Bardzo sympatyczny tekst z dzisiejszego lokalnego dodatku Gazety Krakowskiej autorstwa Moniki Pawłowskiej i Eweliny Żebrak.Wiara, nadzieja i miłość czynią cudaNawet najcięższą chorobę można pokonać - przekonują rodzice dzieci, które walczyły o życie. W tej walce pomagali im Czytelnicy "Gazety Krakowskiej"Monika PawłowskaDzięki opatrzności wspaniałym ludziom wokół pokonali ciężką chorobę -Dziś Igorek Bartosz, Michałek Grzesik, Paulina Koneczna i Lenka Paw mają się dobrze i nareszcie mogą cieszyć się dzieciństwem. Dla Czytelników „Gazety Krakowskiej" postanowiliśmy sprawdzić, jak mija im świąteczno-noworoczny czas.Rok temu Michałka nie było jeszcze na świecie, ale rodzice, a za naszym pośrednictwem ludzie wokół dowiedzieli się, że urodzi się z połówką serduszka. Rodzice postanowili walczyć o swoje nienarodzone dziecko. Pomagali im w tym nasi Czytelnicy. I udało się. Michałek. na świat przyszedł w monachijskiej klinice i od razu przeszedł serię skomplikowanych i bardzo kosztownych operacji ratujących życie.Za trzy dni skończy 10 miesięcy. Jest słodkim i niezwykle pogodnym maluszkiem. - Nie znam innego dziecka, które tak często by się uśmiechało-mówi Paweł Grzesik, ojciec Michałka.Rodzice chłopca niedawno dopiero usłyszeli pierwszy donośny płacz malucha. Dotąd Michał prawie w ogóle nie płakał. Michałek potrafi już sam siedzieć, a ostatnio zaczął raczkować i ma zdecydowanie lepszy apetyt. Waży teraz osiem kilogramów i coraz więcej się rusza. -Wszczepienie rozrusznika i po-byty w szpitalu bardzo osłabiły jego mięśnie brzuszka jak również rączki - mówi pan Paweł. -Staramy się mu przywrócić siły poprzez zajęcia rehabilitacyjne i ćwiczenia w domu - wyjaśnia Paweł Grzesik. Rehabilitantka chwali maluszka i twierdzi, że jest coraz lepiej. Michałek szybko nadrabia zaległości. - Jest naprawdę fajnie - mówi Paweł Grzesik. - Mamy trochę badań przed sobą, ale wierzymy, że będzie dobrze.Bohaterzy artykułów w Gazecie Krakowskiej stoczyli ogromną walkę z chorobą. Dziś jeszcze pod opieką lekarzy dochodzą do zdrowia i pełni sił, ale mogą uśmiechać się i żyć. Zamiast poznawać świat poznawali medyczne sformułowania. Zabawę z rówieśnikami musieli zamienić na kontakty z medykami i bolesne zabiegi. Dziś najgorsze mają za sobą, pokonali chorobę i mogą podziękować za wsparcie, dobre słowo, a często finansową pomoc, która uratowała im życie. To Michałek, Igor, Lenka i Paulina, dzieci, których problemy w mijających 2011 roku opisywała „Gazeta Krakowska".Problemy Igora Bartosza z Oświęcimia rozpoczęły się w październiku 2008 roku. Zaczęło się niewinnie, od zapalenia ucha. Później lekarze zdiagnozowali przewlekłe zapalenie ucha prawego oraz niedosłuch, a po kolejnym roku nowotwór tkanki miękkiej. Rodzice Igorka rozpoczęli walkę z chorobą i czasem w berlińskiej klinice. Chemioterapia przyniosła rezultaty. Po dwóch latach Igorek jest zdrowy, choć stale pozostaje pod opieką lekarzy specjalistów.- Byliśmy ostatnio zmartwieni - mówi Monika Bartosz, mama Igorka. - Chrząkał i skarżył się na prawe uszko. Lekarze stwierdzili, że to wynik niedoleczonej infekcji. Igorek bierze leki i czekamy na efekty - dodaje.Kolejne badania kontrolne przejdzie w styczniu. Czeka go rezonans twarzoczaszki i węzłów chłonnych szyjnych, tomograf komputerowy klatki piersiowej i usg brzuszka. Sześcioletni Igorek nareszcie realizuje swoje marzenia. Nauczył się pływać, chodzi do przedszkola, a dwa razy w tygodniu na treningi piłki nożnej.- Będę jak Leo Messi - zapewnia chłopiec. - To najlepszy piłkarz świata. Jak miał pięć lat, potrafił odebrać piłkę w polu karnym, przebiec całe boisko i na koniec strzelić bramkę - dodaje dryblując z piłką. Sześciolatek na swoim koncie ma już pierwsze sukcesy w Akademii Piłkarskiej „Silesia" działającej przy Szkole Podstawowej nr 4.- „Ustrzeliłem hat-tricka", to znaczy strzeliłem trzy bramki w jednej połowie meczu - cieszy się chłopczyk. - Zresztą moja drużyna zawsze wygrywa - dodaje z dumą.Jak przekonuje, w przyszłości będzie grającym piłkarzem z numerem „13". To szczęśliwa trzynastka, bo 13 stycznia rozpoczął chemię, którą uratowała mu życie. A dlaczego grającym? Dostał w prezencie pod choinkę gitarę i perkusję i teraz musi dzielić czas pomiędzy treningi, zabawę z bratem Janoszem i naukę gry na instrumentach.W stroju swojego idola pozuje do zdjęć pod choinką, którą ubierał razem z mamą. A w Wigilię całą rodzinę wprowadził w osłupienie, kiedy pięknie czytał Pismo Święte. Czytać nauczył się w... szpitalu, jak twierdzą rodzice z nudów.Paulina Koneczna z Chełmka od dwóch lat walczy z nowotworem kości. Leczenie przyniosło efekty, choć w czerwcu przyszedł kryzys. - Badania wykazały zmiany w kościach -mówi Ewa Konieczna, mama Pauliny.