Wypuścili mnie na weekend (byłam tylko 4dni w szpitalu, a tak mnie zmęczyły po pobycie w domu, że głowa mała;)), a teraz znowu na 3tyg;) Chyba uznali, że jestem beznadziejnym przypadkiem i mission not completed;P a tak serio to nie chcą mi dać kolejnej chemii, ciągle mam remisję - podobno jestem rekordzistką - ostra białaczka a ja 4,5 miesiąca w remisji;) dali mi chemię dla konia to się trzymam! szpik mam ok, krew też, tylko te "kropki" na wątrobie i śledzionie.... Mówiąc językiem medycznym: liczne, drobne, rozsiane mikroropnie hypoechogenne;) nauczyłam się całej frazy ostatnio;D
I teraz hit! Takich atrakcji jeszcze nie miałam. Mądre głowy wymyśliły, że wsadzą mnie do... komory hiperbarycznej! Dobrze, że nie do gazowej! Moje pierwsze skojarzenie kosmos kurka, astronauci, będę latać ;P Ale mądra Doti weszła na neta, poczytała i czar prysł. Żadnej lewitacji nie będzie. Tylko siedzenie i czytanie gazetki, tam gdzie ciśnienie jest 2,5 razy wyższe i tlen lepiej przenika do komórek i ma wyleczyć moje "kropki". Podobno leczy "kropki" na tarczycy, a na reszcie jeszcze nie próbowali, tzn., że będę królikiem;] Idę w sob na badania wstępne czy w ogóle mogę tam wejść, jak je przejdę, to od razu wchodzę do komory;D na 1,5h! Wezmę chyba sobie poduszkę, jakbym zasnęła, coś czuję, że może być nudno;) Bo jak na razie jestem excited;)
 

Tak to wygląda w Pzn;)