od 2019-02-24
ilość postów: 1
Witajcie, od pewnego czasu śledzę to forum i jestem pełen podziwu dla Was! Chciałem się teraz z Wami podzielić historią choroby mojej Mamy (63 l.).
13.06.2018 – Mama trafiła do szpitala z bólem brzucha, silną anemią (hemoglobina 6g/dl), obrzękiem nóg, nudnościami. Po licznych badaniach stwierdzono: zakrzepicę żył kończyn dolnych, zatorowość płucną, rozsiany proces nowotworowy. TK wykazała guz litopłynny wypełniający światło miednicy małej o wymiarach 157x130x151 mm, naciek odbytnicy i moczowodu, liczne przerzuty rozsiane po jamie otrzewnej zlewające się w obszar typu pancake o wymiarach 103x67, wodobrzusze. Z uwagi na zatorowość lekarze nie chcieli zrobić biopsji ale w końcu się zdecydowali. Hist-pat wykazało naciek rada gruczołowego prawdopodobnie endometrialnego częściowo jasnokomórkowego wychodzącego z jajnika. Wodobrzusze zlikwidowano poprzez drenaż płynu. Operację wykluczono ze względu na rozmiary nowotworu.
11.07 – Mama wychodzi ze szpitala; potrzebny jest jednak wózek na więcej niż kilkumetrową trasę.
Konsultacja w Poradni Onkologicznej – lekarz zakwalifikował Mamę na chemioterapię paliatywną. Powiedział też (nie w obecności Mamy), że w każdej chwili może nastąpić koniec, że to kwestia co najwyżej kilku tygodni. To już wcześniej powiedziano nam na oddziale. Markery przed chemią: Ca125= 298, HE4 – 3019.
26.07 – Mama zaczyna chemioterapię wg schematu Taxol+Karboplatyna (co 3 tyg. do 13.11). Znosi to dzielnie, choć są nudności, wymioty, wychodzą włosy, osłabienie.
19.09 – TK wykazała powiększenie guza do rozmiarów 190x173x152 mm oraz obszaru typy pancake do 203x47 mm. Mama jednak czuje się coraz lepiej, ma duży apetyt, mniejsze nudności.
5.11 – Mama pokonuje na rowerze trasę 5 km.
13.11 – ostatnia chemia, CA125=181. W zasadzie nudności zniknęły i czuje się bardzo dobrze (jak na rozpoznanie).
14.12-21.12 – Mama trafia do szpitala z wodobrzuszem (6 l płynu); TK wykazuje dalszy postęp choroby ale kwalifikują Mamę na chemioterapię 2. linii Caelyx. Znosi to nad wyraz dobrze. Wodobrzusze nie narasta. Nudności i czasem wymioty są głównie związane z centralizacją jelit i uciskiem guza. Od tego czasu Mama ma mniejszy apetyt, chudnie (kilka kg do końca lutego).
22.01 – Mama dostaje drugi raz Caelyx. Jest już coraz słabsza.
19.02. – jedziemy na chemię ale Mama jej nie dostaje bo lekarz stwierdza, że jest za słaba. To prawda – Mama ledwo chodzi, trzeba ją brać pod rękę, jest strasznie chuda. Lekarz zleca leczenie objawowe… To bardzo trudny moment. Ale Mama się nie poddaje, cieszy się, że już nie będzie miała chemii. Ogólnie jest bardzo pogodna, często żartuje. Jest też pogodzona z tym, że odchodzi. Chciałaby umrzeć we śnie, nie chciałaby cierpieć… Na pewno pomaga jej to, że jest bardzo wierząca. Po powrocie do domu aż do teraz czuje się o wiele lepiej niż wtedy, co pojechała na chemię.
Z wyjątkiem niedzielnych wyjść do kościoła to nie wychodzi już z domu. Ogólnie sama sobie radzi w domu z pójściem do łazienki, toaletą, przygotowaniem posiłków – no chyba, że się naprawdę źle czuje to wtedy potrzebuje pomocy. Mama jest pod opieką hospicjum domowego (lekarka powiedziała kiedyś, że Mama ma bardzo silną wolę życia… i chyba coś w tym jest). Przyjmuje sporo różnego rodzaju leków, w tym m.in. Oxyduo. Na nudności pomaga Zofran Zydis – rzeczywiście jest to skuteczny lek, który poprawia komfort życia. Kilka dni temu zaczął się kolejny smutny etap – zauważyłem, że zaczynają się robić odleżyny… Ale jakoś sobie radzimy i zapobiegamy ich zaostrzeniu.
Często się zastanawiam co przyniesie kolejny dzień…