-Znowu byłam przerażona, ale nie wątpiłam, że wszystko będzie dobrze. Paulinka dostała sterydy do kości.i na razie, odpukać, wszystko jest dobrze - dodaje. Paulina, uczennica klasy pierwszej gimnazjum, uwielbia chodzić do szkoły, choć z powodzeniem mogłaby korzystać z indywidualnego toku nauczania. -Ona potrzebuje wrócić do normalnego życia-mówi pani Ewa. - Ma dość siedzenia w domu, chce jak najszybciej nadrobić zaległości w kontaktach z rówieśnikami - tłumaczy.O sytuacji chorej Lenki Paw z Brzeszcz dowiedzieliśmy się dzięki jej dziadkowi. To właśnie Bronisław Paw zorganizował akcję zbierania nakrętek, do której włączyli się czytelnicy „Gazety Krakowskiej". Zebrane odpady skupowane były przez sponsorów, a pieniądze trafiały na konto małej Lenki. Tym sposobem dziewczynka zdobywała pieniądze na kosztowne operacje. Ilość zebranych, plastikowych odpadów zaskoczyła chyba wszystkich. Każdego dnia redakcja naszej gazety zamieniała się w prawdziwy magazyn nakrętek. A liczył się każdy kilogram.- Udało się zebrać ponad 20 ton nakrętek dzięki czytelnikom „Gazety Krakowskiej" -mówi Bronisław Paw. - To 22 tysiące złotych, które zasilą konto mojej wnuczki - dodaje z dumą dziadek. Przed trzyletnią Lenką najważniejsze badanie. Rezonans magnetyczny, który zostanie przeprowadzony w połowie maja przyszłego roku-każe dalszą drogę leczenia. Dla dziewczynki najlepiej będzie, jeśli uda się wszczepić endoprotezę. - Wtedy potrzeba będzie jedynie 250 tysięcy złotych plus koszty rehabilitacji - tłumaczy dziadek Lenki. - Jeśli jednak okaże się, że nie ma na to szans, Lenka będzie skazana na serię pięciu skomplikowanych operacji, gdzie każda z osobna kosztuje około 300 tysięcy złotych -dodaje.Rodzina małej Leny zamieszkała teraz w Szwecji. Tu mogą liczyć na specjalistyczne porady lekarzy i fachową pomoc. Choroba, z jaką urodziła się dziewczynka, jest bardzo rzadka. To zwyrodnienie układu kostnego. Jedna nóżka Lenki nie rośnie tak jak powinna. Już teraz jest krótsza o 20 centymetrów. Trzylatka chodzi dzięki specjalnej protezie. - Pierwszy „bucik" Lenka dostała na drugie urodziny-mówi Bronisław Paw. - Ciężko było się jej przestawić i zacząć chodzić na dwóch nóżkach. Do tego czasu wszystko robiła na czworaka. Jak już złapała „bakcyla", to zaczęła biegać prawie od razu. Teraz wyrosła już z tamtej protezy i trzeba było zamówić kolejną. Nie jest do niej przekonana, ale myślę, że lada dzień zaskoczy nas wszystkich sprintem w nowym „buciku" - dodaje z uśmiechem dziadek.Choroba Leny to nie jedyne zmartwienie Joanny i Marcina Pawiów, rodziców dziewczynki. Gniewko, jej starszy brat, jest niewidomy. Tylko on przeżył z bliźniaczej ciąży. Gniewko kilka pierwszych miesięcy życia spędził w inkubatorze.Udało mu się przeżyć, niestety, chłopczyk stracił całkowicie wzrok.- Asia chodzi z nim do specjalnej szkoły. Sama też się tam uczy, jak wychowywać niepełnosprawne dzieci - tłumaczy Zofia Paw, babcia Gniewka i Lenki. - To wspaniała matka, która nigdy nie narzeka, chociaż ma do tego powody. Tak sobie myślę, że to właśnie dzięki Asi wszyscy tak zacięcie walczymy o zdrowie Lenki. Ona cały czas ma pewność, że jej córka kiedyś stanie na własnych nogach-do-daje kobieta.Dziadkowie Leny chcą na łamach „Gazety Krakowskiej" podziękować wszystkim, którzy włączyli się do akcji zbierania nakrętek. - To uczucie, kiedy wchodzę do redakcji po kilku dniach a tu kolejne stosy worków z nakrętkami, jest nie do opisania - mówi Bronisław Paw. - Nie chodzi o pieniądze, liczy się uczucie, że są na świecie ludzie, którzy bezinteresownie włączą się do walki o zdrowie obcego dziecka - dodaje wzruszony mężczyzna.Wszystkim naszym bohaterom i Czytelnikom „Gazet Krakowskiej" życzymy w Nowym. Roku dużo zdrowia i jak najmniej problemów. Jak pokazuje życie, wszystko uda się przezwyciężyć.