj się!
Sh, gdyby Twój ból krzyża pochodził od nowotworu, wierz mi, że nie potrzebowałabyś kolposkopii w celu dalszej egzaminacji. Tego typu symptomy dają nowotwory zaawansowane w stadium wysokim, takie które w zdecydowanej większości przypadków są widoczne podczas badania i wyczuwalne palpacyjnie. Jeżeli USG niczego nie wykryło, lekarz niczego nie wyczuł i niczego nie widział, to zdecydowanie dobry znak. Głowa do góry, będzie dobrze. Pzdr
Witaj Sh, ja miałam identyczny wynik cytologii. Kolposkopia i biopsja potwierdziły HSIL. Wynik konizacji pokazał nowotwór.