od 2017-10-28
ilość postów: 47
Midi może faktycznie jest jakaś inna przyczyna wzrostu markera. Tym bardziej ze nie jest to taki duzy wzrost i jest poniżej 35...ale rozumiem ze sie martwisz...ja też tak reaguję. Ściskam Was
Midi oczywiscie ze 3mam kciuki ale i pomodlę się. Zresztą każdej osobie tutaj życzę szczęścia....i samych wygranych...
Mama miała historie z depresją...ale ostatnie 20 lat było ok..no ale diagnoza ją przerosła. Martwię się...zebym nie musiala ratować ją jeszcze od tej depresji...
Ja teź zawsze nastawiam sie na najgorsze ale to nasz system obronny...lepiej miec dobre zakoczenie. Moja ciocia przy pierwszym nowotworze piersi szla na takim luzie po wynik..a okazalo sie ze za tydzień kolejna tym razem radykalna operacja....dala rade na 5 lat potem druga pierś i juz nie szla spokojna i niestety wynik nowotworowy. Brała chemię i mija juz 17 rok od pierwszego raka. Wiem ze to pierś....ale w jej przypadku to były oddzielne jednostki chorobowe
Nurtuje mnie jeszcze pytanie: jak szybko rozwija się nowotwór jajnika? Gdzieś wyczytałam, że od początku są to guzy złośliwe...zastanawiam się jak dlugo to się rozwijało u mamy...i zero objawów i cytologia I gr...
Kotka dzieki. Moja Mama ma w depresji jadłowstręt...podaję jej tylo to, na co ma ochotę...staram sie rozmawiać, pytać, proponuję pomoc pielęgniarki, psychologa...ale nic nie chce. Dziś bylysmy na zdjeciu klamerek..19.12 wyniki histopato....ale boje się i o wynik, choć wiem ze to złośliwiec ale te guzki na wątrobie...chociaz pisałyście ze i to chemia moze zniwelować. Ona chyba nie chce po prostu walczyć...ciężko mi to oceniać bo ją bardzo kocham. O L4 wiem...teraz wzięlam 3 dni. Potem moze jeszcze następny tydzień...ale nie będą w pracy tolerowac dłuźszych nieobecności. Martwię się jak to będzie jak mnie nie będzie...no i perspektywa chemii się może oddalić...a mysle ze moze to by była dla niej szansa. tyle zgryzot i pytań bez odpowiedzi. Piszę tu to wszystko bo to moje ukojenie jak wyrzucę moje troski. Przykro mi ze psuję tym swoim biadoleniem klimat...
midi90 lekarz powiedzial ze guzki na wątrobie są małe i mogą byc przerzutowe...ale to bylo widac w obrazie TK. Nie mogli tego usunąć bo guzki są wewnątrz wątroby. Ja wierzę że chemia mogłaby jej pomóc tylko jak w przypadku jej załamania psychicznego...traci cenne siły na ból psychiczny...a ja nie umiem jej pomóc.
Midi90 dziki za dobre słowa. Niestety depresja mojej mamy manifestuje się poprzez totalną apatię, brak łaknienia i wymioty....więc jak tu mówìć o chemii..?? Nie wiem co mam robić? Przecieź ona nie moźe sie zdehydrować...a ona juz od niedzieli jest w takim stanie....jeszcze w szpitalu podali jej kroplówki...ale tu w domu...nie wiem zupełnie co robić. Boję się ze ta wstrętna psychika ją wykończy i gdzie tu siły na walkę z bandziorem. Jej organizm tego nie wytrzyma. Modlę się i płaczę na zmianę. Jej psychika kompletnie się załamała. Jak mam zorganizować jej opiekę w domu? Bo nie chcę jej oddać do szpitala...zresztą to dla niej większy stres. Ale nie mogę doluścic do zagrożenia życia....tak mi ciężko bo moja mama nie dość ze cieepi fizycznie to jeszcze ma ból psychiczny.
z mamą nie jest dobrze. Lekarz powiedział ze choć wszystko wycięli radykalnie+sieć bo tam był duźy guz...to są jakieś zmiany widoczna w TK na wątrobie. O tym nawet nie mowilam mamie. Mama widziala sie z psychologiem w szpitalu. Wczoraj wyszlýśmy ze szpitala...za namową pani psycholog poszłysmy do psychiatry dziś....ale u mamy problem jest w tym ze jak jest w tej strasznej dziurze to nie je nic i w zasadzie nie pije...to mnie tak martwi. Na razie jestem z nią ale jak bedzie w następnym tygodniu....nie wiem. Musze wrócic do pracy...jesli ona nie dźwignie sie sama to jestem przerażona przyszłością. Jak nie będzie jadla a tylko bedzie wymìtować to jak przejdzie chemię?na razie olpikuję sie nią jak umoem najleliej...ale potem? Chociaz powtarza ze chce żyć dla mnie....tak mi jest wtedy smutno. Mam wyrzuty ze zalewan swoimi troskami Was, Was ktore też potrzebujecie optymizmu i pozytwnych informacji. Przepraszam.
no niestey...mamie odezwała sie depresja...i jak tu z tym bandziorem dac radę...i jeszcze ciśnienie skoczyło....dziś mama wychodzi ze szpitala ale stan psychiczny fatalny. Tego się obawiałam. :(
nana dzięki za info. O porcie też mi powiedziala ciocia która też przez to przechodziła. Byleby już nie wymiotowała...a 2 pierwsze dni były takie super...
Witam Was wszystkie, jak tam weekend Wam mija? Moja mama nadal w szpitalu...trochę wczoraj jej siadło samopoczucie. Mama niestety mam historię z depresją - dlatego tak bardzo się martwię. Miała wymioty, oczywiście ciśnienie jej skoczyło...ale teraz bierze kroplówki i może jakoś się dźwignie??? mam wrażenie, że te mioty to może być skutek narkozy chyba? zobaczymy czy ją jutro wypuszczą? Lekarz mi jeszcze raz dziś powtórzył, że to była rozległa operacja, ale ...to w sumie wiem...czekam na histopato...chcą podać jej szybko chemię ... mama ma bardzo słabe żyły - to chyba nie jest dobrze. ale najważniejsze aby szybko nabrała sił i zaczęła jeść. mocno pozdrawiam